Integrowanie buddyzmu z własnym życiem

18:30
Słowo Dharma oznacza środek zapobiegawczy. Jest to coś, co czynimy po to, by unikać problemów.

Dharma służy rozwiązywaniu problemów w życiu

Tego wieczoru chciałbym mówić o praktyce Dharmy w codziennym życiu. Słowo Dharma oznacza „środek zaradczy”. To coś, co musimy zrobić, aby uniknąć problemów. Pierwsza rzecz, jaką powinniśmy zrobić, aby zaangażować się w praktykę Dharmy, to rozpoznać różne rodzaje problemów czy trudności, jakich doświadczamy w życiu. Następna to uświadomić sobie, że praktyka Dharmy ma nam pomóc w pozbyciu się owych problemów.

Celem praktyki Dharmy nie jest zyskanie dobrego samopoczucia, miłego hobby, bycie w zgodzie z modą czy cokolwiek w tym stylu. Praktyka Dharmy ma za zadanie pomóc nam w wyeliminowaniu problemów. To oznacza, że aby praktykować w realistyczny sposób, musimy zdać sobie sprawę, że nie będzie to miły proces. Będziemy musieli przyjrzeć się nieprzyjemnym rzeczom i trudnościom w naszym życiu oraz skonfrontować się z nimi – nie uciekać przed nimi, ale zmierzyć się z nimi, przyjmując postawę, że teraz spróbujemy sobie z nimi poradzić.

Nasze problemy mogą przybierać różne formy. Większość z nich wszyscy dobrze znamy – brakuje nam poczucia bezpieczeństwa, przeżywamy trudności w relacjach z innymi, czujemy się wyobcowani, mamy kłopoty ze swoimi emocjami i uczuciami – wszystkich tych rzeczy doświadczamy na co dzień. Trudno nam poradzić sobie z rodziną i rodzicami, którzy chorują i starzeją się. Nie dajemy sobie rady z własną chorobą i starością. A jeśli jesteśmy młodzi, możemy mieć problem ze zorientowaniem się, co zrobić z własnym życiem, jak zarabiać na utrzymanie, w jakim kierunku pójść itd. Musimy przyjrzeć się wszystkim tym rzeczom.

Pomieszanie

Jednym z najważniejszych punktów w naukach buddyjskich jest uświadomienie sobie, że wszystkie te problemy, których wszyscy doświadczamy, mają swoje przyczyny. Nie pojawiają się one bez żadnego powodu. Źródło tych problemów tkwi w nas samych. To wymaga głębokiego wglądu i dla większości ludzi nie jest łatwe do zaakceptowania. To dlatego, że większość z nas ma tendencje, aby zrzucać winę za swoje problemy na innych ludzi lub na sytuacje zewnętrzne. Czujemy na przykład: „Jestem nieszczęśliwa z powodu tego, co zrobiłeś. Nie zadzwoniłeś do mnie, porzuciłeś mnie, nie kochasz mnie. To wszystko twoja wina”. Albo winimy naszych rodziców – za to, co zrobili nam lub czego nie zrobili dla nas, gdy byliśmy małymi dziećmi. Możemy też zrzucać winę na sytuację ekonomiczną, polityczną, społeczną itd. Oczywiście wszystkie te czynniki wpływają na to, jak doświadczamy życia. Buddyzm nie zaprzecza temu. Jednak główna, głębsza przyczyna leży w nas samych – są to nasze własne postawy, a zwłaszcza nasze pomieszanie.

Jeśli chcielibyśmy znaleźć jeden czynnik, który jasno określa, co według nauk buddyjskich znaczy praktykować buddyzm w codziennym życiu, to powiedziałbym, że chodzi właśnie o to. Kiedy mamy kłopoty, zaglądamy w siebie, aby znaleźć ich źródło, a kiedy już to źródło zidentyfikujemy, próbujemy zmienić sytuację od wewnątrz. Gdy mówimy o patrzeniu do wewnątrz siebie i szukaniu przyczyn problemów, to nie chodzi tu o moralną ocenę: „Jestem złym człowiekiem i muszę się zmienić, aby stać się dobry”. Buddyzm nie wydaje moralnych osądów. Próbujemy zlokalizować źródło naszych problemów wewnątrz siebie po prostu dlatego, że cierpimy i chcemy pozbyć się trudności i cierpień, a ich główna przyczyna tkwi w naszych własnych postawach. Budda wyraźnie powiedział, że najgłębszą przyczyną problemów i nieszczęść jest nasze pomieszanie. Tak więc to, co powinniśmy zrobić, to odkryć, jak to pomieszanie wpływa na nasz sposób oceny tego, co się dzieje, i jak możemy skorygować swoją postawę, rozwijając właściwe zrozumienie.

Czego dotyczy nasze pomieszanie? Kilku rzeczy. Jedną z nich jest prawo przyczyny i skutku. Uważamy, że jeśli będziemy działać w określony sposób, to nie przyniesie to żadnego skutku. Możemy na przykład myśleć: „Mogę się spóźnić, zignorować cię i to nie będzie miało żadnego znaczenia”. To błąd, to wyraz pomieszania. Albo sądzimy, że coś, co robimy, lub nasz sposób zachowania przyniesie jakiś absurdalny skutek, który nie ma szans się wydarzyć. Na przykład: „Byłem dla ciebie miły, a więc będziesz mnie za to kochać. Kupiłem ci ładny prezent, dlaczego więc mnie teraz nie kochasz?” Myśląc w ten sposób, wyobrażamy sobie, że nasze działania i zachowania przyniosą nierealistyczny skutek, lub przeceniamy je, sądząc, że przyniosą większy efekt niż to możliwe. Możemy też mieć przekonanie, że pewne rzeczy doprowadzą do określonego skutku, podczas gdy w rzeczywistości przyniosą one skutek przeciwny. Na przykład chcemy być szczęśliwi i myślimy, że sposobem na osiągnięcie szczęścia jest ciągłe upijanie się. Ale to nie daje szczęścia, a przysparza tylko więcej problemów.

Inna rzecz, co do której jesteśmy pomieszani, to sposób, w jaki istniejemy my, inni i świat. Na przykład cierpimy i stajemy się nieszczęśliwi, gdy starzejemy się i chorujemy. Ale czego innego możemy się spodziewać jako istoty ludzkie? Istoty ludzkie chorują i starzeją się, o ile nie umrą młodo – te rzeczy nie są wielką niespodzianką. Kiedy zaczniemy dostrzegać swoje siwe włosy w lustrze i będziemy z tego powodu nieszczęśliwi i zszokowani, to będzie to oznaczało, że nasze widzenie świata i siebie samych jest nierealistyczne i pomieszane.

Powiedzmy, że mamy problem ze starzeniem się. Z powodu naszego pomieszania w tej kwestii – nieakceptowania realności starzenia się – działamy destrukcyjnie, pod wpływem przeszkadzających emocji i postaw. Na przykład kompulsywnie staramy się wyglądać młodo i atrakcyjnie. Kierowani tęsknotą, próbujemy zdobyć rzeczy, które – mamy nadzieję – dadzą nam poczucie bezpieczeństwa, na przykład uwagę i miłość innych, zwłaszcza osób młodszych uważanych przez nas za atrakcyjne. U podłoża tego syndromu leży pomieszane przekonanie, że jesteśmy najważniejszą osobą na świecie i stanowimy centrum wszechświata. Myślimy, że każdy powinien zwracać na nas uwagę. Niezależnie od tego, jak wyglądamy, każdy powinien uważać nas za osobę atrakcyjną i lubić nas. Przyprawia nas to niemal o szaleństwo, jeśli ktoś nie uważa nas za atrakcyjnych albo nas nie lubi. Jeszcze bardziej denerwujemy się, gdy jesteśmy ignorowani – jeśli ludzie nie zwracają na nas uwagi, podczas gdy my chcielibyśmy, aby uważali nas za atrakcyjnych, jeśli nie fizycznie, to przynajmniej w jakiś inny sposób. Ale nawet Buddy Siakjamuniego nie wszyscy lubili, jaka jest więc szansa, że wszyscy będą przepadać za nami?

Nasze pragnienie, aby wszyscy nas lubili, jest nierealistycznym oczekiwaniem. To nie jest rzeczywistość. Takie pragnienie wynika z pomieszania, pożądania i przywiązania do przekonania, że wszyscy powinni uważać nas za atrakcyjnych i zwracać na nas uwagę. Za tym kryje się szkodliwa postawa naiwności. Myślimy, że jesteśmy tak ważni i uroczy, że wszyscy powinni nas lubić i że musi być coś nie tak z osobą, która nas nie lubi. Oczywiście zaczynamy w siebie wątpić: „Jest we mnie coś, co sprawia, że ta osoba mnie nie lubi”, i czujemy się źle albo mamy poczucie winy. To wszystko wynika z naiwności.

Podstawową rzeczą jest praca nad sobą. Właśnie o to chodzi w praktyce Dharmy. Bez względu na to, jaka jest sytuacja – czy mamy problemy, czy brakuje nam poczucia bezpieczeństwa itd. – musimy wejrzeć w siebie, aby zorientować się, co się dzieje. Czego dotyczy pomieszanie kryjące się za przeszkadzającymi emocjami, jakie odczuwam? Jednak jeśli przyjrzymy się relacji, w której tkwimy i która spowodowała powstanie problemów, musimy także zdać sobie sprawę, że nie jesteśmy jedyną pomieszaną osobą. Oczywiście druga osoba w relacji także jest pomieszana. Ale nie chodzi o to, aby po prostu powiedzieć: „Musisz się zmienić. Wszystko, co ja robię, jest doskonałe. To ty musisz się zmienić”. Z drugiej jednak strony nie uważamy, że to tylko my mamy się zmienić, bo moglibyśmy popaść w kompleks męczennika. Próbujemy omówić sprawy otwarcie z drugą stroną, choć oczywiście musi ona być na to otwarta. Musimy uznać, że oboje jesteśmy pomieszani. Oboje mamy problem ze zrozumieniem, co dzieje się w naszej relacji, powinniśmy więc spróbować wyjaśnić pomieszanie, jakie tkwi w nas obojgu. To jest najbardziej realistyczna i zgodna z Dharmą metoda, jaką możemy zastosować.

Zrozumienie Dharmy przed zastosowaniem jej w życiu

Wideo: Censziab Serkong Rinpocze II — „Buddyzm: studiowanie a praktyka”
Aby włączyć napisy, proszę kliknąć na ikonę „Napisy” w prawym dolnym rogu ekranu. Aby zmienić język napisów, proszę kliknąć na ikonę „Ustawienia”, następnie kliknąć „Napisy” i wybrać preferowany przez siebie język.

Istnieje wiele różnych typów praktyki buddyjskiej. Nie wystarczy po prostu uzyskać instrukcji, jak je wykonywać – jakbyśmy się uczyli jakiejś sztuczki. W przypadku wszystkich praktyk jest bardzo ważne, aby zrozumieć, jak dana praktyka pomoże nam przezwyciężyć nasze trudności. Musimy nie tylko nauczyć się, kiedy i jak zastosować daną praktykę, ale także tego, do czego ona służy. To oznacza, że nie zaczynamy od praktyk zaawansowanych. Zaczynamy od początku i budujemy podstawę, tak abyśmy dowiedzieli się – na podstawie kolejności, w jakiej nauczane są nauki buddyjskie – o co chodzi w każdej praktyce.

Prawdą jest, że niektóre nauki mówią: „Jeśli dają ci lekarstwo, nie pytaj, jak ono działa, po prostu je zażyj!”. Choć to dobra rada, musimy rozumieć, że jest ona ostrzeżeniem przed popadnięciem w skrajność. Tą skrajnością jest postawa, w której studiuje się nauki i próbuje je zrozumieć, ale nigdy nie wprowadza się ich w życie. Powinniśmy unikać takiej skrajności. Istnieje jednak druga skrajność, której także powinniśmy się wystrzegać. Polega ona na tym, że wysłuchujemy instrukcji dotyczących jakiejś praktyki, a potem ślepo je stosujemy, bez żadnego zrozumienia, co tak naprawdę robimy i dlaczego. Główny problem, jaki wiąże się z tą skrajną postawą, to brak zrozumienia, jak zastosować tę praktykę w życiu codziennym. Jeśli zrozumiemy, czemu służy dana praktyka – jak działa i do czego prowadzi – wówczas nie będzie potrzeby, aby ktoś inny mówił nam, jak wprowadzić tę praktykę w codzienne życie. Sami będziemy to rozumieć i wiedzieć, jak zastosować ją w życiu.

Kiedy mówimy o wyeliminowaniu naszych kłopotów, mówimy nie tylko o pozbyciu się własnych problemów osobistych, ale także trudności, jakie mamy w pomaganiu innym. „Mam problem z pomaganiem innym, ponieważ jestem leniwy lub samolubny albo zbyt zajęty”. Lub: „Nie rozumiem, na czym polega twój problem, i nie mam pojęcia, co zrobić, aby ci pomóc”. To wielka trudność, prawda? Wszystkie te kłopoty w pomaganiu innym także wynikają z naszego pomieszania. Na przykład możemy w swoim pomieszaniu myśleć, że powinniśmy być Bogiem Wszechmogącym i że wystarczy, gdy zrobimy jedną rzecz, a wszystkie problemy drugiej osoby zostaną rozwiązane. A jeśli tak się nie stanie, to oznacza to, że z tą osobą jest coś nie tak. Nie postąpiła właściwie, więc jest sama sobie winna. Albo my możemy czuć się winni, ponieważ powinniśmy byli być w stanie rozwiązać problemy tej osoby, a skoro nam się to nie udało, to jesteśmy do niczego. To wszystko wynika z niezrozumienia prawa przyczyny i skutku.

Wideo: Dzietsunma Tenzin Palmo — „Aktywny buddyzm”
Aby włączyć napisy, proszę kliknąć na ikonę „Napisy” w prawym dolnym rogu ekranu. Aby zmienić język napisów, proszę kliknąć na ikonę „Ustawienia”, następnie kliknąć „Napisy” i wybrać preferowany przez siebie język.

Przekonanie co do Dharmy

Inną ważną rzeczą jest świadomość, że aby wprowadzić nauki buddyjskie w życie skutecznie i w sposób nieneurotyczny, musimy żywić przekonanie, że naprawdę możliwe jest pozbycie się swoich problemów. Musimy być przekonani, że możemy wyzbyć się pomieszania, postępując według podstawowej zasady buddyjskiej: aby się od czegoś uwolnić, musimy wyeliminować przyczyny, które sprawiają, że to coś się pojawia. Ale oczywiście bardzo trudno jest wyrobić w sobie głębokie, ugruntowane przekonanie, że możliwe jest trwałe pozbycie się całego pomieszania oraz że osiągnięcie wyzwolenia i oświecenia jest możliwe. Jest to szczególnie trudne, jeśli nawet nie rozumiemy, czym jest wyzwolenie i oświecenie. Jak w takiej sytuacji możemy zastanawiać się, czy ich osiągnięcie jest możliwe, czy też nie? Jeśli uważamy, że to niemożliwe, czy nie jest pewną hipokryzją zmierzanie ku czemuś, co naszym zdaniem nawet nie istnieje? Wówczas nasza praktyka nie jest czymś prawdziwym, ale rodzajem jakiejś zwariowanej gry, w którą gramy.

Musimy wyrobić w sobie naprawdę wielkie przekonanie, a to wymaga zarówno intensywnego studiowania i wiele zrozumienia, jak i głębokiego przemyśliwania i medytowania. Musimy być przekonani, że wyzwolenie i oświecenie nie tylko jest możliwe, ale także że my sami możemy je osiągnąć. Nie powinniśmy myśleć, że tylko Budda Siakjamuni mógł tego dokonać, a my nie możemy. Myślmy raczej, że i my to możemy osiągnąć, i wszystkie inne istoty. Musimy również zrozumieć, co powinniśmy zrobić, aby pozbyć się swojego pomieszania. Co naprawdę pomoże nam się od niego uwolnić? Tym, co rzeczywiście pozwoli nam wyzbyć się pomieszania, jest właściwe zrozumienie, dlatego musimy zrozumieć, w jaki sposób właściwe zrozumienie może przezwyciężyć pomieszanie i wyeliminować je, tak aby już nigdy nie powróciło. W wyniku tego zrozumienia widzimy, że sferą, w której faktycznie wykonujemy praktykę Dharmy, jest codzienne życie – to radzenie sobie w każdym momencie ze swoimi problemami, pomieszaniem i trudnościami życiowymi.

Praktyka Dharmy wymaga introspekcji

Praktyka Dharmy to nie jest czas wyjęty z życia, udanie się do miłej, cichej „jaskini medytacyjnej”, czy nawet tylko do swojego pokoju i siedzenie na poduszce, aby uciec przed rozwiązywaniem problemów w życiu. Ucieczka nie jest celem Dharmy. Kiedy udajemy się do cichego miejsca, aby medytować, robimy to w celu rozwinięcia umiejętności radzenia sobie z kłopotami życiowymi. Głównym celem praktyki jest życie. Tym celem nie jest zdobycie medalu olimpijskiego w kategorii siedzenia i medytowania! W praktyce Dharmy chodzi o zastosowanie nauk buddyjskich w życiu.

Co więcej, praktyka Dharmy ma charakter introspektywny. Próbujemy być uważni w stosunku do stanów emocjonalnych, swojej motywacji, postaw i kompulsywnych wzorców zachowania. Musimy zwłaszcza zająć się przeszkadzającymi emocjami. Cechą charakterystyczną przeszkadzającej emocji czy postawy jest to, że kiedy się pojawia, czujemy dyskomfort. Tracimy spokój umysłu i poczucie kontroli. To bardzo pomocna definicja, ponieważ jej znajomość pozwala nam rozpoznać, kiedy działamy pod wpływem takiej emocji. Możemy zorientować się, że w naszym umyśle zachodzi jakiś zakłócający proces, gdy czujemy się niekomfortowo. W takich momentach musimy sprawdzić, co w nas się dzieje, i zastosować odpowiednie antidota, aby temu zaradzić.

Wymaga to rozwinięcia wielkiej uważności wobec tego, co dzieje się wewnątrz nas. Aby w jakimkolwiek stopniu zmienić swój stan emocjonalny, jeśli nam on przeszkadza, musimy zdać sobie sprawę, że jeśli będziemy działać w zakłócony i zakłócający sposób, to przyniesie to wiele cierpienia zarówno nam, jak i innym. Nie chcemy tego, mamy już tego dosyć. A jeśli jesteśmy zdenerwowani, jak możemy pomóc komukolwiek?

Elastyczność

Praktyka Dharmy wymaga zapoznania się z wieloma różnymi, przeciwstawnymi siłami – nie tylko z jedną czy dwiema. Nasze życie jest bardzo złożone i zastosowanie jednego, konkretnego antidotum nie zawsze wystarczy. Jedna, określona praktyka nie w każdej sytuacji będzie najskuteczniejsza. Aby naprawdę być w stanie zastosować nauki buddyjskie w życiu, trzeba rozwinąć wielką elastyczność i używać wielu różnych metod. Jeśli dana metoda nie działa, stosujemy inną, a jeśli i ta nie daje rezultatu, próbujemy kolejnej.

Mój nauczyciel, Censziab Serkong Rinpocze, zwykł był mawiać, że kiedy próbujemy zrobić coś w życiu, zawsze powinniśmy mieć opracowane dwa albo trzy plany alternatywne. Wówczas jeśli plan A nie zadziała, nie poddamy się, bo będziemy mieć plan B albo C. Któryś z nich w końcu zadziała. Przekonałem się, że to bardzo pomocna rada. Podobnie jest z Dharmą: jeśli w określonej sytuacji nie zadziała metoda A, zawsze będziemy mieć plan rezerwowy. Są inne rzeczy, którymi możemy się wesprzeć. Wszystko to opiera się oczywiście na studiowaniu, uczeniu się różnych metod i medytacji, które potem praktykujemy w celu przygotowania się, tak jakbyśmy wykonywali trening fizyczny. Pracujemy, aby zapoznać się z tymi metodami i wyćwiczyć się w nich, abyśmy byli w stanie zastosować je w życiu, gdy będziemy ich potrzebować. To wymaga patrzenia na Dharmę nie jak na hobby, ale jak na pełnoetatowe zajęcie.

Unikanie skrajności

Stosujemy praktykę Dharmy w rodzinie. Stosujemy ją w relacjach z naszymi rodzicami, dziećmi, współpracownikami. Robiąc to, musimy jednak unikać skrajności. Już nieco wspominałem o tym. Musimy unikać skrajnej postawy polegającej na winieniu innych za nasze problemy albo na braniu całej odpowiedzialności na siebie – obie strony mają swój udział. Możemy próbować nakłonić innych do zmiany, ale najprościej jest zmienić samych siebie.

Zatem koncentrujemy się na własnym rozwoju. Ale robiąc to, musimy unikać skrajności polegającej na narcystycznym zajmowaniu się wyłącznie sobą. Przy takim zaabsorbowaniu sobą zawsze patrzymy tylko na siebie i nie zwracamy uwagi na nikogo innego. Może to wzmocnić poczucie, że jesteśmy centrum wszechświata, a nasze problemy są najważniejsze na świecie. Problemy innych osób nie są wtedy ważne.

Inną skrajnością jest myślenie, że wszyscy jesteśmy źli albo że wszyscy jesteśmy dobrzy. To prawda, że musimy rozpoznać swoje trudne cechy – cechy, nad którymi musimy pracować. Ale musimy także poznać swoje pozytywne strony i cechy, abyśmy mogli je rozwijać coraz bardziej. Wielu z nas, ludzi Zachodu, ma niskie poczucie własnej wartości. Jeśli skupimy się zbytnio na własnych problemach i pomieszaniu, możemy łatwo wzmocnić swoje niskie poczucie własnej wartości. A przecież nie o to chodzi.

Kontrolując nasze przeszkadzające emocje, musimy jednocześnie równoważyć je, pamiętając o naszych dobrych cechach. Nawet u najokrutniejszych ludzi przejawiają się czasem dobre cechy. Bez wątpienia mieli kiedyś na kolanach szczeniaka czy małego kotka, którego głaskali i odczuwali w stosunku do niego jakieś ciepłe uczucia. Prawie każdy miał takie doświadczenie. Tak więc rozpoznajemy, że jesteśmy w stanie dać trochę tego rodzaju ciepła, i dzięki temu widzimy również swoje dobre strony. Praktyka Dharmy nie polega tylko na pracy nad naszymi negatywnymi stronami – musi ona być zrównoważona. Musimy także pracować nad wzmocnieniem naszych dobrych cech.

Próbując zachować równowagę między rozpoznaniem swoich braków i dobrych cech, musimy unikać innych skrajnych postaw. Jedną z nich jest poczucie winy: „Jestem zły. Powinienem praktykować, a ponieważ nie praktykuję, to jestem jeszcze gorszy”. Słowo „powinienem” należy wyeliminować ze sposobu patrzenia na praktykę Dharmy. To nigdy nie jest kwestia „powinności”. Jeśli chcemy pozbyć się problemów i uniknąć dalszych kłopotów w przyszłości, najzdrowszą postawą będzie po prostu myślenie: „Chcę pozbyć się swojego problemu, ta praktyka mi w tym pomoże”. A to, czy będziemy wykonywać tę praktykę, czy nie, to nasz własny wybór. Nikt tu nie mówi: „Powinieneś zrobić to czy tamto, jeśli tego nie zrobisz, to znaczy, że jesteś zły”.

Ale musimy także unikać innej skrajnej postawy: „Wszyscy jesteśmy doskonali. Po prostu wejrzyj w swoją naturę Buddy, wszystko jest doskonałe”. To bardzo niebezpieczna postawa, która może prowadzić do myślenia, że nie musimy się zmieniać czy porzucać żadnego z naszych negatywnych nawyków, ponieważ już jesteśmy doskonali. Musimy unikać obu tych skrajności – zarówno poczucia, że jest się złym, jak i poczucia, że jest się doskonałym. Po prostu musimy wziąć odpowiedzialność za siebie. To klucz do zintegrowania Dharmy z codziennym życiem. Bierzemy odpowiedzialność za siebie, aby podnieść jakość naszego życia.

Inspiracja

Pracując nad sobą, możemy czerpać inspirację zarówno od duchowych nauczycieli, jak i od społeczności osób praktykujących z nami. Jednak dla większości ludzi fantastyczne historie o mistrzach żyjących wiele wieków przed nami, którzy umieli latać, nie stanowią stabilnego źródła inspiracji. To dlatego, że do takich rzeczy bardzo trudno się odnieść i mogą one pchnąć nas w kierunku myślenia magicznego. Najlepszym źródłem inspiracji są żyjący nauczyciele, z którymi mamy jakiś kontakt, nawet jeśli jest on minimalny.

Buddowie czy naprawdę wykwalifikowani nauczyciele nie próbują zrobić na nas wrażenia ani nas zainspirować. Można ich przyrównać do słońca. Słońce nie próbuje ogrzać ludzi – funkcjonuje tak, że w naturalny sposób ogrzewa innych. To samo dotyczy wielkich nauczycieli duchowych. Inspirują nas spontanicznie i naturalnie po prostu tym, jacy są w życiu – swoim charakterem i sposobem radzenia sobie z różnymi sprawami. Tu nie chodzi o sztuczki magiczne. To, co najbardziej inspirujące, jest bardziej realistyczne i przyziemne.

Pamiętam Dudzioma Rinpoczego. Umarł wiele lat temu. Był głową szkoły ningma i jednym z moich nauczycieli. Cierpiał na straszną astmę. Ja także choruję na astmę, wiem więc, co to znaczy mieć trudności w oddychaniu. Wiem, jak ciężko jest nauczać, gdy nie można oddychać normalnie, ponieważ cała energia musi wtedy zostać skierowana do wewnątrz, aby uzyskać dość powietrza. Wtedy energia z trudem wychodzi na zewnątrz. Widywałem Dudzioma Rinpoczego w sytuacji, w której mimo ostrych ataków astmy wychodził na scenę i nauczał. Nie był w najmniejszym stopniu zdenerwowany chorobą i radził sobie z nią w niesamowity sposób, jednocześnie udzielając zadziwiających nauk. Było to niewiarygodnie inspirujące i przy tym bardzo praktyczne – żadnych magicznych sztuczek. To przykład radzenia sobie z rzeczywistymi sytuacjami życiowymi, który stanowi źródło inspiracji.

Gdy idziemy ścieżką duchową i robimy postępy, możemy także czerpać inspirację od samych siebie. To także ważne źródło inspiracji. Inspirują nas nasze własne postępy. Robiąc to, musimy być jednak bardzo delikatni. Większość ludzi nie jest w stanie poradzić sobie z tym emocjonalnie, ponieważ, jeśli czynimy jakieś postępy, mamy skłonność do przyjmowania aroganckiej postawy. Musimy więc precyzyjnie określić, co oznaczają postępy.

Postępy na ścieżce

Po pierwsze, musimy uświadomić sobie, że ten proces nigdy nie przebiega liniowo – w jego trakcie ciągle doświadczamy wzlotów i upadków. Jest to jedna z głównych cech samsary i nie chodzi tutaj tylko o odrodzenia w wyższych i niższych światach. Te wzloty i upadki także odnoszą się do codziennego życia. Teraz czuję się szczęśliwy, a teraz nieszczęśliwy. Mój nastrój raz jest dobry, a raz zły. Teraz mam ochotę praktykować, a teraz nie mam na to ochoty – to się ciągle zmienia, nie bądźmy więc zaskoczeni. W rzeczywistości tak będzie aż do czasu, gdy uzyskamy stan arhata – wyzwolonej istoty wolnej od samsary. Aż do tego poziomu, który jest niezwykle zaawansowany, będziemy doświadczać w samsarze wzlotów i upadków. Nie powinniśmy się zniechęcać, gdy po długim okresie praktykowania napotkamy na przykład na trudności w związku miłosnym. Nagle jesteśmy w stanie emocjonalnego rozbicia – to się zdarza! Nie oznacza to, że jesteśmy beznadziejnym praktykującym. To jest naturalne, biorąc pod uwagę rzeczywistość naszej samsarycznej kondycji.

Cuda zazwyczaj nie zdarzają się w praktyce Dharmy. Jeśli chcemy zastosować Dharmę w życiu codziennym, nie oczekujmy cudów, zwłaszcza jeśli chodzi o nasze postępy w praktyce. Jak realistycznie zmierzyć postępy? Jego Świątobliwość Dalajlama radzi, aby nie rozpatrywać ich w kategoriach jednego czy dwóch lat praktyki Dharmy, ale po pięciu czy dziesięciu latach zadać sobie pytanie: „Czy jestem spokojniejszą osobą niż pięć lub dziesięć lat temu? Czy jestem w stanie lepiej radzić sobie w trudnych sytuacjach i nie popadać z ich powodu w przygnębienie czy zdenerwowanie?” Jeśli odpowiedź jest twierdząca, oznacza to, że poczyniliśmy pewne postępy, i to jest inspirujące. Wciąż mamy problemy, ale ta świadomość daje nam siłę, aby iść dalej. Nie denerwujemy się już tak mocno, kiedy sprawy idą źle. Umiemy też szybciej się „pozbierać”.

Kiedy mówimy o sobie jako o źródle inspiracji, najważniejszą rzeczą jest to, że ta inspiracja daje nam siłę, aby iść dalej ścieżką. To dlatego, że zyskujemy przekonanie, iż zmierzamy we właściwym kierunku. A jesteśmy o tym przekonani tylko wtedy, gdy mamy oparte na realistycznych podstawach zrozumienie tego, co znaczy iść w tym kierunku – a mianowicie to, że, idąc w tym ogólnym kierunku, nadal będziemy doświadczać wzlotów i upadków.

To są pewne ogólne wskazówki, jak zintegrować praktykę Dharmy z codziennym życiem. Mam nadzieję, że będą pomocne. Dziękuję za uwagę.

Top