Zwrotka 17: Życie w odosobnieniu
Obym dostąpił życia w miejscu odosobnienia, z dala od granic (wszelkiego miasta) i jak martwe ciało dzikiej zwierzyny, skrył się w samotności i żył bez przywiązań.
Jest to bardzo podobne do tego, co Śantidewa wyjaśnia w ósmym rozdziale swego tekstu:
(VIII.37) Obym więc żył w odosobnieniu w uroczych, zachwycających lasach, z niewieloma kłopotami, w szczęśliwości i dobrostanie, uciszając wszystko, co odciąga uwagę.
(VIII.35) Niech to ciało pozostaje w oddzieleniu, samotne, ani nie rozwijając intymnych przyjaźni, ani konfliktów. Jeśli już zaliczam się do umarłych, to nie będę opłakiwany, kiedy rzeczywiście umrę.
Tutaj Atiśa mówi, że jeśli chcemy się doskonalić, to właśnie oznacza wyrażenie dostąpić i rzeczywiście się rozwinąć, to najlepiej jest zacząć żyć w jakimś cichym, odosobnionym miejscu z dala od granic wszelkiego miasta, to właśnie oznacza słowo klasztor po tybetańsku: ciche miejsce z dala od miast – i być jak martwe ciało dzikiej zwierzyny. Jak objaśnia Śantidewa, to oznacza, że jeśli już zaliczamy się do martwych, to nie będzie żałobników przeszkadzających nam i robiących wokół nas scen rozpaczy kiedy umieramy.
Będziemy wtedy mogli praktykować właściwie, żeby pomóc sobie w przyszłych wcieleniach oraz skrywać się w samotności i żyć bez przywiązań. Oczywiście, nie wszyscy z nas mogą tak zrobić. Jego Świątobliwość często powtarza, iż jedynie bardzo niewielki procent ludzi poczuwa się do możliwości życia w odosobnieniu i poświęcenia swego życia medytacji, a dla większości z nas lepszym wyjściem jest pozostawanie w społeczeństwie i na tyle, na ile możemy, pomaganie innym. Czasem jednak pomaga udanie się na tego rodzaju odosobnienie na jakiś czas, przebywanie w spokojnym miejscu i albo medytowanie, albo praca nad pisaniem rzeczy związanych z Dharmą czy nad czymkolwiek co zechcemy zrobić. To jest możliwe. Kiedy myślimy o wielkich mistrzach z przeszłości, a także również o niektórych obecnych, którzy żyli w podobny sposób – daje to nam wiele inspiracji.
Zwłaszcza dla osób początkujących stosunkowo spokojne i ciche położenie jest lepsze, gdyż jest tam mniej rzeczy odciągających uwagę. Nie miejmy tu jednak nadmiernie romantycznych wyobrażeń o Indiach i Nepalu, to nie są spokojne i ciche miejsca. To są Krainy Dźwięku. Tybetańskie klasztory są skrajnie hałaśliwe. Wszyscy wykonują swoje praktyki na głos. Zaś nawet będąc samotnie w jakimś cichym i spokojnym miejscu, oczywiście, możemy mieć bardzo wiele hałasu w głowie. Tak więc zewnętrzny spokój wcale nie jest gwarancją, że wewnątrz będzie spokojnie. Jednak jeśli na zewnątrz panuje spokój, wielu ludziom to pomaga.
Zwrotka 18: Przezwyciężanie lenistwa
Wykonywanie jakiejś stabilnej, codziennej praktyki
Obym (tam) zawsze trwał stabilnie ze swą postacią Buddy.
Tam – odnosi się do odosobnienia w jakimś cichym oddalonym miejscu – obym zawsze trwał stabilnie ze swą postacią Buddy. Mamy tu więc kolejne nawiązanie do praktyki tantry, które wprowadza Atiśa.
Mówi: „Obym zawsze trwał stabilny”. W celu uzyskania stabilności musimy wykonywać codzienną praktykę medytacyjną, jakakolwiek mogłaby ona być. Zwłaszcza wiodąc bardzo aktywne życie i robiąc wiele rzeczy, bardzo pomaga, jeśli codziennie wykonujemy jakąś stałą praktykę. Bez względu na szaleństwa dziejące się w naszym życiu mamy ten stabilny stan umysłu, tę stabilną przestrzeń, którą odwiedzamy codziennie. Daje to nam poczucie ciągłości. To jest bardzo ważne dla utrzymania stabilności.
A jeśli pracujemy z jakąś postacią Buddy, jakimś „jidamem”, jak w tantrze, to porzucamy stary obraz siebie wiodącego ruchliwe życie i przybieramy obraz siebie – opierając się na zrozumieniu pustki oraz na bodhiczitcie i, oczywiście, na wyrzeczeniu się. Ten obraz siebie jako Buddy w formie jakiejś postaci Buddy, takiej jak Awalokiteśwara czy Tara, ucieleśniającej owe rozmaite zalety Buddy, które usiłujemy osiągnąć.
Kiedy więc odchodzimy w jakieś spokojne miejsce, bardzo ważne jest, żeby „odciąć się”, jak powiada Śantidewa, zarówno ciałem jak i umysłem od całej tej krzątaniny.
(VIII.89) Rozważywszy, z aspektami takimi jak te i dalszymi, korzyści odcięcia (się) i całkowicie uciszając tym swe błąkające się myśli, będę medytować nad bodhiczittą.
Nie tylko nasze ciało odchodzi fizycznie w jakieś odosobnione miejsce. Odcinamy również swój umysł od wszystkich skojarzeń, przywiązań itd. Odcinamy własny umysł od obrazu siebie z tego miejsca, które opuściliśmy. To dlatego pracowanie z jakąś postacią Buddy bardzo pomaga zastępować tamten samsaryczny wizerunek siebie czymś bardziej “nirwanicznym”, jeśli można posłużyć się takim słowem i nie mieć wszystkich tych starych skojarzeń, negatywnych skojarzeń, negatywnych w znaczeniu przeszkadzających i niepokojących emocji. Dana postać Buddy przedstawia sobą nasze przyszłe oświecenie, które zamierzamy osiągnąć przy pomocy bodhiczitty.
Przypominanie sobie o swoich niedociągnięciach, aby wznosić się ponad lenistwo
A gdy powstanie poczucie lenistwa czy znużenia, obym wyliczał swe niedociągnięcia
Jak często mówiłem, do czasu kiedy staniemy się arhatem samsara nadal wznosi się i opada. Taka jest natura samsary. Czasem mamy ochotę medytować, a czasem nie mamy. Czasem medytacja idzie dobrze, a czasem nie. Czasem czujemy lenistwo i znużenie, a innym razem nie. A rzeczą ważną jest, żeby po prostu kontynuować mimo wszystko. Jak powiedziano we którejś z wcześniejszych zwrotek, uważamy przeszkody za złudzenie. Nie róbmy jakiejś wielkiej sprawy z tych wzlotów i spadków. Po prostu kontynuujmy.
Żeby pomóc sobie przekroczyć to lenistwo i znużenie, Atiśa mówi, żeby wyliczać sobie swe niedociągnięcia. Innymi słowy, przypominać sobie, że to lenistwo i znużenie jest niedociągnięciem - jest przeszkodą, którą chcemy pokonać. Przypominamy więc sobie własną motywację, iż medytujemy po to, żeby przezwyciężyć tego rodzaju rzeczy jak lenistwo, zniechęcenie, znużenie, użalanie się nad sobą, przywiązania całkowicie zaprzątające umysł lub gniew, czy cokolwiek to jest.
Przypominając sobie samym, że: “Hej, to właśnie dlatego tu siedzę. Właśnie dlatego chcę medytować, że odczuwam lenistwo i nie chcę robić niczego konstruktywnego”, to potwierdza naszą motywację i daje nam siłę, by przeć dalej naprzód. I to jest część wytrwałości – uznajemy to, iż samsara będzie wznosić się i opadać – uznajemy tę trudność i nie mamy co do tego żadnych złudzeń, więc przemy dalej i podejmujemy wysiłek.
Kiedy przypomnieliśmy samym sobie własną motywację przezwyciężenia tych niedociągnięć, wtedy:
Poprawianie siebie samodyscypliną
I przywoływał zasadnicze punkty panowania nad sobą.
To się odnosi do dyscypliny etycznej, dyscypliny poprawiania swoich potknięć. I wyjaśnia się tutaj, że musimy rozpoznawać swoje potknięcia, swoje niedociągnięcia, kiedy powstają, a wtedy pamiętać o poprawianiu ich – samemu. To jest właśnie coś, do czego często odnosimy się jako do „wewnętrznego guru”. Nie potrzebujemy żadnego zewnętrznego guru, żeby nas poprawiał. Nie potrzebujemy policjanta, mamy czy taty. Sami poznajemy, kiedy działamy w sposób nie będący w zgodzie z tym, co staramy się osiągnąć, kiedy działamy w sposób, który nie jest konstruktywny.
A wtedy po prostu to poprawmy. Nie krążmy tu i tam. Po prostu to zróbmy, jak mawiała moja mama: “prosto do góry i na dół”. Po prostu to zróbmy. To jak branie prysznica, kiedy wiemy, że woda jest nieco chłodna – „Cóż, po prostu to zrób to, po prostu wejdź pod wodę. Albo weź prysznic, albo go nie bierz. Jeśli masz to zrobić, to po prostu to zrób!”
Zwrotka 19: Bycie uprzejmym i przyjaznym, kiedy przypadkiem spotykamy innych
Lecz gdyby zdarzyło mi się widzieć innych, obym mówił do nich łagodnie, delikatnie i szczerze, wyzbywszy się wszelkich krzywych spojrzeń i niedostępnego wyrazu, zawsze z uśmiechem na twarzy.
To, znowu, bardzo przypomina tekst Śantidewy.
(V.71) Będę więc panować nad sobą i zawsze okazywać uśmiechniętą twarz. Wyzbędę się spoglądania krzywo, z grymasem (dezaprobaty) na twarzy. Będę przyjazny wobec błądzących tam istot i szczery.
Nawet żyjąc i praktykując w odosobnieniu, niewątpliwie będziemy spotykać ludzi. We wszelkich kontaktach, jakie mamy, ważne jest, by zachowywać się w sposób spokojny i delikatny. Jeśli jesteśmy stabilni w swojej praktyce, to będziemy spokojni, a to z kolei uspakaja innych.
Ważne jednak, by nie stać się sztywniakiem, kiedy się wyciszyliśmy. Na przykład po pierwszych latach swojego pobytu w Indiach wróciłem do Ameryki i spędziłem jakiś czas ze swoją siostrą. Jej komentarz brzmiał: “Jesteś taki spokojny, że mogłabym zwymiotować”. Byłem jak zombie pozostając przez cały czas spokojny i nie okazując naprawdę żadnego emocjonalnego podniecenia ani niczego podobnego – moja siostra jest kobietą pełną emocji. Tak więc bycie spokojnym i łagodnym nie oznacza, że nie mamy na twarzy żadnego wyrazu i tylko chodzimy jak zombie. Nasze twarze muszą wyrażać uczucia i reakcje.
A mówiąc o naszym wyrazie twarzy, tekst mówi, żeby wyzbyć się wszelkich krzywych spojrzeń i niedostępnego wyrazu twarzy. Dotyczy to zwłaszcza zarozumialstwa – myślimy, jak bardzo jesteśmy cudowni, ponieważ „Wiodę życie duchowe”. Patrzymy na innych z góry z dezaprobatą i patrząc krzywo: “Aha, ty się zajmujesz interesami?” albo w odniesieniu do samsarycznych zachowań: “Nadal pijesz piwo?”, “Nadal pijesz wino?” I patrzenie na kogoś z wielką dezaprobatą i lekceważeniem.
Powinniśmy więc zawsze utrzymywać uśmiech na twarzy, lecz to nie oznacza reklamowego uśmiechu z pełną wystawą zębów, czyli czegoś całkowicie nieprawdziwego - natomiast, jak mówi tu Atiśa, być szczerzy, mówić z serca, nie być pretensjonalni, nie zadzierać nosa, nie wyrażać dezaprobaty czy czegoś podobnego. Jak zawsze powiada Jego Świątobliwość, to, po prostu, radość kiedy można spotkać innego człowieka, jak człowiek z człowiekiem.
Podczas programu ćwiczenia wrażliwości jednym z aspektów jest staranie się, żeby obserwować własny wyraz twarzy. Staramy się zauważać, czy posyłamy krzywe spojrzenie, czy marszczymy czoło albo mamy grymas na ustach. Jeśli zauważamy, że jakoś spinamy mięśnie twarzy, to staramy się rozluźniać twarz, rozluźniać wyraz ciała. To jest bardzo ważne, gdyż często stwierdzamy, iż na twarzy pojawia się u nas jakiś grymas czy wyraz dezaprobaty. To się komunikuje innym. My tego nie widzimy, lecz ta druga osoba to widzi.
Z drugiej strony to może wpadać w drugą skrajność – nadmiaru. Możemy zauważyć tę skrajność u innych, kiedy, na przykład mówimy coś, a druga osoba reaguje nadmiernie wyrazem twarzy i sprawia, że czujemy się z tym bardzo niewygodnie “Ta osoba dużo bardziej przejmuje się tym, co powiedziałem, niż ja sam”.
Zwrotka 20: Bycie hojnym i nie współzawodniczenie z tymi, z którymi żyjemy i praktykujemy
A kiedy stale spotykam innych, obym nie skąpił, lecz znajdował radość w dawaniu i wyzbył się wszelkiej zazdrości.
Czasem mieszkamy razem z innymi ludźmi, czy to podczas odosobnienia z ludźmi myślącymi podobnie, czy z innymi robiącymi coś innego niż my. Kiedy więc stale ich widzimy, to ważne, żeby nie być skąpym na punkcie własnego dobytku: “To moje, nie wolno ci tego ruszać”, “To moje jedzenie w lodówce” i “To moje krzesło”, to brzmi jak z bajki o Trzech małych niedźwiadkach: “To moje krzesełko, ktoś siedział na moim krzesełku”, “Ktoś spał w moim łóżeczku” itd. To wprowadza ogromnie dużo niepokoju w związkach z ludźmi z którymi wspólnie żyjemy.
Lecz znajdował radość w dawaniu, dzieląc się z innymi. I również wyzbywamy się zazdrości. To odnosi się do zazdroszczenia innym ich dóbr: „Chcę używać wszystkich twoich rzeczy, bo są lepsze od moich”, coś w tym rodzaju. Oczywiście, nie jest łatwo wdrożyć to w praktyce, ponieważ bardzo często są inne osoby, które zawsze nas wykorzystują i zawsze korzystają z naszych rzeczy a nie swoich itd. To wymaga ogromnej cierpliwości.
To jest naprawdę bardzo interesujące. Kiedy są to osoby, które rzeczywiście bardzo lubimy i uważamy za bardzo bliskie, to chętnie dzielimy się z nimi wszystkim. I nie denerwuje nas, nawet jeśli używają naszej szczoteczki do zębów. Natomiast są inne osoby, wobec których nie odczuwamy takiej bliskości i nie chcemy nawet siedzieć z nimi przy jednym stole, dzielić z nimi stołu. Wiele więc będzie zależało od wyrównywania swojej postawy wobec innych.
A kiedy musimy ustanowić pewne granice, robimy to na podstawie oddzielenia tego, co konstruktywne od tego, co destrukcyjne. Nie dajesz swojego komputera do zabawy dziecku, które może go popsuć, ani komuś nieodpowiedzialnemu, kto, podobnie, prawdopodobnie go by zepsuł. Lecz w granicach tego, co nie będzie destrukcyjne – ważne, by się dzielić z innymi. Jak mówię, nie jest to łatwe w praktyce życiowej.
Jednak radujmy się dawaniem – to jest klucz. Dzielenie się z innymi uszczęśliwia nas. Większość z nas zna to uczucie, ponieważ większość z nas tego doświadczyła. Kiedy kogoś naprawdę kochamy, uszczęśliwia nas dawanie jej czegoś. Jesteśmy szczęśliwi, kiedy ona to przyjmuje i to jest użyteczne. Staramy się więc poszerzyć to uczucie chęci dzielenia się na tych, z którymi nie odczuwamy bliskości. W ten sposób – nie skąpiąc, nie będąc zazdrosnym o to, co mają inni i będąc szczęśliwym mogąc dawać – jesteśmy bardzo przyjaźnie nastawieni.
Z drugiej strony musimy być bardzo silni i uparci jak woły w utrzymywaniu swojej praktyki. Jeśli ktoś chce zabrać tyle naszego czasu, że nie możemy wykonywać swojej codziennej praktyki itp., to musimy ustanowić granice. Jeśli ktoś chce używać naszych miseczek ofiarnych jako popielniczki, to mu na to nie pozwalamy, nie dzielimy się tym w ten sposób. Musimy więc być uparci w swojej praktyce i nie pozwalać innym przekraczać określonych granic.
Gesze Ngałang Dhargjej przytaczał popularne tybetańskie powiedzenie, które o tym mówi: “Nie oddawaj innym uzdy przewleczonej przez pierścień w swoim nosie, lecz trzymaj ją we własnych rękach”. W nosie byka umieszcza się pierścień i przez ten pierścień przechodzi uzda, a więc byk musi iść tam, gdzie go ktoś prowadzi – to może być też bawół. Wyrażenie to brzmi więc: “Nie oddawaj innym uzdy przewleczonej przez pierścień w swoim nosie, lecz trzymaj ją we własnych rękach”. Innymi słowy “Sam bądź panem tego, co robisz”. W związku z tym Atiśa mówi:
Zwrotka 21: Cierpliwość wobec innych
Aby chronić umysły innych, obym wyzbył się wszelkiej rywalizacji i zawsze żywił cierpliwą tolerancję.
Staramy się więc zadawalać innych, uszczęśliwiać ich, nie sprzeczać się z nimi. To właśnie oznacza rywalizacja – sprzeczanie się z kimś i stałe kłócenie się. Tsongkhapa ujął to bardzo zgrabnie: “Jeśli zgadzasz się z drugą osobą, to kończy spór”. Po prostu się zgadzamy: “Zgadzam się z tobą, nie kłócę się z tobą” i po sprawie. Znów, zależy to od danej kwestii, lecz ogólnie – zwłaszcza jeśli ta druga osoba nie słucha naszego stanowiska i jest całkowicie zamknięta na wszelką argumentację, to nawet jeśli mówi coś całkowicie oburzającego, mówimy po prostu: Taak, taak”. Spieranie się jest bezcelowe.
To powraca do tego zdania – pochodzi ono pierwotnie z Klejnotowej ozdoby [Sanskr. Ratnawali] Nagardżuny – “przegraną przyjmować na siebie, zwycięstwo zaś ofiarowywać innym”. Jest to jedno z centralnych stwierdzeń w Ośmiu zwrotkach lodźjong czyli Ćwiczenia postawy.
(5) Kiedy inni z zazdrości potraktują mnie niesprawiedliwie, łajaniem, obrazą i jeszcze bardziej, obym porażkę brał na siebie, zaś zwycięstwo oddawał innym.
Jest to bardzo ważna i pomocna rada. Przyjmujmy przegraną na siebie: “W porządku, ja się mylę. Ty masz rację”. A cóż to za różnica? Nie musimy mieć zawsze ostatniego słowa. O to właśnie chodzi w poprzedniej zwrotce.
Jednak są określone granice. Jeśli ktoś zamierza zrobić coś destrukcyjnego, to musimy temu postawić granicę. Jeśli ktoś mówi: “Chodźmy sobie postrzelać do kangurów” – stawiamy granicę. “Nie” – nie zgadzamy się na to. Zaś jeśli ktoś mówi “Niebo jest zielone” a my mówimy “Nie, jest błękitne” to jaki jest sens spierać się o to? A kogoż to obchodzi? To ma szczególnie znaczenie wtedy, kiedy jest mnóstwo sporów politycznych czy religijnych, a ta druga osoba absolutnie nie zamierza nas wysłuchać. Jaki cel miałoby wtedy spieranie się? Wtedy staje się to tylko czczą paplaniną i trwa, trwa i trwa – dlatego mówimy po prostu: “W porządku, Porozmawiajmy o czymś innym”. I to się kończy.
Zwłaszcza kiedy ktoś nas krytykuje czy wytyka nasze błędy albo pomyłki, to mówimy “Dziękuję”. “Dziękuję za zwrócenie mi na to uwagi” – bez względu na to, czy to jest prawda, czy nie. Bronienie się jest bezcelowe. A często to, co ten ktoś mówi, jest prawdziwe. Zwłaszcza nie powinno się przyjmować postawy obronnej, kiedy ktoś wytyka nam daną rzecz, żeby nas zranić czy przejawić agresję itp. Jeśli nasza odpowiedź brzmi: “Dziękuję, że zwróciłeś mi na to uwagę”, to absolutnie rozbraja całą wrogość tej osoby. Koniec kłótni.
Nie mówimy jednak tego bez przeanalizowania, czy to, o co nas się oskarża, jest prawdziwe. Oczywiście, musimy sprawdzać te rzeczy i je rozróżniać. Jeśli ktoś mówi: “Zabrałeś moje pióro”, a my nie braliśmy tego pióra, to nie mówimy po prostu: “Dziękuję (że zwróciłeś mi na to uwagę)”, ponieważ wtedy ta osoba powie: “No, to oddaj mi je”, a my go nie mamy. Dotyczy to stwierdzeń w rodzaju “Jesteś chciwy” albo “Jesteś taki czy owaki” Jeśli ktoś oskarża nas w ten sposób, to mówimy: “Przykro mi, dziękuję za zwrócenie mi na to uwagi. Będę nad tym pracować”. Nie przyjmujmy postawy obronnej.
Zwrotka 22: Bycie dobrym przyjacielem i nauczycielem
Nie bycie zmiennym w swojej przyjaźni
Obym nie łasił się, ani nie był zmienny w przyjaźni, lecz zawsze pozostawał wierny.
To jest ważne w przyjaźni. Jest takie wyrażenie “przyjaciele na dobrą pogodę” o osobach, które są przyjazne nam jedynie wtedy, kiedy rzeczy idą dobrze i jesteśmy w dobrym położeniu, lecz kiedy jesteśmy w opałach i niezbyt przyjemnie być w naszym towarzystwie, to nas porzucają, opuszczają. Dlatego zwłaszcza wtedy, kiedy inni ludzie mówią niedobre rzeczy, robią błędy, ranią nas itp., ważne, by mimo wszystko nadal życzyć im, żeby byli szczęśliwi.
Nie powinniśmy jednak się łasić. Łaszenie się do kogoś oznacza przesadne przypochlebianie się mu. Komplementujemy kogoś, zwłaszcza kiedy jest miły, lecz porzucamy, kiedy nie jest miły.
A zmienność w przyjaźni oznacza stałe zmienianie przyjaciół. Porzucamy przyjaźnie, żeby zawierać nowe. To oznacza nowe podboje, zwłaszcza jeśli wiąże się z seksualnością.
Wszystko to pokazuje, że nasza przyjaźń nie jest stabilna. Albo nie jesteśmy przekonani, że ta osoba jest naszym przyjacielem, albo brak nam szczerości w przyjaźni. W tym więc znaczeniu powinniśmy pozostawać wierni – nie tylko na dobrą pogodę, lecz i na złą, i nie tylko kiedy postępują miło, lecz również kiedy robią błędy.
Szacunek dla przyjaciół
Obym wyzbył się obrażania innych i zachowywał maniery pełne szacunku.
Niektórzy ludzie przyjaźnią się jedynie z tymi, którzy są bogaci i wpływowi, od których można coś uzyskać. A kiedy stwierdzają, że niczego od nich nie możemy dostać – poleceń do innych osób, pieniędzy, sposobności, seksu, cokolwiek to jest – to ich porzucają. Obrażają i gardzą tymi, od których nie mogą niczego uzyskać i nie chcą się z nimi przyjaźnić.
Tutaj Atiśa myśli w kategoriach systemu kastowego. Nie dzielmy więc ludzi na kasty uważając “Mogę się przyjaźnić wyłącznie z kimś z mojej kasty. Mogę się przyjaźnić wyłącznie z kimś w moim wieku czy z kimś z mojej klasy społecznej” – czy jakkolwiek byśmy to dzielili – lecz zachowujmy maniery pełne szacunku wobec każdego. Każdy mógłby być naszym bliskim przyjacielem.
Co zaś robimy, kiedy inni przychodzą i używają nas, przychodząc jedynie żeby coś od nas uzyskać, a potem – kiedy już nie uważają nas za użytecznych – odchodzą? Przede wszystkim, jeśli praktykujemy jako bodhisattwa, to jeżeli do nas przychodzą, jesteśmy szczęśliwi z tego powodu, że przyszli. Jesteśmy szczęśliwi, że możemy im pomóc. Zaś jeśli potem odchodzą, to ich strata. To ich strata. I to smutne, że nie są już otwarci na naszą pomoc.
Jest to zwłaszcza prawdą w przypadku nauczycieli. Jest to wielki problem, przed którym stają liczni zachodni nauczyciele Dharmy. Przychodzi wiele osób i są ich uczniami przez krótki czas, a potem odchodzą i już nigdy nie wracają. Wielu nauczycieli bardzo to porusza. Zastanawiają się, “Dlaczego oni już nie przychodzą? Co się wydarzyło? Czy ja zrobiłem coś nie tak, czy coś się stało?” Wtedy trzeba myśleć w kategoriach “Cóż, to ich strata, to jest dostępne i jeśli nie przychodzą, podstawą tego jest ich karma. Jeśli wcześniej tylko chcieli się mną posłużyć do czegoś, cóż, to ich ułomność. Jestem dostępny do pomocy bez względu na to, czy chcą mnie wykorzystać w jakimś celu, czy nie”.
Jeśli zaś chodzi o wykorzystywanie w jakimś celu, to dajemy to, co jest odpowiednie. Nie dajemy komuś nadmiernie czegoś, co będzie szkodliwe dla niego bądź szkodliwe dla nas. Nie pozwalamy mu wydrenować siebie – stawiamy temu granice. Jak bardzo ładnie ujmował to Ringu Tulku, tak wiele osób może nas prosić o różne rzeczy, że nie możemy spełnić wszystkich tych próśb – nie możemy zwielokrotnić siebie w milion form w tym samym czasie. Najlepiej jak potrafimy dajemy im przynajmniej coś, coś niewielkiego, a więc nie odrzucamy ich całkowicie.
A kiedy mówimy, że nie możemy czegoś zrobić, to jest takie urocze powiedzenie podawane przez Miss Manier, czyli amerykańską gazetową królową dobrych obyczajów, do której przysyła się pytania na temat etykiety. Miss Manier, “Miss Dobrych Manier”, mówi, że w takich sytuacjach po prostu mówimy: “Przykro mi”. Nie podajemy żadnej wymówki, nie tłumaczymy powodu, dla którego nie możemy pomóc. Po prostu mówimy: “Och, bardzo mi przykro, nie mogę tego zrobić”. Nie tłumaczmy się. Jeśli zaczniemy się tłumaczyć, to druga osoba przedstawi jakiś kontrargument i będziemy musieli się bronić mówiąc: “Bardzo mi przykro”. Wspaniała guru z tej Miss Manier.
Dawanie rad lub nauk wyłącznie z motywacją pomagania
Potem zaś, dzieląc się z innymi wskazówkami i pouczeniami, obym miał współczucie i umysł skory do pomocy.
Jeśli udzielamy innym rad i nauk – nie musi to być w żaden formalny sposób – nie robimy tego dla pieniędzy czy dla sławy. Nie robimy też tego z powodu tego, że chcemy, żeby ta osoba mnie polubiła albo była od nas zależna, co jest jeszcze cięższym błędem. Nasza rada będzie bardziej szczera, jeśli unikamy czegoś takiego.
Następnie w kwestii rzeczywistego wyboru rodzaju praktyki Dharmy Atiśa mówi:
Zwrotka 23: Wybieranie praktyki
Obym nigdy nie zaprzeczał Dharmie i kierując intencję ku tym, których żarliwie podziwiam, obym czynił wysiłki, by spędzać swe dnie i noce na (przechodzeniu przez) bramy dziesięciu uczynków Dharmy.
Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że Budda nauczał wielu rozmaitych metod, wielu rozmaitych praktyk i nie zaprzeczać żadnej z nich mówiąc: “To nie jest nauka Buddy”, “To nie jest pomocne” i “To jest rzecz niewłaściwa do praktykowania”. Jesteśmy więc otwarci na uznawanie wszystkich nauk.
Spośród całego tego wachlarza praktyk buddyjskich, wybieramy cokolwiek naprawdę podziwiamy, co nam odpowiada, z czym odczuwamy jakiegoś rodzaju związek: czy to jest styl tybetański, styl therawady czy styl zen, zaś w obrębie stylu tybetańskiego czy to jest ta tradycja czy tamta tradycja, czy to jest Guru Rinpocze czy Tsonghkapa. Cokolwiek to by nie było, nie czyni to żadnej różnicy. Wszystkie te nauki jednakowo mogą doprowadzić nas do wyzwolenia i oświecenia.
Musimy znaleźć, co najbardziej nam odpowiada, ku czemu możemy się zwrócić, co możemy żarliwie podziwiać. A słowo żarliwie podziwiać oznacza jednocześnie “mieć pewność”, co do tego. Jesteśmy mocno przekonani, że to nam właśnie odpowiada. Nie będzie miało na to wpływu, jak bardzo jest to popularne ani czy ciągnie to naszych przyjaciół itp. Mamy mocną pewność co do tego, co najbardziej nam odpowiada, i wkładamy w to wtedy całe swoje serce.
Dziesięć uczynków Dharmy
Spędzać swoje dnie i noce na tych dziesięciu uczynkach Dharmy – nie oznacza, że musimy robić wszystkie dziesięć uczynków. „Dnie i noce” oznacza po prostu „nasz czas”. Tak więc staramy się poświęcać swój czas na tego rodzaju szczególną praktykę, która bardzo dobrze nam odpowiada i służy. A jakiego rodzaju praktyki możemy robić? Oto tych dziesięć uczynków Dharmy:
- „Kopiowanie pism” – to nie oznacza jedynie robienie ich kserokopii, lecz w dawnych czasach oznaczało przepisywanie pism. A coś takiego może bardzo pomagać – przepisywanie nauk na maszynie czy komputerze, kopiowanie pism dotyczących tego rodzaju praktyki, którą się interesujemy.
- „Składanie ofiar Trzem Klejnotom” – to zawsze jest dobre, lecz to mogłoby być również składanie ofiar z intencją: “Obym mógł dobrze praktykować”.
- „Dawanie biednym i chorym” – to również jest ogólne, co tak czy inaczej robilibyśmy w ramach praktyki mahajany.
- „Wysłuchiwanie nauk” dotyczących tego, co szczególnie podziwiamy i o czym jesteśmy mocno przekonani.
- „Czytanie pism” dotyczących danych nauk, które szczególnie podziwiamy.
- „Branie do serca esencji tych nauk poprzez medytowanie” – medytujemy, wykonujmy tego rodzaju praktykę, które wiąże się z danymi szczególnymi naukami czy danym szczególnym stylem.
- „Objaśnianie nauk” – jeśli możemy objaśniać je, jeśli możemy dzielić się nimi z innymi, również dyskutować z innymi na temat rodzaju nauk, jakich oni udzielają, to robimy to.
- „Recytowanie sutr” – to również bardzo inspiruje. Recytowanie na głos tekstów dotyczących danego zagadnienia – czy to są pudże, czy to są hymny, czy to są sutry czy cokolwiek – jest bardzo inspirujące, zwłaszcza w towarzystwie grupy ludzi.
- „Rozważania nad znaczeniem tekstów” zajmujących się danym zagadnieniem, rozmyślanie nad nim za dnia, kiedykolwiek pojawi się ku temu sposobność.
- „Medytowanie w upunktowiony sposób nad znaczeniem nauk”, starając się naprawdę nad nimi skupić.
W taki właśnie sposób spędzalibyśmy swój czas pod kątem jakiegoś szczególnego rodzaju nauk w obrębie buddyzmu, które nas przyciągają. Robiąc to bez odbierania wartości innych rodzajów nauk pozostawionych nam przez Buddę, bez umniejszania ich.
Jest wiele rzeczy, które można by do tego zaliczyć, jak przepisywanie nagrań z naukami, pisanie własnych nauk, udostępnianie ich innym – wszystko to są uczynki Dharmy. Najlepszym sposobem na przyswojenie sobie nauk, jest spisywanie ich po zajęciach.
Zwrotka 24: Dedykowanie własnej pozytywnej siły
Dedykowanie pozytywnej siły oświeceniu i innym
Obym dedykował wielkiemu niezrównanemu oświeceniu tak wiele konstruktywnych czynów, ile nagromadziłem przez trzy okresy czasu, i rozciągnął własną pozytywną siłę na ograniczone istoty.
Kiedy dokonujemy jakichś pozytywnych uczynków, to jeśli nie zadedykujemy ich oświeceniu, to one jedynie zbudują pozytywną karmę dla polepszenia naszego samsarycznego położenia. Ważne jest zatem rzeczywiste zadedykowanie tych uczynków – tego co zrobiliśmy w przeszłości, co robimy teraz i co zrobimy w przyszłości – oświeceniu i rozciągamy tę pozytywną siłę na innych. Nie dedykujemy jej więc tylko własnemu oświeceniu, lecz również oświeceniu każdego.
A wszelką posiadaną pozytywną siłą dzielimy się z innymi. Jeśli nauczyliśmy się czegoś, a więc uzyskaliśmy nieco pozytywnej siły z tego, dzielimy się nią. Jeśli mamy kontakty powiedzmy w Indiach, wiemy jak tam się poruszać w zakresie uzyskiwania warunków do studiowania tam itd., to udostępniamy te informacje i kontakty innym. To jest dzieleniem się swoją pozytywną siłą, dzieląc się własną fortuną z innymi, żeby również mogli z tego skorzystać.
A w celu budowania tej pozytywnej siły Atiśa mówi:
Ofiarowanie Modlitwy siedmioczęściowej praktyki dla budowania pozytywnej siły
Obym więc, zawsze ofiarowywał wielką Modlitwę siedmioczęściowej praktyki.
To jest coś, co również podkreśla Śantidewa. Ta siedmioczęściowa praktyka to: (1) pokłon, (2) ofiara, (3) otwarte przyznanie się do negatywnych rzeczy, które zrobiliśmy i zastosowanie środków przeciwstawnych oraz (4) radowanie się zaletami, (5) prośba o nauki, (6) prośba do nauczycieli, żeby nie odchodzili oraz (7) dedykacja.
Zwrotka 25: Osiąganie oświecenia poprzez dopełnienie dwóch sieci
Czyniąc tak, obym wzmacniał obie sieci pozytywnej siły i głębokiej świadomości, zaś osłabiał również oba zaciemnienia.
Wykonując tego rodzaju praktykę – tę siedmioczęściową praktykę, dalsze medytowanie i wykonywanie dziesięciu uczynków Dharmy itd. – budujemy owe dwie sieci pozytywnej siły i głębokiej świadomości, te tak zwane „nagromadzenia zasługi i mądrości”, wzmacniamy je. W tym procesie również osłabiamy, pozbywamy się dwóch zaciemnień – emocjonalnych, uniemożliwiających wyzwolenie i poznawczych, uniemożliwiających oświecenie.
Tak więc, nadając znaczenie uzyskaniu ludzkiego ciała obym osiągnął oświecenie niemające sobie równych.
Zwrotka 26 i 27: Siedem klejnotów arji
Następnie, w zwrotce dwudziestej szóstej, Atiśa wspomina o siedmiu klejnotach arji, siedmiu klejnotach doprowadzających nas do stanu arji – kogoś, kto doświadczył bezpośredniego poznania pustki – a są nimi te, które wspomniał wcześniej:
Spis siedmiu
Klejnot ufania rzeczywistości, klejnot etycznej samodyscypliny, klejnot hojności, klejnot słuchania, klejnot dbania o to, jak własne czyny odbiją się na innych i moralnej godności własnej, oraz klejnot rozróżniającej świadomości – dają siedem.
Te czcigodne klejnoty to siedem klejnotów, które nigdy się nie wyczerpią.
One nigdy się nie wyczerpią. Kiedy mówimy o którymś klejnocie, to nie powinniśmy myśleć o nim jako o ozdobie, lecz o skarbie, który coraz to bardziej rozbudowujemy.
Dlatego im bardziej wzrasta nasze zrozumienie Dharmy i nauk Dharmy, im silniejsze jest nasze przekonanie co do rzeczywistości nauczanej w tych naukach – (1) klejnot wiary w rzeczywistość wzrasta i tym większym staje się skarbem.
Następnie (2) etyczna samodyscyplina – powstrzymywanie się coraz bardziej od robienia negatywnych rzeczy i podejmowanie coraz bardziej pozytywnych, konstruktywnych rzeczy takich jak medytowanie i pomaganie innym – coraz bardziej się rozbudowuje, jak jakiś skarb.
(3) Klejnot hojności – dawanie innym rzeczy materialnych, dawanie im swojego czasu, energii itd., dawanie im nauk i rad, dawanie im ochrony przed lękiem. Ochrona przed lękiem nie oznacza tylko ratowania ich kiedy topią się w basenie pływackim, lecz również dawanie im ochrony w tym znaczeniu, że nie mają się czego obawiać z naszej strony w kategoriach pragnienia czegoś od nich, albo odrzucania ich, albo lekceważenia ich. Nie muszą się tego obawiać. Jesteśmy zrównoważeni, więc dajemy im swoje zrównoważenie. I dajemy im również swoją miłość – życzenie, aby byli szczęśliwi. To możemy budować coraz bardziej, rozszerzać na coraz więcej ludzi w coraz szerszy sposób.
(4) Klejnot słuchania. Im więcej nauk wysłuchujemy, studiujemy – nad czym, oczywiście, musimy się zastanawiać i medytować – im więcej tego mamy i rzeczywiście zapamiętujemy, staje się to ogromnym skarbem.
Następnie (5) klejnoty troszczenia się o to, jak nasze działania odbiją się na innych oraz (6) moralnej godności własnej. To są te dwa czynniki, a więc dwa klejnoty, które są w bardzo dużym stopniu podstawą etycznej samodyscypliny. Są one zawsze obecne w postaci konstruktywnego stanu umysłu.
Przede wszystkim mamy moralną godność własną. Szanujemy samych siebie, szanujemy swoją Naturę Buddy, a zatem troszczymy się o to, jak nasze działania odbijają się na nas: “Mam tyle szacunku dla siebie samego czy dla mojej Natury Buddy itd., że nie postąpię jak idiota, nie postąpię destrukcyjnie”. Bardzo często, kiedy ludzie nie mają poczucia własnej wartości, kiedy się ich z niej okrada – często dzieje się tak w konfliktach regionalnych na całym świecie – odbieramy ludziom poczucie własnej wartości, a wtedy nie dbają o to, co robią. Nie mają szacunku dla siebie samych, nie mają poczucia wartości własnej, więc uznają, że mogą równie dobrze stać się zamachowcami-samobójcami. Z drugiej strony, jeśli mamy tę moralną godność własną, to wtedy powstrzymujemy się od negatywnych działań. Myślimy: “Nie zamierzam się zniżyć do działania w taki sposób”.
A następnie troska o to, jak nasze działania odbiją się na innych “Mam tak wiele szacunku dla swoich rodziców, swoich przyjaciół, swojej religii, swojej płci, swojego kraju…” - cokolwiek to mogłoby być – “że jeśli postąpiłbym negatywnie, to co ludzie pomyśleliby sobie o mojej rodzinie?” “Co by pomyśleli sobie o buddyzmie? Podobno praktykuję buddyzm”, “Co pomyśleliby o ludziach z mojego kraju?” itd.
Te dwa czynniki to podstawa dyscypliny etycznej i te rzeczy mogą stale się wzmacniać.
A następnie (7) klejnot rozróżniającej świadomości, zdolność do rozróżniania nie tylko pomiędzy tym, jak rzeczy istnieją, a jak nie istnieją, lecz rozróżniania pomiędzy tym, co pomocne a co szkodliwe, co pożyteczne a co destrukcyjne, co jest dobrym wykorzystaniem swojego czasu a co jego stratą.
To jest te siedem klejnotów, które się nie wyczerpią nigdy. Nigdy ich nie zabraknie. Nie można też ich ukraść.
Utrzymywanie swojej praktyki jako czegoś prywatnego
Nie wolno o nich wspominać niby-ludziom.
Określenie „niby-ludzie” odnosi się do duchów, szkodliwych duchów zdolnych do przeszkadzania. Zasadniczo mówi to, że nie powinno się przechwalać: “Och, tyle studiowałem” i “Och, mam tyle dyscypliny” albo “Och, mam tak wiele wiary” czy wypowiadać wszelkie tego rodzaju rzeczy, ponieważ to jedynie zaprasza różne przeszkody. Przechowujemy te klejnoty z szacunkiem wewnątrz. Nie przechwalamy się ani nie chełpimy tym. Nie musimy ich nosić na szyi jak naszyjnika, celem robienia na innych wrażenia. Po prostu przechowujemy je wewnętrznie.
Ostatnia zwrotka jest bez wątpienia najsłynniejszą zwrotką z całego tekstu, którą bardzo często się przytacza:
Zwrotka 28: To, co najważniejsze, kiedy jest się z innymi lub samemu
Będąc pośród wielu - obym powściągał swą mowę, w samotności - obym powściągał swój umysł.
To jest najwspanialsza, najcudowniejsza rada. Na co musimy zważać i obserwować oraz poprawiać, gdy mowa zmierza w destrukcyjnym kierunku?
Kiedy jesteśmy pośród innych, jest to nasza mowa – czy mówimy coś głupiego, czy mówimy coś, co zrani uczucia innych? Czy mówimy coś nieprawdziwego? Czy nie przechwalamy się tylko? Czy nie chełpimy się? Czy narzekamy? Co robimy? Pilnujemy więc swojej mowy i poprawiamy ją, albo zamykamy usta, jeśli już mamy powiedzieć coś rzeczywiście głupiego.
Zaś kiedy jesteśmy sami, chodzi o nasz umysł. Pilnujemy tego, co myślimy, co odczuwamy. Nie jest tak, że ograniczamy swoją czujność jedynie do tego, co myślimy w sposób dyskursywny, lecz w jakim jesteśmy nastroju, jakie pojawiają się emocje. I kiedy dostrzegamy coś destrukcyjnego, coś przeszkadzającego i niepokojącego, wtedy próbujemy stosować środki przeciwstawne.
To jest najlepsza rada. To podsumowuje całą ścieżkę. Jak powiedziałem, to jest bardzo słynne zdanie.
Jak wplatać te punkty w swoje codzienne życie
Co do kwestii, od czego zacząć wplatać te punkty we własne codzienne życie, sądzę, że może pomóc, zwłaszcza że ten tekst nie jest jakiś ogromnie długi, czytać go codziennie, co drugi dzień, coś w tym rodzaju, aby się oswoić z tymi rozmaitymi punktami. Jeśli tak robimy, to znalazłszy się w jakiejś sytuacji w codziennym życiu podobnej do tego, co opisuje się w tych zwrotkach, przypominamy sobie ten punkt, ponieważ przeczytaliśmy go wielokrotnie; oswoiliśmy się z nim.
Nie możemy mówić, że jeden punkt tekstu jest ważniejszy od innego. Wszystkie one dotyczą uczenia się, jak rozwijać bodhiczittę – uczenia się rzeczy, które są pomocne, a zwłaszcza tych, które nie są pomocne. Kiedy możemy rozpoznawać, co nie jest pomocne, staramy się wtedy zastosować podane tu rady. Kiedy więc, na przykład czujemy się bardzo samotni i przywiązani do innych, to myślimy o tym, jak spędzanie z nimi wiele czasu odciąga nas od naszej praktyki i kłóci się z nią. Z drugiej strony, kiedy jest wokół nas wielu ludzi, myślimy o tym, jak możemy im pomóc. Każdy z aspektów tych nauk odnosi się do innej sytuacji. Kiedykolwiek więc powstaje taka, do której możemy użyć jeden z tych punktów, używamy go.
Dobrze jest czytać coś podobnego codziennie. To nie musi być ten właśnie tekst, lecz jeśli go uznamy za szczególnie pomocny, to czytajmy go. A wtedy zależnie od tego, jak potoczył się dzień, ten czy inny punkt uderzy nas jako istotniejszy, w którym to miejscu zatrzymujemy się i myślimy o tym. Możemy robić rundę przez zwrotki i przez punkty. W ten sposób nieustannie przypominamy sobie o tych punktach. To właśnie, jak uważam, buduje największą zażyłość z nimi.
A wtedy pracujemy z nimi. Jest wiele sposobów robienia tego. Moim osobistym sposobem było tłumaczenie. Jeśli tłumaczymy lub przepisujemy nauki czy coś w tym rodzaju, jesteśmy zmuszeni myśleć o nich. Jeśli robimy notatki podczas zajęć, to potem, w domu, możemy przepisywać je staranniej. Robienie tak da nam sposobność zastanowienia się nad nimi, zwłaszcza jeśli myślimy, jak mogłyby one pomóc innym ludziom. Nieważne, czy mogą pomóc, czy nie; ważna jest obecność motywacji. Trudno jest w gruncie rzeczy po prostu siedzieć i rozmyślać w medytacji, mogąc utrzymywać zainteresowanie i motywację. Natomiast przepisywanie nauk lub tłumaczenie ich daje nam sposobność głębszego ich przemyślenia.
Znajduję tłumaczenie jako szczególnie w tym pomocne. Pracowałem nad nowym przekładem tekstu Śiantidewy zarówno z wersji sanskryckiej, jak i tybetańskiej. Chociaż nauczałem go, i to bardzo powoli i starannie, ileś lat temu, teraz przechodzę przezeń ponownie. Przyglądam się absolutnie każdemu słowu, zarówno w sanskrycie, jak i w tybetańskim i naprawdę zmagam się z najlepszym sposobem przełożenia go oraz zrozumieniem, jak pojmują je Tybetańczycy, jakie są różnice obu wersji językowych itd. Tekst stał się mi o wiele bardziej swojski i pamiętam obecnie wiele z tych zwrotek. Tak więc czytanie jakiegoś tekstu codziennie i przechodzenie przezeń coraz na nowo bardzo pomaga. Stajemy się z nim o wiele bardziej zżyci.
Jest wiele drobnych sztuczek w tym stylu. Ugjen Tseten Rinpocze dał jeden bardzo dobry przykład. Powiedział, że kiedy recytuje te praktyki, co robią wszyscy Tybetańczycy, recytuje każdą linijkę lub zwrotkę trzy razy pod rząd. Robiąc tak, rzeczywiście zastanawiamy się nad każdym punktem. Możemy przechodzić przez swoje praktyki recytacji bardzo szybko, zwłaszcza jeśli wykonywaliśmy je codziennie przez całe lata. Niebezpieczeństwo tkwi jednak w przechodzeniu przez nie w wielkim pędzie bez zastanawiania się nad czymkolwiek. Jeśli jednak bierzemy każde zdanie czy każdą linijkę i recytujemy ją trzykrotnie przed przejściem do następnej, poświęcamy wtedy czas na rzeczywiste pomyślenie lub zwizualizowanie tego, o czym ona mówi itd. To niezwykle pomocna rada od wielkiego lamy, Ugjena Tseten Rinpocze, który ma teraz blisko 90 lat i mówi z doświadczenia życiowego.
Kiedy więc czytamy podobny tekst, możemy użyć tej rady. Jeśli mamy czas, możemy recytować każdą linijkę trzy razy, by rzeczywiście nad każdą się zastanowić. Nie musimy czytać całości, jeśli jest to zbyt trudne i możemy czytać tylko po kilka zwrotek. Jak powiedział Śantidewa w kilku swoich początkowych zwrotkach: „Piszę to, aby oswoić z tym swój umysł, i jeśli komuś innemu okaże się to pomocne, cóż, bardzo miło”. Tak więc w naszej praktyce nie ilość jest ważna, tylko jakość.
Podsumowanie
Jestem bardzo szczęśliwy mając sposobność podzielenia się tymi naukami i tym objaśnieniem ich podanym przez Gesze Ngałanga Dhargjeja wiele lat temu – otrzymałem te nauki w roku 1973. Na szczęście porobiłem sobie wtedy notatki i jeśli wy teraz porobiliście sobie notatki, to, podobnie, za trzydzieści lat możecie wyjaśnić je innym ludziom, przyszłym pokoleniom. Niezwykle drogocenne nauki, bardzo pomocne.