Znaczenie karmy
W różnych systemach założeń indyjskiego buddyzmu jest wiele wyjaśnień karmy. Użyjmy tutaj najmniej złożonego z nich, podstawowego wyjaśnienia uznawanego przez wszystkie tradycje tybetańskie poza szkołą gelug. Znajdujemy je także w podawanym przez gelug objaśnieniu wszystkich systemów założeń indyjskiego buddyzmu, za wyjątkiem prasangiki i wajbhasziki. Zgodnie z tym wyjaśnieniem karma jest dosłownie impulsem mentalnym kierującym nas ku działaniu lub doznawaniu. To nie jest faktyczne działanie, to impuls doprowadzające nas do niego. Kiedy odczuwam chęć podejścia do lodówki, karmą nie jest faktyczne dojście do lodówki, ale odruch znalezienia czegoś do zjedzenia. Może to być impuls działania konstruktywnego lub destruktywnego.
To jest oczywiście bardzo złożone, ale ujmując rzecz prosto dzieje się coś następującego. W każdej chwili mamy widzenie peryskopowe. Jest to jak bycie w łodzi podwodnej i patrzenie poprzez niewielki obiektyw, by dostrzegać jedynie niewielki kawałek tego, co się dzieje. Widzimy wtedy tylko to, co jest na wprost przed nami. Jesteśmy „czującymi istotami”. To określenie po polsku nie znaczy zbyt wiele. Oryginalne określenie oznacza, że posiadamy ograniczoną świadomą przytomność, ponieważ mamy ograniczone ciało. Nie posiadamy najnowocześniejszego oprzyrządowania. Nasz sprzęt jest ułomny. Z drugiej strony, Buddowie posiadają wszechwiedzącą świadomą przytomność oraz najnowocześniejsze oprzyrządowanie. Mają ciała świetliste, które postrzegają wszystko. My poznajemy świat poprzez oczy, uszy, nos itd. oraz taki mózg, który pozwala jedynie na widzenie peryskopowe. To ograniczone ciało i ograniczona świadoma przytomność jest samsarą. To nie jest wcale nasza wina. To jedynie fakt, że znajdujemy się w okropnym położeniu. Jest to bardzo głęboka racja. Jest to głębsze znaczenie tego wszechprzenikającego dolegliwego problemu – stałe rodzenie się z ograniczonym umysłem i ograniczonym ciałem, które działają jako podstawa dla karmicznego bingo oraz wzlotów i upadków cierpień samsarycznego życia.
Nie ma znaczenia, jak piękna jest nasza łódź podwodna, nadal patrzymy przez peryskop. Nie ma znaczenia, jak piękne posiadamy ciało, nadal jesteśmy ograniczeni. To może pomóc nam w rozwinięciu wyrzeczenia się – całkowitego obrzydzenia tym utknięciem w łodzi podwodnej i peryskopowym widzeniem. Ale z powodu tego obrazu proszę nie nabrać przypadkiem fałszywego mniemania, iż istnieje jakieś solidne “ja” wewnątrz naszego ciała i umysłu. To jest tylko analogia pomagająca nam zrozumieć ten wszechobecny dotkliwy problem samsary. Cała ta sytuacja jest niedorzeczna. Aspirowanie jedynie do posiadania jakiegoś pięknego ciała jest tak trywialne! Chociaż posiadanie pięknego ciała jest miłe, to nigdzie nas ono nie doprowadzi. Robienie sobie fryzury, ćwiczenie mięśni, nakładanie makijażu itp. nie zmienia faktu, że jesteśmy ograniczeni.
Wskutek tego peryskopowego widzenia koncypujemy sobie jakieś solidne “ja” w naszym ciele i umyśle oraz jakieś solidne, trwałe „ty, tam na zewnątrz”. Dlaczego? Ponieważ ten ograniczony sprzęt pracuje na systemie konceptualnym. Budda nie używa takiego system operacyjnego. Umysł Buddy jest całkowicie nie-konceptualny. Komputery przedstawiają świat w liczbach, w sekwencjach zerojedynkowych, włączone i wyłączone. Potem przedstawiają to na ekranie w postaci liczb i liter, i tak dalej. To nie jest rzeczywisty świat, to jest jego przedstawienie. To jest podobne do myśli koncepcyjnej. Doświadczamy wirtualnego świata jako głosu w naszej głowie, wypowiadającego słowa: „O mój Boże, co mam teraz zrobić? Na zewnątrz jest gorąco, bla, bla, bla”. To jest system operacyjny czujących istot w działaniu.
Ponieważ mamy ten głos gadający w naszych głowach sądzimy, że jest tam wewnątrz jakieś solidne “ja”. To dziwaczne, nieprawdaż? Nie tylko że tak myślimy, ale pozornie niewinną rzeczą jest to, że odczuwamy, jakby rzeczy miały się właśnie tak. To właśnie to nie wiedzące, pomieszane przekonanie – a nie to niemożliwe “ja”, które myśli, że istnieje – naciska guzik w grze w karmiczne bingo. Wywołuje to dojrzewanie karmy.
Karmiczne bingo jest grą wielowymiarową. Jednym rodzajem piłeczki pingpongowej jest uczucie szczęśliwości, nieszczęśliwości, bądź neutralności. Innym pojawiającym się rodzajem piłeczki jest chęć zrobienia czegoś. Na podstawie tego uczucia pojawia się pewien impuls, i ten impuls stanowi kolejną karmę. Z powodu pomieszania robimy wszystko, co zachce nam się zrobić. To dzieje się tak szybko, że nawet nie jesteśmy tego świadomi. Myślimy: „Oczywiście, że mogę zrobić to, co chcę zrobić. To naturalne”. To, co chcemy zrobić, staje się niemal święte. Następnie zamieniamy ten impuls w czyn. W rzeczywistości robienie tego, albo nawet tylko myślenie o zrobieniu tego, dorzuca kolejną piłeczkę pingpongową do zasobnika.
Skąd bierze się ten proces? Nie od diabła czy demonów. On się pojawia, ponieważ postrzegamy świat tym ograniczonym ciałem i świadomością. Widzimy wszystko poprzez peryskop. Mamy ten głupi głos w naszej głowie i dostarcza on nam wrażenia, że istnieje jakieś solidne „ja” i jakieś solidne „ty”. To bardzo nudne. Bardzo głupie.
Kiedy umieramy i, by się tak wyrazić, wypadamy z łodzi podwodnej, czujemy, że toniemy w oceanie wizji przejrzystego światła oraz innych wizjach, jakie postrzegamy. Nie możemy tego znieść. Panikujemy. Pojawia się odruch, by złapać się kolejnej łodzi podwodnej. To jest ponowne odrodzenie się. Chcemy powrócić do jakiejś ograniczonej łodzi podwodnej. Naciskamy guzik i hop! – wyskakuje piłeczka pingpongowa w postaci kolejnego ograniczonego ciała. Działamy z pomieszania. To pomieszanie nie jest jakąś klątwą rzuconą na nas przez Boga. Nie zostało nam dane przez kogoś, jako wyzwanie dla sprawdzenia, czy możemy wydostać się z tej gry. Ono nie istnieje tu w jakiś wrodzony sposób, jak grzech pierworodny, zakładający, że jesteśmy źli lub z tego powodu, że Adam pochrzanił sprawę. To nie jest część naszej wrodzonej natury, nawet jeśli jest to bez początku. Jest to coś, co można usunąć. To jest ta podstawowa rzecz, którą musimy urzeczywistnić.
Jakkolwiek fantastyczna może być ta współ-połączona wielowymiarowa rzeczywistość, możemy się nią zająć. Mamy możliwość wydostania się z niej. Jeśli tak zrobimy, to nie tylko pozbędziemy się cierpienia, ale znajdziemy się w takim położeniu, w którym o wiele lepiej będziemy mogli pomagać innym. Nie możemy pomóc tym, co są w łodzi podwodnej, jeśli sami też jesteśmy w łodzi podwodnej. Kiedy wydostaliśmy się z łodzi podwodnej, zajmując się całym oceanem, to możemy o wiele lepiej im pomóc. To jest właśnie rozwiązanie – przerwać grę i wydostać się z okrętu podwodnego. Rozważmy to przez chwilę.
Wszyscy jesteśmy w łodziach podwodnych, patrząc przez peryskopy, mając bardzo ograniczony zakres widzenia, a przez głośnik stale napływa cały ten chłam. Z tego powodu, kiedy umieramy, wszyscy próbujemy dostać nową łódź podwodną, gdyż myślimy, że to nas uszczęśliwi. I nikt z nas nie wie, co się zdarzy potem. Kiedy umieramy, to z paniki po prostu wskakujemy do kolejnego okrętu podwodnego. Wszyscy robią to samo. To żałosne. Oto okropna wizja samsary wyrażona w bardzo uproszczonym obrazie.
Siły karmiczne
Zgodnie z wyjaśnieniem, którego używamy, karma jest mentalnym impulsem prowadzącym nas w kierunku pewnego określonego doświadczenia. Oczywiście mamy możliwość wyboru działania zgodnie z tym impulsem, lub nie. Jeśli mamy odruch powiedzenia komuś czegoś nieprzyjemnego: “Ależ masz dziś brzydką sukienkę na sobie”, to, jeśli jesteśmy uważni, kiedy powstaje ten odruch, możemy go opanować i nie działać zgodnie z nim. Często po prostu postępujemy zgodnie z naszymi impulsami. Samo to działanie jest siłą karmiczną, która może być pozytywna lub negatywna. Są one zwykle tłumaczone jako „zasługa” i „grzech”, które dla mnie stanowią bardzo mylące określenia. Ściślej biorąc działania karmiczne są pozytywnymi lub negatywnymi siłami karmicznymi.
Gdy działanie się kończy siła karmiczna trwa nadal, ale teraz jako potencjał karmiczny w naszym mentalnym kontinuum. Być może pomocny dla nas będzie tu pojęcie sieci, choć w technicznej terminologii buddyjskiej nie omawia się tego w ten sposób. To jest zachodni wkład w to wyjaśnianie. Możemy powiedzieć, że za każdym razem, kiedy działamy w jakiś pozytywny lub negatywny sposób, siły karmiczne z samego działania i z potencjału karmicznego, jaki pozostał, łączą się w naszym kontinuum mentalnym z siecią innych pozytywnych lub negatywnych sił, pochodzących z uprzednich działań i potencjałów karmicznych, jakie po sobie pozostawiły. Mówimy tu o siłach budujących samsarę. Budujemy samsarę – negatywne lub zwyczajnie pozytywne siły skutkują samsarycznym doświadczeniem.
Jeśli nie dedykujemy pozytywnej siły pochodzącej z konstruktywnego działania wyzwoleniu lub oświeceniu, to nie działa ona jako przyczyna wyzwolenia lub oświecenia. Teksty nie mówią tak wiele o dedykowaniu pozytywnych sił wyzwoleniu. Jedynie kiedy dedykujemy jakieś pozytywne działanie z bodhiczittą, ta pozytywna siła staje się siłą budującą oświecenie i tworzy sieć pozytywnej sieci budującej oświecenie – tak zwane „nagromadzenie zasług”.
Następstwa karmiczne
Tak więc samo działanie, czy buduje samsarę czy buduje oświecenie, działa jako siła karmiczna. Kiedy działanie się skończy, to z czym zostajemy? To nie jest tylko faza karmicznego potencjału danej siły karmicznej. W naszym mentalnym kontinuum pozostają również inne rzeczy. Ukułem tu pewne określenie, które obejmuje je wszystkie: “karmiczne następstwo”. Możemy mówić o dwóch rodzajach karmicznego następstwa: karmicznej spuściźnie (sa-bon, nasienie) i stałych karmicznych nawykach (bag-chags). Różnica pomiędzy tymi dwoma jest taka, że spuścizna karmiczna dojrzewa jedynie czasami, podczas gdy stały nawyk karmiczny w każdej chwili daje skutki pod względem naszego doświadczania. Spuścizna karmiczna obejmuje zarówno fazę karmicznego potencjału karmicznej siły, jak karmiczne skłonności. Ale nie wchodźmy tu teraz w te subtelne różnice pomiędzy nimi.
Spuścizna karmiczna dojrzewa do pojawienia się i do zaniku. Jednym z aspektów jej skutku jest odczuwanie różnych poziomów szczęśliwości lub nieszczęśliwości, wzlotów i upadków. W różnym czasie dojrzewa rozmaita karmiczna spuścizna. Zmienia się to w każdej sekundzie naszego życia i nigdy nie wiemy, czego doświadczymy w kolejnej chwili. Robiąc dokładnie tę samą rzecz możemy raz czuć się dobrze, innym razem okropnie. Czyż to nie jest straszne?
Innym skutkiem pochodzącym od tej karmicznej spuścizny jest doświadczanie skupisk (pięciu składników osobowości) odradzania się. Czasem doświadczamy miłego stanu odrodzenia, czasem okropnego. To zupełnie nie jest nic stałego. Czasami dostajemy wygodny okręt podwodny, czasami bardzo niewygodny.
Otoczenie, w którym się rodzimy, jest nazywane “dominującym skutkiem” albo “rozległym skutkiem”. Czy jesteśmy w spokojnej części oceanu? Czy są tu jakieś zdradliwe prądy?
Kolejny skutek dotyczy tego, co chcemy robić. Co lubimy robić? Chcemy robić rzeczy podobne do tych, które robiliśmy uprzednio. Nie tylko, że nie mamy pojęcia, czy w następnej chwili będziemy szczęśliwi, czy nieszczęśliwi, to jeszcze nie mamy pojęcia, co nam się będzie chciało wtedy robić.
Ostatni skutek pochodzący ze spuścizny karmicznej to doświadczanie przydarzających się nam sytuacji podobnych do tego, co uczyniliśmy innym. Jeśli chcemy strzelać do innych łodzi podwodnych płynących z nami, to któraś z nich podpłynie i strzeli do nas. Wszystko to wznosi się i opada, to odczuwanie szczęśliwości i nieszczęśliwości, to co chcemy robić i co się nam przydarza. To wszystko jest okropne.
Stałe nawyki karmiczne w każdej chwili wytwarzają skutki w postaci naszego stałego doświadczania peryskopowego postrzegania. To jest niezmienny temat pośród wzlotów i upadków samsary. W tym kontekście, zależnie od tego, czy czujemy się szczęśliwi czy nieszczęśliwi, co chcemy robić i co się nam przydarza, pojawiają się impulsy i działamy zgodnie z nimi. Oto co dzieje się w samsarze, przedstawiając pokrótce w bardzo uproszczony sposób działanie karmy.
Poświęćmy teraz minutę na przetrawienie tego.
Widzimy w jaki sposób stanowi to cykl. Dla głębszego analizowania tego cyklu służy nam system dwunastu ogniw współzależnego powstawania. Zagadnienia karmy i dwunastu ogniw są częściami tej samej układanki.
Jak działa dedykowanie
Aby jakieś pozytywne działanie budowało oświecenie, musi ono zostać zadedykowane przy pomocy bodhiczitty, nawet jeśli będzie ona sztuczna. Ona nie musi być szczera. Może być trochę wystudiowana. Co oznacza wystudiowana? Nie jest tak, że nie posiadamy w ogóle żadnych uczuć. Bodhiczitta opiera się o miłość, współczucie oraz poczucie uniwersalnej odpowiedzialności, co oznacza, że zmierzając w kierunku stania się Buddą samemu, pragniemy, by wszyscy inni też byli szczęśliwi i wolni od cierpienia oraz przyjmujemy odpowiedzialność za pomaganie wszystkim – wszystkim ograniczonym istotom, „wszystkim czującym istotom”, – nie tylko, by przezwyciężyły swoje zwyczajne cierpienie, ale również, by osiągnęły wyzwolenie i oświecenie. Przyjrzyjmy się temu uważniej.
„Wszystkie czujące istoty” obejmuje każdego owada na świecie. Czy naprawdę działamy w kierunku korzyści każdego komara na świecie? Bądźmy uczciwi. Przede wszystkim od czego mielibyśmy je wyzwolić? Prawdopodobnie od samsary, która oznacza powtarzające się w niekontrolowany sposób odradzanie się. Jeśli jednak nawet nie pojmujemy odradzania się, a co dopiero mielibyśmy w nie wierzyć, to jak moglibyśmy szczerze pracować w kierunku wyzwolenia wszystkich komarów na świecie? Nawet nie myślimy o odradzaniu się. Myślimy tylko ”La-di-da, oby wszyscy byli szczęśliwi, jedli przyjemne rzeczy, mieli miłe domy…” To jest bardzo miłe, ale to nie jest to „wielkie współczucie”, które kryje się za bodhiczittą. Nawet jeśli jesteśmy szczerzy w naszym pragnieniu pomagania samym istotom ludzkim – no może także domowym psom i kotom – tylko w tym życiu, jest to niewystarczające, aby nasze konstruktywne działania łączyły się w sieć jako pozytywna siła budująca oświecenie. Potrzeba pewnego poziomu „wielkiego współczucia”, skierowanego w równym stopniu do wszystkich ograniczonych istot.
A co jeśli z naszymi konstruktywnymi działaniami zmieszane są przeszkadzające postawy? Pamiętajmy, że aby być całkowicie wolnym od wszelkiego czepiania się jakiegoś niemożliwego „ja” i wszystkich przeszkadzających emocji, i postaw, musimy być arhatem. Czy oznacza to jednak, że dopóki nie staniemy się arhatem nie możemy wykonywać żadnych pozytywnych działań budujących oświecenie? Nie, nie oznacza to. Możemy rozbudowywać takie działania na długo przed staniem się arhatem. Jest to bardzo istotny punkt. Jego Świątobliwość Dalajlama ujmuje to w bardzo sympatyczny sposób. Mówi: „Dopóki nie jesteśmy arhatem, żadne działanie nie będzie w 100% niesamolubne i wolne od niepoprawnych poglądów, przeszkadzających postaw itd. Tak więc trzeba, byśmy próbowali ograniczać tę samolubność”.
Nie oszukujmy się. Dopóki nie wyzwolimy się zawsze będzie istnieć jakiś aspekt pragnienia bycia szczęśliwym samemu, lub poczucia bycia użytecznym, co jest w rzeczywistości sprawką ego. Nie ma żadnego powodu, by się czuć z tego powodu winnymi. Musimy z tym pracować na naszym własnym poziomie. Moglibyśmy myśleć: „Choć ja również chciałbym być szczęśliwym, to szczerze pragnę szczęśliwości dla innych. Oby to pozytywne działanie umożliwiło mi pomagać innym stać się oświeconymi, na tyle, na ile to możliwe”. To wystarcza.
Pozwólmy przez chwilę, by to w nas zapadło głęboko.
To może powiększyć naszą wiarę w bycie zdolnymi do rozbudowywania pozytywnej siły budującej oświecenie. Jego Świątobliwość zawsze powtarza tę naukę: „Oświecenie jest w waszych własnych rękach”.
Jeśli jakieś pozytywne działanie jest podtrzymywane poprzez siłę wyrzeczenia się lub siłę bodhiczitty, to działa ono odpowiednio jako przyczyna wyzwolenia albo oświecenia. Jeśli jakieś działanie nie jest podtrzymywane, ani przed wyrzeczenie się, ani przez bodhiczittę, to zaskutkuje ono szczęśliwszym doświadczeniem samsary. Samo działanie może być dokładnie takie samo, kwestią jest jedynie czemu je dedykujemy. Jeśli nie dedykujemy go niczemu, to zostanie automatycznie zachowane na naszym mentalnym twardym dysku w folderze budowniczego samsary, a potem działa ono jako pozytywna siła budująca przyjemną samsarę. Potrzebujemy świadomie zapisać je w folderze budowniczego oświecenia, a robimy to poprzez zadedykowanie go.
A co jeśli zapomnimy zadedykować daną pozytywną siłę od razu, ale przypominamy sobie o tym kilka minut później? Czy to się liczy? To liczy się tak długo, jak długo w międzyczasie nie rozzłościmy się. Jeśli wpadamy w złość niszczy to lub osłabia tę pozytywną siłę. Oto czemu teksty mówią, że złość jest tak bardzo negatywna, zwłaszcza złość żywiona wobec jakiegoś bodhisattwy. Tak długo, jak nie wpadamy w złość, możemy przenieść daną pozytywną siłę z folderu budowniczego samsary do folderu budowniczego oświecenia. Jeśli wpadamy w złość, to tę siłę kasujemy. Skończyła się. Jeśli zapisaliśmy ją przy pomocy zadedykowania bodhiczitcie, to nie niszczymy jej nawet wtedy, gdy później wpadamy w złość. Ta złość będzie mieć inne negatywne następstwa, ale nie o tym tu mówimy.
Jakie rodzaje działań mogą być dedykowane?
Wszystko, co jest konstruktywne, to znaczy dowolne działanie podejmowane z pragnienia pomagania, a nie z chciwości czy przywiązania, złości czy naiwności. Albo wszelkie działanie powstrzymania się od destrukcyjnego działania, pomimo powstania odruchu, gdyż wiemy, że to spowoduje problem. Powstrzymanie się od jakiegoś pragnienia celem uniknięcia ukarania, może być w pewnym stopniu konstruktywne, ale jest o wiele mocniejsze, kiedy powstrzymujemy się od destruktywnego działania z powodu rozumienia karmicznej przyczyny i skutku. By uczynić taką dedykację powinniśmy myśleć: “Oby pozytywna siła tego czynu działała jako przyczyna mojego oświecenia, bym mógł pomagać wszystkim”.
Bez tej idei sieci mamy skłonność myśleć o wszystkim, co robimy, jako o odizolowanych działaniach, niczym o zbieraniu w jakimś pudełeczku odrębnych dobrych uczynków. Oto czemu uważam za bardzo pomocne myślenie o naszym pozytywnym działaniu czy zrozumieniu idąc głębiej, robiąc głębszy ślad i łącząc się z siecią wszystkich naszych pozytywnych działań i rozumienia. Siła ta staje się coraz to mocniejsza i w ten sposób rzeczywiście działa jako przyczyna oświecenia.
Idea łączenia się w sieć jest także bardzo pomocna z tego względu, że przynosi zrozumienie wzajemnych zależności i współzależnego powstawania. Nasze dobre uczynki nie są odizolowane. Podobnie, jeśli rozumiemy jedynie odrębne drobne punkty Dharmy i nigdy ich nie połączymy oraz nigdy nie ujrzymy, jak wszystkie pasują do siebie wzajemnie, to nasze zrozumienie nie będzie szczególnie mocne. Jedynie gromadzimy fakty. Potrzebujemy więc łączenia w sieć tej głębokiej świadomości, którą zyskujemy z doznań medytacyjnych z wszystkim innym, czego się nauczyliśmy. W przeciwnym razie znów będą one jedynie odrębnymi doznaniami, nie mającymi wiele wagi.
Podstawa etyki buddyjskiej
W buddyzmie zwykle omawiamy destruktywne działania jako listę dziesięciu działań, często tłumaczoną jako “dziesięć nieprawych działań”. Wyrażenie „nieprawy”, albo „nie cnotliwy” pochodzi z sądowniczej tradycji religijnej. Tutaj nie ma żadnego osądzania. Omawianie karmy jest bardzo mocno związane z omawianiem etyki. Na świecie mamy wiele systemów etycznych. Na Zachodzie głównym systemem jest połączenie myślenia biblijnego i starogreckiego. Oba oparte są na posłuszeństwie wobec prawa – jednym jest prawo boskie pochodzące od Boga, a drugim prawo uchwalane, stworzone przez wybraną grupę obywateli. W obu tych przypadkach bycie osobą etyczną jest kwestią posłuszeństwa. Posłuszeństwo prawu skutkuje nagrodą, nieposłuszeństwo karą. Etyka zachodnia jest bardzo mocno związana z oceną moralną – dobry, zły, niewinny, winny. Niesie z sobą emocjonalny pakiet poczucia winy, lęku przed karą i tak dalej.
W buddyjskim poglądzie na świat nie ma oceny, nie ma żadnego sędziego i nie ma winy. Etyka nie jest kwestią posłuszeństwa jakimś prawom. Istnieją określone zależności pomiędzy przyczyną w postaci zachowań, a ich skutkiem. Jeśli kopniemy w krzesło, to zaboli nas stopa. Fakt, że boli, nie jest żadną karą, to nie jest żaden sąd etyczny. Nie jesteśmy ludźmi złymi, winnymi czy grzesznymi, po prostu kopnęliśmy stopą w krzesło i boli nas. Podobnie, jeśli działamy pod wpływem przeszkadzających emocji, to doświadczymy problemów, ale nie z powodu tego, że jesteśmy źli, ale że byliśmy w zamęcie. Jeśli nie działamy pod wpływem przeszkadzających emocji, to nie doświadczymy takich okropnych problemów. Zazwyczaj doświadczymy szczęśliwości. Ta szczęśliwość nie będzie trwała, ale wszystko pójdzie dobrze. A więc, etyka, zamiast opierać się na posłuszeństwie, opiera się na rozróżniającej świadomej przytomności.
Jeśli działamy w określony sposób, to na koniec doświadczymy odpowiadających temu skutków. To nasz wybór. Jeśli nie przejmujemy się doświadczaniem problemów i chcemy działać destruktywnie, to w porządku. Możemy tak sobie wybrać. Oczywiście postępując tak możemy krzywdzić innych, a więc jest tu także inny wzgląd. Ale zasadniczo ujmując, jeśli ktoś działa destruktywnie, to nie dlatego, że jest zły, tylko z powodu zamętu co do przyczyny i skutku. Łatwiej nam współczuć ludziom działającym destruktywnie kiedy wiemy, że są oni w takim zamęcie, iż nie wiedzą, że krzywdzą innych.
Jeśli chodzi o nas samych, to powinniśmy pracować nie nad byciem posłusznymi, ale nad uzyskaniem rozróżniającej świadomej przytomności, zwykle nazywanej “mądrością”, by odróżniać co będzie konstruktywne, a co destruktywne. Wtedy, nie chcąc doświadczać problemów powstrzymujemy się od działania w sposób destruktywny. Jeśli rozumiemy, że zatrzymując się na środku bardzo ruchliwej, niebezpiecznej drogi możemy doznać krzywdy, to odróżniamy, że nie stając na tej drodze zmniejszamy szansę doznania krzywdy. To doprowadza nas do omówienia tego, w jaki sposób rozwijamy dyscyplinę etyczną i troszczenie się o to, co nam się przydarza.
Dziesięć destruktywnych działań
Chociaż istnieje standardowa lista dziesięciu destruktywnych działań ważne jest, by nie myśleć, iż jest ich tylko dziesięć. Moglibyśmy pokroić całe ciasto na dziesięć kawałków, albo kawałek ciasta na dziesięć części. Podobnie tutaj wykrawamy jedynie część naszych destruktywnych działań w te dziesięć. Istnieje oczywiście więcej niż dziesięć rodzajów destruktywnych działań.
Sądzę również, że jest bardzo ważne, by widzieć te dziesięć działań jako pewne ogólne kategorie, wiele innych działań może się w nie wpasowywać. Przykładowo, odbieranie życia może również obejmować łamanie komuś ręki. Powinniśmy tu być elastyczni. Jestem pewien, że słyszeliście już nauki na temat tych dziesięciu działań, ale pozwólcie je pokrótce poruszyć.
Trzy destruktywne działania fizyczne
Dziesięć ogólnych kategorii destruktywnych działań tworzą działania mentalne, werbalne i fizyczne. Destruktywne działania fizyczne obejmują odbieranie innym życia – zabijanie, branie czegoś, co nie zostało nam dane – kradzież, oraz sprzeczne zachowania seksualne – zachowania seksualne, które są sprzeczne z pozbywaniem się przeszkadzających emocji. Tak jak zabijanie może obejmować krzywdzenie innych, tak też kradzież może obejmować telefonowanie za granicę z czyjegoś telefonu bez pytania. Jest to z naszej strony używanie czegoś, czym nie powinniśmy się posługiwać
Działaniom tym towarzyszy jakaś przeszkadzająca emocja. Przykładowo, chcemy kogoś skrzywdzić lub zabić, gdyż jesteśmy rozzłoszczeni, bo nie lubimy danej osoby. Albo jesteśmy chciwi, chcemy szybciej dostać nasz spadek. Albo jesteśmy naiwni, poświęcamy kogoś bogu słońca po to, by nasze plony były lepsze. Co do kradzieży, to naiwnością jest myśleć, że możemy sobie wziąć coś należącego do kogoś innego, a ta osoba nie będzie mieć nic przeciwko temu.
Sprzeczne postępowanie seksualne to takie, które jest sprzeczne z usiłowaniem pozbycia się przeszkadzających emocji. Zwykle jest w nim tęskne pożądanie, chciwość albo przywiązanie. Nie jesteśmy zadowoleni ze swojego partnera/ki, a więc musimy mieć jeszcze kogoś innego. Nie jesteśmy zadowoleni z używanej pozycji, a więc zabieramy się za akrobacje seksualne, by znaleźć coś lepszego. Nasze zachowania seksualne mogą być też oparte na złości, jak w przypadku gwałcenia żon czy córek naszych wrogów. Przykładem naiwności jest myślenie, że to nie ma znaczenia, że nasz partner/ka nie ma ochoty na seks i narzucanie się na siłę.
Występuje także naiwność polegająca na myśleniu, że seks stanowi ścieżkę do wyzwolenia. To brzmi śmiesznie, ale to nie jest takie niecodzienne. Kiedy zbadamy sami siebie, to czyż nie mamy przekonania, że jeśli nasze życie seksualne jest zdrowe i dobre, przyniesie nam to trwałą szczęśliwość? Są szkoły myśli zachodniej utrzymujące, że wszystkie nasze problemy biorą się z frustracji seksualnej i że musimy poszukiwać doskonałego orgazmu. Jest też naiwnością, kiedy już jesteśmy starsi, usiłowanie robienia tego tak, jak w przeszłości. Sprzeczne zachowania seksualne są działaniem w taki sposób, który przynosi nam coraz to więcej problemów i nieszczęśliwości.
Cztery destruktywne działania słowne
Potem idą destrukcyjne działania werbalne. Werbalne, to związane z komunikowaniem się. To niekoniecznie musi wiązać się ze słowami. Możemy kłamać przy użyciu słów, gestów, a nawet milczenia. Oczywiście najpoważniejszym kłamstwem jest to dotyczące naszych osiągnięć duchowych. Wprowadzanie innych w błąd, zwłaszcza będąc nauczycielem duchowym, przez mówienie: „Miałem to nieprawdopodobne doświadczenie medytacyjne i tamto doświadczenie” i kontynuowanie w ten sposób, jest bardzo poważną sprawą. Wyolbrzymianie również jest formą kłamstwa. Jest bardzo ważne, by być całkowicie uczciwym co do własnych osiągnięć i doświadczeń. Możemy kłamać z powodu przywiązania, gdy na przykład chcemy, by ludzie nas poważali. Możemy kłamać ze złości, jak na przykład podając niewłaściwy kierunek komuś, kogo nie lubimy. Albo możemy kłamać z naiwności, myśląc, że możemy opowiadać jakieś niewinne kłamstewka czy przesadzać z czymś i że to nie ma znaczenia.
Następnie jest język stwarzający podziały, powodujący rozstawanie się przyjaciół, albo jeszcze większe oddzielenie tych, którzy już się rozstali. Dobrym ćwiczeniem jest próbowanie nie mówienia o nikim, o ile nie jest obecny. Często, kiedy opowiadamy historię o kimś innym, wkrada się w to wyolbrzymianie stwarzające podziały, nawet jeśli nie było to naszym zamiarem. Moglibyśmy jednak chcieć powiedzieć coś stwarzającego podziały, jeśli nasze dziecko zadaje się z dilerami narkotyków, ale powinniśmy uważać, by nie kryła się za tym jakaś przeszkadzająca emocja. Jeśli ludzie mówią złe rzeczy o kimś innym, by się odciąć od niego/niej, to moglibyśmy myśleć, że są okropni, ale to jest osądzające. A my nie mówimy o postawie osądzania. Raczej rozpoznajemy, że te osoby nie pojmują karmicznych następstw tego, co mówią. A na sam początek, jeśli ktoś zawsze mówi o tym, jak okropni są inni, to czyż nie zaczynamy podejrzewać, że za naszymi plecami może mówić okropne rzeczy także o nas? Na skutek powodowania dzielenia ludzi jest się odrzucanym. To jest bardzo smutne. Jeśli powtarzamy jakąś historię stwarzającą podziały, podtrzymujemy całą tę rzecz i również czynimy ją naszym negatywnym działaniem. Najlepiej po prostu to porzucić. Możemy sobie pomyśleć, że to bardzo smutne, iż ktoś mówi w taki sposób, tworząc podziały. Powtarzanie tego nie ma sensu.
Następnie mamy szorstki i okrutny język. Jest to mówienie z jakąś przeszkadzającą emocją takich rzeczy, które ranią uczucia innych. Może to być wydzieranie się na kogoś, obrzucanie przekleństwami lub obelgami. Może to być także lukrowanie. Sarkazm także krzywdzi. Musimy bardzo uważać, co mówimy, jak to coś komunikujemy itd. Pokazywanie chamskiej mudry osobie w sąsiednim samochodzie również należy do tej kategorii.
Potem mamy czczą paplaninę. To może być subtelne. Mamy skłonność nie brania tego poważnie, ale jest to naprawdę bardzo destruktywne. Na sam początek, to przeszkadza innym, tak jak ta niewiarygodna liczba rozmów telefonicznych, jakie odbywamy, by przekazać jakieś trywialne wydarzenie. Obejmuje to również powtarzanie różnych historii. Nie ma w tym sensu. To jest jedynie marnowanie niewiarygodnych ilości czasu. Moglibyśmy zaliczyć do tego stałe utrzymywanie włączonego telewizora lub radia, przeszkadzające wszystkim dookoła. Powinniśmy zwracać uwagę na to, jak się komunikujemy.
Trzy destruktywne mentalne działania
Następnie mamy destruktywne sposoby myślenia. Ważne, by tu wiedzieć, że nie mówimy o przeszkadzających emocjach. Tak jak karma i przeszkadzające emocje są czymś różnym, tak samo różne są karmiczne działania i przeszkadzające emocje. Nie ma niczego takiego, co byłoby zarówno karmicznym odruchem jak i przeszkadzającą emocją, i nie ma niczego, co byłoby zarówno karmicznym działaniem jak i przeszkadzająca emocją. To, co opisujemy tutaj w tej liście, to działania, sposoby myślenia, którym – podobnie jak sprowadzającym je odruchom karmicznym -towarzyszą przeszkadzające emocje.
Pierwszym są pożądliwe myśli. Kiedy ktoś kupuje jakieś nowe auto, chcemy mieć takie samo, albo nawet lepsze. Więc myślimy bez przerwy, jak zdobyć to nowe auto. Wraz z pożądliwymi myślami pojawia się wiele przeszkadzających emocji – chciwość, zazdrość i temu podobne. Destruktywnym działaniem jest myślenie o tym.
Następnie są złośliwe myśli. To nie tylko życzenie komuś źle. To jest cała linia rozmyślania, spiskowanie dla wyrównania porachunków i zadania komuś ran. Te działania mentalne stają się obsesjami. One nas zjadają. Nie możemy się ich pozbyć ze swojej głowy. Występuje wiele subtelnych poziomów tych myśli.
Ostatnim działaniem mentalnym oraz dziesiątą ogólną kategorią destruktywnych działań jest myślenie ze zniekształconym, antagonistycznym nastawieniem. Jest to czasami tłumaczone jako „niewłaściwe poglądy”, co może sugerować „herezję”. To jest niewłaściwy przekład. Nie mówimy nawet o zniekształconej postawie. Mówimy o całym sposobie myślenia, któremu towarzyszy zniekształcona, antagonistyczna postawa. Jest to zaprzeczanie czemuś prawdziwemu, konstruktywnemu lub etycznie neutralnemu i bycie w stosunku do tego bardzo antagonistycznym. Jest to jak myślenie: „Oni wierzą w odradzanie się? To są kompletne bzdury! Kto tak myśli jest idiotą! Zaraz im to powiem”. To nie musi być nastawienie filozoficzne. Możemy posiadać zniekształconą, antagonistyczną postawę wobec przyjaciela oglądającego telewizję, wobec kogoś studiującego historię sztuki, albo chodzącego do jakiegoś ośrodka Dharmy, gdzie wszystko robi się inaczej, niż w naszym ośrodku Dharmy. Stale myślimy o tym negatywnie, pomimo, że są to rzeczy neutralne lub konstruktywne.
Myślenie ze zniekształconym, antagonistycznym nastawieniem nie ogranicza się do zaprzeczania Trzem Klejnotom. Jak często to robimy? Niezbyt często. Jedną z rzeczy należących do tej kategorii, a którą robimy bardzo łatwo, jest osądzanie innych osób. Jest to w rzeczywistości bardzo powszechne destruktywne działanie. Widzimy coś, czego nie lubimy i w umyśle obsesyjnie to krytykujemy.
Mamy dwie ogólne kategorie działań konstruktywnych. Jedną jest po prostu powstrzymywanie się od działania destruktywnego, gdyż rozumiemy, jakie z tego powstaną problemy. To nie jest tylko: „Nie chodzę na polowania ani na ryby i nie strzelam do ludzi”. To raczej to, że kiedy bzyczy nam koło głowy komar i przychodzi odruch, by go plasnąć, nie działamy zgodnie z tym odruchem, gdyż zdajemy sobie sprawę, że byłoby to destruktywne. Jeśli mielibyśmy zabijać wszystko, co nas drażni, to gdzie zakreślimy granicę? Innym poziomem konstruktywnych działań jest czynienie odwrotności destruktywnych działań. Przykładowo, byłoby to oszczędzenie życia komarowi, złapanie go do szklanki i wypuszczenie na dwór, zamiast zabicia go.
Dojście do zrozumienia potrzeby wszechwiedzy
Kiedy mówimy o czepianiu się solidnego, trwałego istnienia, to przede wszystkim mówimy o postrzeganiu bardzo ograniczonego stopnia rzeczywistości. Nasze ograniczone umysły sprawiają, że wygląda tak, jakbyśmy istnieli w solidny, trwały sposób, niezależnie i w oddzieleniu od wszystkiego innego. Mało, że tak to wygląda, w ten sposób się to odczuwa. Kiedy patrzę na tę osobę przede mną, wygląda na to i odczuwa się to, jakby to była jakaś młoda Meksykanka. Nie wygląda, że jest to zaledwie jedna chwila w długiej linii ciągłości, od dzieciństwa do starości. Z pewnością nie jawi się to jako pewne kontinuum mentalne, które w tej szczególnej chwili generuje ciało Meksykanki, a w poprzednim życiu było komarem, Afrykaninem, albo jakimś duchem. To jest widzenie peryskopowe. To wydarza się w każdej chwili naszego istnienia. Czuje się, jakby to było wszystkim, czym jest dana osoba.
Nie tylko jawi się to i odczuwa w ten sposób, ale idąc krok dalej wierzymy, że to odpowiada rzeczywistości. Z czepiania się solidnego istnienia wynika również ten drugi krok. „Czepianie się” nie jest bardzo ścisłym wyrażeniem. Jest nieco zbyt mocne. Poznajemy coś i wierzymy w to. Są tu dwa zestawy stałych nawyków. Jednym jest stały nawyk karmiczny, powodujący widzenie peryskopowe. Drugim jest stały nawyk pomieszania, które wytwarza w każdej chwili wrażenie, że to, co widzimy poprzez ten peryskop, a mianowicie wrażenie solidnego istnienia, to wszystko, co tu jest. Możemy widzieć, że te dwa rodzaje stałych nawyków zawsze działają razem. Są one znane jako przeszkody zapobiegające wszechwiedzy, jedynie będąc Buddą pozbywamy się ich obu. Sama karma, jak i przeszkadzające emocje, pochodzące z wierzenia w to, co widzimy, powstrzymują wyzwolenie. Utrzymują trwanie wzlotów i upadków. Tak więc poprzez wyzwolenie pozbywamy się wzlotów i upadków, a potem poprzez oświecenie pozbywamy się peryskopowego widzenia. Kiedy pozbywamy się przekonania, że to, co widzimy w peryskopie to wszystko, co jest, musimy wtedy pozbyć się przejawiania się tego i odczuwania w ten sposób.
Tsongkapa wykazał, że ten proces rozpoznawania i wiary w solidne istnienie ma miejsce w każdej pojedynczej chwili, nie tylko wtedy, gdy jesteśmy emocjonalnie wzburzeni. Sposób, w jaki on to wyraził jest taki, że to, co mamy obalić jest obecne w każdej chwili naszego poznania, a nie jedynie w szalonych chwilach naszego poznawania. Nie wydarza się to także jedynie podczas naszego konceptualnego poznawania, co oznacza, że musimy zacząć poddawać w wątpliwość każdą pojedynczą chwilę naszego poznawania.
To jest bardzo głębokie. Kiedy rozglądamy się po pokoju, to co widzimy? Cokolwiek widzimy, jest fałszywe. Na pewnym względnym poziomie to, że są tu wszyscy ci ludzie jest to z pewnością dokładne. Ale każda z tych osób stanowi pewne kontinuum mentalne, które od czasu bez początku wchodziło we współzależność z każdym innym kontinuum mentalnym. To nie do wiary. Nie widzimy tego, prawda? Jeśli nawet nie myślimy w kategoriach odradzania się, ale w kategoriach przodków każdej z tych osób, jest to niewiarygodne. Nie widzimy czegoś takiego i nie odczuwamy w taki sposób, ale to właśnie mamy przed sobą. Budda jest wszystkiego tego świadomie przytomny. Możemy zacząć odczuwać, co oznacza wszechwiedza. Jeśli naprawdę chcemy pomagać innym, to musimy widzieć wszystkie te współzależności, wzajemne związki itd.
Kiedy zaczynamy uzyskiwać dokładniejszy obraz wszechwiedzącego umysłu, oraz zaczynamy prawdziwie rozumieć, jak ważnym jest osiągnięcie wszechwiedzy, by rzeczywiście pomagać wszystkim, wtedy nasze dążenie do oświecenia staje się o wiele bardziej znaczące. Nasze schronienia i bodhiczitta stają się o wiele silniejsze. Niewzruszone. Jeśli nie mamy jasnego obrazu tego, co oznacza bycie Buddą, to mówienie, że pragniemy osiągnąć oświecenie jest całkowicie powierzchowne. Dlatego jest bardzo ważne, by cechy Trzech Klejnotów studiować szczegółowo, nie tylko jako listy trzydziestu dwóch tego i osiemdziesięciu tamtego, ale mieć też poczucie, co one oznaczają. Jeśli uważamy, że oświecenie jest mitem albo bajką, to bardzo trudno jest faktycznie dostrzegać jego niezbędność, co jest tak bardzo wrodzoną częścią bodhiczitty. Oczywiście są sposoby przedstawiania cech Buddy podobne do opowiadania bajki dziecku, ale nie zadawalajmy się tym poziomem. Jest wiele głębszych poziomów wyjaśnień.
Fundamentem wszelkiej praktyki Dharmy jest jakieś bardzo bezpieczne i pewne schronienie, jakiś bezpieczny kierunek. Proszę tego nie trywializować. Wymaga ona posiadania bardzo jasnego obrazu tego, ku czemu się kierujemy, co jest celem, co jest kierunkiem, w którym chcemy podążyć. Im jest to jaśniejsze, tym pewniejsza będzie nasza praktyka.
Jeśli połączymy jasność co do naszego celu ze zrozumieniem natury Buddy, to w prawdziwy i przejrzysty sposób pojmiemy oraz będziemy przekonani, że jest możliwe osiąganie oświecenia dla dobra innych. Jeśli uważamy, że to nie jest możliwe lub mamy jakieś wątpliwości, to jakże moglibyśmy ku temu dążyć? Jaki byłby tego sens? Jeśli stanie się Buddą jest bajką, to wtedy nasza praktyka jest żartem. Buddyzm byłby wtedy redukowany do: “bądź tylko miłym człowiekiem”, czego naucza dowolna religia.