Pięć decyzji
Jest pięć decyzji, które wynikają z myślenia o dziewięciu punktach dla równoważenia naszej postawy wobec siebie samego:
1. Przestanę być chwiejny i niestabilny, a zamiast tego będę przez cały czas równomiernie rozwijał postawę pełną dobroci wobec siebie samego
Pierwsza decyzja brzmi: Niezależnie od tego, jak dobrze czy źle będzie mi szło, będę rozwijać równą, życzliwą i pełną dobroci postawę wobec siebie. Kiedy żywię nienawiść do siebie lub mam wygórowaną opinię o sobie, szkodzi to mojej zdolności pomagania innym. To samo odnosi się do tego, gdy myślę, że jestem nikim: szkodzi to mojej zdolności pomagania innym, a do tego czyni mnie samego nieszczęśliwym. Moja decyzja brzmi zatem następująco: „Postanawiam starać się robić co w mojej mocy, by pozbywać się owych przeszkadzających emocji i postaw wobec siebie samego, powodujących, że moje nastawienie do siebie ciągle się zmienia. Są to tylko sprawiający kłopoty wichrzyciele”.
Proszę pomyślmy o tym i podejmijmy tę decyzję.
[Przerwa na praktykę]
2. Pozbędę się hołubienia samego siebie
Druga decyzja odnosi się do pozbycia się hołubienia samego siebie. Dochodzimy do niej zastanawiając się nad tym, że wszelka nieszczęśliwość pochodzi z hołubienia fałszywego „mnie”. W tym kontekście „hołubienie” oznacza całkowite zaabsorbowanie owym fałszywym „ja”. Nie znaczy to koniecznie, że lubimy fałszywego „mnie”. Pamiętajmy, że fałszywy „ja” w ogóle nie istnieje; jest to nasza projekcja: stały i trwały „ja”, z którym się utożsamiamy, a który jest okropny lub bardzo ważny lub jest zupełnym nikim. Przypominamy sobie: „Kiedy żywimy nienawiść do siebie – przyjmujemy tę niską, negatywną postawę wobec samego siebie – czyni mnie to nieszczęśliwym, czyż nie? A kiedy jestem tak bardzo do siebie przywiązany, że mam na swoim punkcie całkowitą obsesję, martwię się tym, co się ze mną stanie, czy mi się uda, czy nie zachoruję, lgnąc do siebie i stając się wobec siebie nadopiekuńczy, to także jest bardzo nieszczęśliwy stan umysłu. A gdy myślę: „Nie mam żadnych właściwości. Jestem niczym', również i to nie jest zbyt szczęśliwym stanem umysłu”.
Jak owe postawy wobec siebie samych wpływają na to co robimy? Jesteśmy tak zajęci, chłostaniem samego siebie, zamartwianiem się o siebie lub ignorowaniem własnych potrzeb, że nie jesteśmy w stanie naprawdę zwracać uwagi na potrzeby innych. Często działamy w stosunku do nich destrukcyjnie. Na przykład, gdy jesteśmy bardzo na siebie samych zirytowani: „Zrobiłem coś strasznie głupiego!” Co się dzieje, gdy jesteśmy w takim stanie umysłu? Nie jesteśmy wobec siebie zbyt tolerancyjni, a więc i inni ludzie zaczynają nas złościć. W takim poddenerwowanym stanie umysłu, zdarza nam się na kogoś warknąć. Mówimy ludziom paskudne rzeczy i jesteśmy niemili, albo robimy coś nawet gorszego, a wszystko to przynosi jedynie jeszcze więcej nieszczęśliwości.
Albo też tak bardzo zmartwimy się sobą i jesteśmy tak zaabsorbowani sobą i tym, że nie mamy wystarczająco dużo tego, czego chcemy, że nikomu innemu niczego nie dajemy. Albo, jeśli ktoś zapyta nas czy może skosztować naszego jedzenia, dajemy mu najmniejszy lub najgorszy kawałek tego, co właśnie jemy. Powoduje to złe relacje z ludźmi. Druga osoba może poczuć się rozżalona, a to przynosi tylko jeszcze więcej nieszczęśliwości. Albo ignorujemy nasze własne potrzeby, ignorujemy nasze własne możliwości i przemęczamy się. A co się dzieje, kiedy jesteśmy przemęczeni? Popełniamy więcej błędów, nieprawdaż? Trudno nam się skupić i poświęcać czemuś uwagę. Stajemy się poddenerwowani. A ponieważ jesteśmy przemęczeni, przeciążeni i zestresowani, łatwo się złościmy. Wytwarza to jedynie jeszcze więcej nieszczęśliwości w naszych relacjach z innymi ludźmi.
Nasza postawa wobec samych siebie jest zatem czymś zupełnie zasadniczym. Jeśli mamy wobec siebie przeszkadzającą postawę, to wynika ona z zaabsorbowania fałszywym „ja”, bowiem owa przeszkadzająca postawa wobec siebie opiera się na myśleniu o sobie w kategoriach czegoś stałego i trwałego. Więc postanawiamy pozbyć się owego zaabsorbowania fałszywym „ja” i wynikającego z niego hołubienia siebie.
[Przerwa na praktykę]
3. Będę pracował nad doskonaleniem siebie
Trzecia decyzja jest taka, by działać na rzecz konwencjonalnego „ja” – innymi słowy, pracować nad własnym rozwojem – ponieważ zdajemy sobie sprawę, że jest to źródłem wszelkiego szczęścia. Nie mówimy tu o pracy nad sobą, by rozwinąć większe ego lub lepsze ego. Nie mówimy o czymś takim. Im więcej pracujemy nad swoim rozwojem, doskonaląc się, to nie tylko sami stajemy się szczęśliwsi, ale również potrafimy przynosić korzyści innym. Im bardziej rozwijamy nasze dobre właściwości, tym lepiej potrafimy pomagać innym, co jest w istocie prawdziwym źródłem szczęścia.
To bardzo interesujące. Jeśli jesteśmy w zgodzie ze sobą samym i czujemy się ze sobą pewnie, ponieważ mamy do siebie zdrowe podejście, życzliwą, pełną dobroci postawę wobec siebie, to daje nam to znacznie większą stabilność, umożliwiającą lepsze pomaganie innym. Innymi słowy, nie ma znaczenia, czy druga osoba mi podziękuje, czy mi nie podziękuje; mój nastrój i tak się nie zmieni się: „Och, jestem taki wspaniały. Podziękowali mi!” czy coś w tym rodzaju. Albo: „Nie docenili mnie, bo mi nie podziękowali”. Chociaż oczywiście chcemy, by nasza pomoc zakończyła się sukcesem, nie opieramy naszego poczucia własnej wartości na tym, czy to, co robimy, powiedzie się czy nie. To czy nasza pomoc powiedzie się, czy nie zależy od milionów powodów, nie tylko od tego, co robimy.
Tak więc moje poczucie własnej wartości od tego nie zależy – a jest to bardzo ważne – bo jestem stabilny, jestem pewny siebie, dopóki szczerze staram się najlepiej jak potrafię robić to, co myślę, że będzie pomocne. A jeśli popełnię błąd, udzielę komuś kiepskiej rady, albo ta osoba nie pójdzie za moją radą, to cóż, jestem człowiekiem, ta osoba też jest człowiekiem i wszyscy mamy swoje słabości, i niedociągnięcia.
Co ciekawe, w takich sytuacjach często mamy postawę w rodzaju „Mogłem zrobić to lepiej”. Najpierw musimy przeanalizować czy jest to realistyczne. Czy naprawdę mogłem zrobić to lepiej? A może obwiniam siebie, bo to, co zrobiłem, nie zadziałało? Czy to realistyczne czy nierealistyczne, że mogłem zrobić coś lepiej, czy było naprawdę w mojej mocy, by zrobić to lepiej? Cóż, jesteśmy przecież ludźmi. Jasne, że jeśli zdawałbym był sobie sprawę z kilku innych czynników, które miały związek z daną sytuacją, mogłem był podjąć lepszą decyzję, ale o nich nie wiedziałem. A jeśli nie zrobiłem wszystkiego, co mogłem zrobić, to dlatego, że byłem przemęczony, zbyt leniwy albo z jakiegoś innego powodu, więc widzę nad czym powinienem popracować, by móc lepiej pomagać innym, z tym że kwestia samooceny jest tu naprawdę zupełnie nieistotna. Kiedy tylko zaczynamy myśleć w kategoriach naszej wartości, niezależnie jak oceniamy siebie: „Jestem taki cudowny” czy „Jestem taki straszny” zaczynamy jedynie wytwarzać dla siebie nieszczęśliwość. Kiedy myślimy, że jesteśmy tacy cudowni, stajemy się aroganccy, czego skutkiem robimy się niechlujni i nieostrożni. Stajemy się zbytnio pewni siebie i zaczynamy popełniać błędy. Pomyślmy o tym przez chwilę.
[Przerwa na praktykę]
4. Potrafię wymienić moje postawy względem fałszywego „mnie” i konwencjonalnego „mnie”
Czwarta decyzja dotyczy tego, że potrafię zamienić moje postawy wobec fałszywego „ja” i konwencjonalnego „ja”. Innymi słowy, do tej pory byliśmy tak zaabsorbowani fałszywym „mną” i właściwie prawie całkowicie ignorowaliśmy konwencjonalnego „mnie”, więc to, co chcemy teraz zrobić, to zamienić te postawy. Nie znaczy to jednak, że odtąd mamy być neurotycznie zaabsorbowani konwencjonalnym „ja”. Oznacza to raczej dbanie o konwencjonalnego „mnie” w zdrowy sposób i zapomnienie o fałszywym „mnie”, bowiem on nigdy w ogóle nie istniał.
Potrafimy to zrobić? A dlaczego? Ponieważ kiedy w przeszłości, faktycznie przynosiliśmy sobie pożytek, w istocie przynosiliśmy pożytek konwencjonalnemu „mnie”. Co więcej, ponieważ fałszywe „ja” w ogóle nie istnieje, nie można mu, ani przynieść pożytku, ani zaszkodzić. Kiedy więc myśleliśmy o sobie w kategoriach fałszywego „ja” – „Och, jestem taki wspaniały” i „Powinienem zrobić to a tamto” itp. dla owego fałszywego „ja”, to jeśli był z tego jakikolwiek pożytek, nie przynosiło to korzyści fałszywemu „mnie”, lecz konwencjonalnemu „mnie”. Powinniśmy o tym pomyśleć.
Jeśli to wszystko jest to zbyt dezorientujące, to posłużę się innym przykładem. Powiedzmy, że jesteśmy zaabsorbowani samym sobą i bardzo martwimy się o siebie „Muszę mieć w szkole świetne stopnie”. Bardzo martwimy się czy dobrze sobie poradzimy na egzaminie, więc bardzo dużo się uczymy, by się do niego przygotować. Zdajemy go i dostajemy dobry stopień. Kto na tym skorzystał? Fałszywe „ja” czy konwencjonalne „ja”? Fałszywe „ja” w ogóle nie istnieje. Zatem, mimo iż myśleliśmy o tym w kategoriach fałszywego „ja” „Och, tak się martwię, jak mi pójdzie” i „Muszę odnieść sukces” itp., to skorzystałem na tym ja – konwencjonalny „ja”, to to konwencjonalno „ja”, odniosło korzyść. Tak więc, choć spowodowaliśmy, że konwencjonalne „ja” czuło się nieszczęśliwe, bo bardzo się o to martwiliśmy, to również byliśmy dobrzy wobec konwencjonalnego „ja” ponieważ zdaliśmy egzamin. Dlatego mówię, że jesteśmy zdolni do dobroci wobec konwencjonalnego „ja”, gdyż w istocie już wcześnie to robiliśmy. Zatem korzyści jakie sobie przynosiliśmy były korzyściami, jakie odnosiło konwencjonalne „ja”.
[Przerwa na praktykę]
5. Stanowczo zamienię moje postawy względem fałszywego „mnie” i konwencjonalnego „mnie”
Ostatnia decyzja jest potwierdzeniem, że będziemy starali się najlepiej jak potrafimy, zaniechać owych przeszkadzających postaw i sposobów traktowania siebie samego wynikających z utożsamiania się z fałszywym „mną”, a zamiast tego rozwijać pozytywną, życzliwą i pełną dobroci postawę wobec konwencjonalnego „ja” i dobrze traktować siebie samego. W tym celu myślimy o tym pod kątem dziesięciu destrukcyjnych działań i dziesięciu konstruktywnych działań wymienianych w literaturze buddyjskiej.
W tym kontekście musimy być nieco bardziej elastyczni i podchodzić z większą wyobraźnią do tych destrukcyjnych i konstruktywnych działań. Nie powinniśmy ograniczać ich dokładnie to tego, jak rzeczy te opisywane są w tekstach, lecz rozumieć je nieco szerzej. Na przykład, nie myślimy tylko o odbieraniu życia innym, ale do tej kategorii zaliczmy również wyrządzanie fizycznej szkody lub sprawianie fizycznego bólu. Tutaj zaś odnosimy to oczywiście do nieczynienia tego sobie samym.
Tradycyjna lista destrukcyjnych działań obejmuje trzy działania fizyczne:
- Odbieranie życia.
- Branie tego, czego nam nie dano.
- Angażowanie się w niewłaściwe zachowania seksualne – co odnosi się w zasadzie do niezdrowych i krzywdzących zachowań seksualnych.
Następnie mamy cztery działania mowy:
- Kłamanie – mówienie tego co jest nieprawdą.
- Mowa dzieląca – mówienie komuś negatywnych rzeczy o jego przyjaciołach, by ich podzielić.
- Mowa szorstka – mówienie w raniący i przykry sposób.
- Bezsensowne gadulstwo – po prostu paplanie „ple, ple, ple”, co przeszkadza innym i marnuje ich czas.
Oraz trzy destrukcyjne sposoby myślenia:
- Myślenie pożądliwe – myślenie z zazdrością: „Muszę mieć to, co ma ta inna osoba” i knucie, by to zdobyć.
- Myślenie złośliwe– myślenie o tym, jak możemy kogoś skrzywdzić kogoś, spiskowanie i planowanie tego, co moglibyśmy mu powiedzieć, kiedy następnym razem go zobaczymy, a co go naprawdę zrani.
- Myślenie zniekształcone przez antagonizm – na przykład ktoś robi coś pozytywnego – powiedzmy, udaję się na jakąś praktykę duchową – a wówczas myślenie: „To głupota. To coś strasznego. Jak mogę go powstrzymać? Co negatywnego mogę mu powiedzieć, by go do tego zniechęcić, by zobaczył jakie to głupie?” Jest tego wiele odmian.
Myślę, że przy pewnej dozie wyobraźni, przyjdą nam do głowy przeróżne warianty tych dziesięciu działań destrukcyjnych, które mogą mieć zastosowanie do tego jak traktujemy siebie, jak mówimy do siebie i jak o sobie myślimy. Myślimy o wadach dokonywania każdego z owych dziesięciu destrukcyjnych rodzajów działań skierowanych na to, co uważamy za fałszywe „ja” i przeciwstawiamy je korzyściom płynącym z podejmowaniu ich odwrotności, czyli konstruktywnych działań skierowanych na konwencjonalnego „mnie”. Niezależnie od tego czy owe destrukcyjne działania kierowane są na fałszywego „mnie", czy na konwencjonalnego „mnie” nie są one w ogóle korzystne.
Pierwszym z nich byłoby próbowanie ukarania siebie samego za to, że jesteśmy kiepscy, za to, że jesteśmy do niczego itp., w przeciwieństwie do dbania o siebie, do dbanie o konwencjonalnego „mnie”. Myślimy o sobie pod kątem fałszywego „ja” i źle siebie traktujemy w przeciwieństwie do traktowania naszego konwencjonalnego „ja” z dobrocią i życzliwością. Myślimy o wadach pierwszego o korzyściach drugiego.
Dbanie o konwencjonalnego „mnie” nie oznacza pobłażania sobie i dawania sobie wszystkiego, czego tylko chcemy. Nie oznacza to również pozbawiania się czegoś jako przeciwieństwo dawania sobie czegoś – pozbawiania się czegoś, bo „na to nie zasługuję” i tego rodzaju podejście. Należałoby to do kategorii okradania siebie samego – nie dawania sobie czegoś, czego potrzebujemy. Czasem tak właśnie robimy. Czasami jesteśmy bardzo skąpi wobec siebie i żałujemy sobie czegoś. Nie chcemy nigdy wydać nie siebie pieniędzy, by trochę ułatwić sobie życie, chociaż możemy sobie na to pozwolić – podkreślam, mówimy o tym, kiedy możemy sobie na coś pozwolić – chociaż moglibyśmy przecież być dla siebie dobrzy.
Myślę o pewnym tego przykładzie. Załóżmy, że późno w nocy znajdziemy się poza domem. Nie wiem jak wygląda to w Moskwie, ale w Berlinie metro i autobusy kursują nocą, ale bardzo rzadko, więc jeśli trzeba się przesiadać, dotarcie do domu może zająć nam wiele godzin. Otóż dobrym przykładem pozbawienia też zabierania czegoś sobie samemu byłoby to, że nie chcielibyśmy wydawać pieniędzy na taksówkę, by wrócić do domu późno w nocy – o tego rodzaju zachowaniu mówię. A kto będzie cierpiał z tego powodu? To my sami będziemy z tego powodu cierpieć, bo będziemy musieli rano wstać i pójść do pracy. Jeśli zostanie nam tylko trzy godziny na sen, to czy będę w stanie to zrobić? Właśnie o tego rodzaju postawie mówię: „Nie zamierzam wydawać pieniędzy, chociaż mam pieniądze na taksówkę”. O tym właśnie mówię. Oczywiście, jeśli nie mamy pieniędzy, to co innego.
Innym przykładem może być to, by zamiast szorstko zwracać się do siebie: „Jesteś takim idiotą. Jesteś taki straszny!”, możemy zachęcać konwencjonalnego „mnie”: „Dasz sobie radę! Potrafisz to zrobić”. Zamiast siebie okłamywać, można być wobec siebie szczerym. Są to przykłady traktowania się źle w przeciwieństwie do traktowania siebie z dobrocią. Rozumiemy wady bycia autodestrukcyjnym i złego traktowania samego siebie oraz zalety odwrotności tego, czyli traktowania siebie z dobrocią i bycia konstruktywnym. Podejmując tę ostatnią decyzję, pracujemy właśnie z tym. Nie mamy czasu, aby przejść przez wszystkie dziesięć destrukcyjnych i konstruktywnych działań po kolei, ale myślę, że macie pewne wyobrażenie o co w tym chodzi.
[Przerwa na praktykę]
Stosowanie praktyki tonglen do naszych własnych problemów
Jak wspominałem, tworząc ten trening, wykorzystałem punkty, które pojawiają się w kontekście praktyk wyrównywania i wymiany postaw wobec siebie, i innych i odniosłem je tylko do nas samych. Następnym krokiem tej sekwencji, gdy stosuje się ją do wymiany siebie z innymi byłaby praktyka dawania i brania, tonglen. Czy jest więc jakiś sposób, byśmy mogli zastosować ją tutaj? Siedmiopunktowy trening umysłu mówi, że wykonując praktykę dawania i brania, powinniśmy zaczynać od siebie samych, ale jak to zrobić?
Kiedy myślimy o braniu na siebie cierpienia innych, wyobrażamy sobie, że są oni przed nami, lecz możemy to także robić z ludźmi, których widzimy w metrze lub w autobusie. Gdy robimy to z innymi, którzy są faktycznie przy nas fizycznie obecni, to oczywiście nie mówimy im, ani nie okazujemy im w inny sposób, co robimy. Robienie z tego przedstawienia i oznajmianie komuś: „Zabiorę teraz te problemy od ciebie” jest wyłącznie zaproszeniem do kłopotów, ponieważ ktoś taki pomyśli, że jesteśmy kompletnym idiotą, gdy zabranie przez nas jego kłopotów nie zadziała. Coś takiego to po prostu trip wielkiego ego. Tekst zwany „Osiem wersów treningu umysłu” zaleca, by robić tę praktykę w ukryciu – co czasami tłumaczy się jako „w tajemnicy”. W ukryciu oznacza, że robimy ją po cichu i nie informujemy innych o tym, co robimy.
Jeśli myślimy o braniu na siebie naszych własnych problemów – na przykład problemów związanych ze starością – i radzeniu sobie z nimi teraz, moglibyśmy wyobrazić sobie siebie samego jako starą osobę przed nami i wziąć na siebie swoje problemy. Innym przykładem może być choroba w późniejszym okresie naszego życia. Możemy sobie wyobrazić siebie chorującego i wziąć ten problem na siebie, zaś jeśli chodzi o to, w jaki sposób możemy sobie z tym radzić, to możemy przedstawić sobie kilka możliwych rozwiązań, tak byśmy byli w stanie poradzić sobie z tymi problemami, kiedy faktycznie się pojawią. Nie zaprzeczamy, temu że problemy te mogą się wydarzyć.
Zamiast tego, kiedy pracujemy nad zabieraniem sobie naszej własnej negatywnej postawy wobec siebie samego oraz cierpienia, jakie ona wywołuje – a jest to mój własny pomysł, nie słyszałem tego od nikogo innego – to sądzę, że nie musimy wizualizować przed sobą siebie samego. Myślę, że możemy zrobić w nieco inny sposób.
Kiedy pracujemy z innymi, wyobrażamy sobie, że ich cierpienie, te różne negatywne rzeczy, opuszczają ich i wchodzą w nas w postaci rozmaitych odrażających form i rozpuszczają się w naszym sercu – rozpuszczają się jak gdyby w spokojności umysłu jasnego światła – po czym wysyłamy im szczęśliwość. Nie chodzi o to, że gromadzimy w sobie te negatywne rzeczy i chwytamy się ich, ale o to, że są one jak zakłócenia w oceanie umysłu, który się uspokaja. Wówczas w oparciu o owo uspokojenie, możemy wysyłać pozytywne uczucia.
Tutaj, zamiast wizualizować przed sobą siebie samego, jak czyni się to wykonując tę praktykę, gdy bierze się na siebie czyjąś negatywną postawą, pracując ze samym sobą, niczego przed sobą nie wizualizujemy. Zamiast tego, staramy się raczej poczuć w ciele, na przykład, przeszkadzającą negatywną energię niskiego poczucia własnej wartości i wyobrażamy sobie, że ściągamy ją z całego ciała do serca. Możemy wizualizować negatywne postawy i energię na wiele różnych sposobów – jako ciemne światło lub pewne odrażające substancje – ale po prostu ściągamy je do serca, do środka serca, i wyobrażamy sobie, że tam się uspokajają i rozpuszczają. Następnie, wyobrażamy sobie jak z naszego serca promienieje pozytywna postawa wobec naszego konwencjonalnego „ja” rozświetlając i rozprzestrzeniając się po całym naszym ciele. Myślę, że taki rodzaj wizualizacji będzie z pewnością mniej dualistyczny.
Jest również i głębszy powód, by zasugerować taki sposób wizualizacji. Kiedy mamy negatywne nastawienie do siebie, nasza energia jest bardzo zaburzona. Tak więc, kiedy przeprowadzamy umysłem ów proces ściągania, gromadzenia i centralizowania, pomaga nam to również fizycznie uspokoić zaburzoną, przeszkadzającą energię w naszym ciele. Myślę, że byłoby nam trudniej to zrobić, gdybyśmy starali się wziąć na siebie przeszkadzającą energię od siebie samych, których przed sobą wizualizujemy.
Nawet jeśli jesteśmy w stanie tylko rozluźnić napięcie w naszych mięśniach jednocześnie robiąc tę wizualizację dawania i brania – na przykład, rozluźnić napięcie w barkach, ramionach i szyi, co zwykle jest obszarem, w którym gromadzi się najwięcej napięcia – i rozpuścić je, a następnie spróbować wyobrazić sobie, że spokojniejsza, bardziej pozytywna postawa promienieje z głębi naszego wnętrza, przenikając przynajmniej nasze własne ciało, jeśli nie wszystko co nas otacza, to może nam to bardzo pomóc. To mój pomysł. Spróbujcie.
[Przerwa na praktykę]
Podsumowanie
Niska samoocena i nienawiść do samego siebie przynoszą nam wiele nieszczęśliwości i upośledzają naszą skuteczność w radzeniu sobie z wyzwaniami życia. Niezależnie od tego, czy dążymy do klasycznych celów buddyjskich, jakimi są osiągnięcie wyzwolenia i oświecenia, czy po prostu pragniemy poprawić jakość naszego życia i stać się bardziej pomocni naszej rodzinie, przyjaciołom i innym, musimy przezwyciężyć te negatywne uczucia wobec samych siebie. Najpierw musimy wyciszyć w sobie lub też uspokoić, wszelkie przeszkadzające, zaburzone emocje, jakie możemy w sobie mieć – czy będzie to odraza, obsesja, czy zaniedbywanie siebie – i rozwinąć spokojne zrównoważenie wobec samych siebie. Z otwartym, realistycznym podejściem do naszych silnych i słabych stron, możemy postanowić, że w oparciu o dobre i życzliwe traktowanie siebie samego z szacunkiem, tak samo, jak traktujemy wszystkich innych, będziemy pracować nad tym, by stać się lepszym człowiekiem.