Kontinua w tej samej kategorii zjawiska
Przyjrzyjmy się naturze kontinuów, gdyż chcąc zrozumieć buddyjską naukę o odradzaniu się, zrozumienie ich natury jest sprawą zasadniczą. Jedną z najważniejszych właściwości kontinuum jest to, że jakakolwiek byłaby kategoria zjawiska, którego ciągiem chwil jest owo kontinuum, przez cały swój ciąg musi ono zawsze pozostawać tą samą kategorią zjawiska. Cóż to oznacza? Przyjrzyjmy się przykładowi. Możemy mówić o kontinuum czegoś fizycznego, innymi słowy, o kontinuum materii i energii. Nasienie może przekształcić się w drzewo, które może stać się drewnem, ono z kolei stołem, następnie ogniem i gorącem, dymem, i popiołem. W ten sposób, takie kontinuum pozostaje tą samą kategorią zjawiska: jest ono zawsze ciągiem chwil jakiejś formy materii/energii.
Bądźmy jednak ostrożni. Słowa jakich tutaj używamy: zmienić się i przekształcić się nie oznaczają, że jest tu jakaś prawdziwie istniejąca „klucha” materii/energii zmieniająca się czy też przekształcająca w różne stany, pozostając jednak w trakcie tych przekształceń tą samą statyczną podstawą. Nie jest to jak z kawałkiem gliny, który można ugniatać w coraz to inne kształty. Nie jest też tak, że są to te same niezmienne atomy czy te same niezmienne cząstki subatomowe, które zmieniają jedynie swoje położenie stając się nasieniem, drzewem, drewnem, stołem, ogniem i popiołem. Nie jest również tak, że wszystkie te różne formy materii/energii są przekształceniami jakiejś większej statycznej całości czy bytu – niezmienną sumą całej energii we wszechświecie. Pamiętajmy o obrazie zmieniających się chwil filmu jaki widzimy. Zawsze mówimy o ciągu, następowania czegoś, lecz nie w takim sensie, że to „coś” jest statyczną całością, bytem który trwa. Przemyślcie to proszę dobrze, bowiem jest to sprawa zasadnicza.
Tę samą analizę można zastosować do ciągu czy też następowania po sobie chwil subiektywnego, indywidualnego doświadczania rzeczy. Rodzaj doświadczania zmienia się z chwili na chwilę, przekształcając się w różne rodzaje doświadczania, lecz w gruncie rzeczy pozostaje on w tej samej kategorii zjawiska, jakim jest pewnego rodzaju doświadczanie czegoś. Na przykład, zainteresowanie czymś, np. programem telewizyjnym, może przekształcić się w zwracanie na niego uwagi, po czym uwaga może zmienić się w irytację, która z kolei może przerodzić się w nudę, zaś ta w senność, sen, śnienie itp. Rodzaj doświadczania zmienia się z chwili na chwilę, lecz zawsze pozostaje w tej samej kategorii zjawiska. Zawsze pozostaje doświadczaniem, choć jak w przypadku ciągu chwil materii/energii, nie ma jakiejś statycznej „rzeczy”, „umysłu”, czy „świadomości” będących u jej podstawy i przybierających w każdej chwili inne formy. Przypomnijmy sobie raz jeszcze analogię z filmem.
Jednakże najważniejszą związaną z tym kwestią jest to, że w chwilach ciągu czegoś, owe „coś” nie zmienia i nie może zmienić kategorii danego zjawiska. Gniew nie może przekształcić się w stół, a drewno nie może przekształcić się w gniew. Mówimy tu o dwóch zupełnie różnych kategoriach zjawisk, jakimi są z jednej strony materia/energia, zaś z drugiej subiektywne doświadczanie czegoś.
W rzeczy samej, jest w tym coś niezmiernie głębokiego. Kładzie to nacisk na fakt, że mówiąc o umyśle, mówimy o czymś zgoła innym od fizycznych rzeczy. Oznacza to, że materia i energia nie mogą przekształcić się w doświadczanie rzeczy[umysłem]. Ma to ogromne znaczenie, bowiem większość naukowców jest przekonana, że połączenie komórki jajowej i plemnika, czy też z reakcje pomiędzy przeróżnymi biochemicznymi związkami, mogą zmienić się w życie. Buddyzm podkreśla z całą stanowczością, że nie mogą one zmienić się w życie. Można przyjrzeć się temu w skali makro lub na poziomie mikro.
Porównanie postulowanych przez naukę i buddyzm stanowisk dotyczących makro imikro poziomów kontinuów
Według twierdzeń nauki, najpierw pojawia się wszechświat, następnie powstaje życie. Zatem materia/energia przekształca się w doświadczanie rzeczy[umysłem]. Buddyzm z drugiej strony, patrzy na te sprawy ze znacznie szerszej perspektywy niż nauka. Wyjaśnia on, że zarówno materia/energia jak i doświadczanie rzeczy nie mają początku. W jednym poszczególnym wszechświecie, co poniekąd odpowiada wyjaśnieniom naukowym, środowisko materialne rozwija się jako pierwsze, a gdy jest już wystarczająco dojrzałe, by stać się podstawą dla życia, indywidualne istoty zaczynają przyjmować w nim odrodzenia. Podobnie, z zgodzie z tym, co głosi nauka, formy życia dostępne do odrodzenia się w jakimś poszczególnym wszechświecie, lub na jednej z planet w nim, mogą podlegać darwinowskim prawom ewolucji. Jednakże buddyzm głosi istnienie niezliczonej liczby takich wszechświatów, bez jakiegoś ogólnego ich początku, przy czym każdy poszczególny wszechświat przechodzi osobno cykle powstawania, rozwoju, trwania i zniszczenia, bez jakiejkolwiek koordynacji z pozostałymi. Rozpatrując tę sprawę w kategoriach czasu bez początku, nie można powiedzieć, że materialny wszechświat był pierwszy, a następnie przekształcił się w doświadczanie rzeczy.
Wielu naukowców utrzymuje, że na indywidualnym mikro poziomie, chemiczne i elektryczne procesy u płodu przekształcają się w doświadczanie rzeczy z wpierw powstałej już podstawy fizycznej. Buddyzm obala i to stanowisko. Elektrochemiczne przemiany w sieci neuronów nie tworzą ani nie przekształcają się w indywidualne, subiektywne doświadczanie rzeczy. Ciąg chwil elektrochemicznych procesów i ciąg chwil doświadczania rzeczy stanowią dwa odmienne kontinua, bowiem są one kontinuami innych kategorii zjawisk. Natomiast jest między nimi związek czy też relacja.
Relacja między fizycznymi a umysłowymi kontinuami
Buddyzm postuluje, że umysłowe kontinuum musi mieć zawsze fizyczną podstawę, potrzebuje jej jako podpory. Na najgrubszym poziomie, ciało fizyczne potrzebne jest jako oparcie dla umysłowego kontinuum. Jednakże owo oparcie nie tworzy tego co podpiera. Ziemia jest podporą dla stojących na niej ludzi, jednakże sama nie tworzy ani nie przekształca się w ludzi, nieprawdaż?
Może uda nam się zrozumieć relację między umysłem a ciałem za pomocą pewnego przykładu, który nie jest całkiem precyzyjny, ale jest niezły, a mianowicie, szklanka wody. Szklanka odpowiada ciału, zaś woda umysłowi. Aby utrzymać wodę potrzebne jest nam do tego naczynie, jakim jest szklanka, lecz sama szklanka nie tworzy wody, nieprawdaż? Szklanka powstaje czy też pochodzi ze swego własnego kontinuum, podobnie jak woda pochodzi ze swego własnego kontinuum. Potrzeba jednak szklanki pod utrzymać wodę, tak by móc wypić szklankę wody, nieprawdaż? Woda, nawet jeśli nie ma jej w szklance, nadal ma jakiegoś rodzaju formę, jakiegoś rodzaju kształt. Jest tak, gdyż jest ona materią, a zatem kształtuje ją siła ciążenia i inne siły fizyczne.
Mówimy więc tutaj o „doświadczaniu rzeczy”. Doświadczanie rzeczy musi mieć zawsze podporę, jak jest zazwyczaj gruba materia i energia ciała, na przykład, podczas życia w ciele człowieka lub zwierzęcia. Może to być także subtelniejsza forma energii, taka jak między odrodzeniami lub podczas odrodzenia jako duch.
Jeśli przelejemy wodę z jednej szklanki do drugiej, w każdej szklance stanowiącą jej podporę przybiera ona pewną formę. Ta szklanka powoduje, że ma ona pewną formę i stanowi ona dla niej podparcie. Nie powiedzielibyśmy jednak, że nie istnieje ona wtedy, gdy przelewa się ją z jednej szklanki do drugiej, nieprawdaż? Przybiera ona wówczas niejako subtelną formę, kształtowaną przez siłę ciążenia. Tak samo ma się to w przypadku indywidualnego umysłowego kontinuum doświadczania rzeczy kiedy przechodzi ono z jednego ciała do kolejnego. Nie można przecież powiedzieć, że nie istnieje tylko dlatego, iż brak mu wówczas stałego pojemnika jakim jest ciało. Buddyzm wyjaśnia, że podczas stanu bardo – pośredniego okresu między jednym żywotem a kolejnym, indywidualne kontinuum doświadczania rzeczy kształtowane jest siłami swej indywidualnej karmy.
Jest to oczywiście jedynie przybliżona i niedokładna analogia, gdyż zarówno woda, jak i szklanka są zjawiskami fizycznymi. Ponieważ woda jest czymś fizycznym, można ją fizycznie w czymś zawrzeć czy też w czymś umieścić. Z drugiej strony, aktywność umysłu nie jest jakąś fizyczną rzeczą, którą można zawrzeć czy też umieścić wewnątrz innego fizycznego obiektu. Aktywność umysłu jest tym co robią mózg i system nerwowy. Mózg i system nerwowy mogą być ich locus (umiejscowieniem), jednakże sama ta aktywność nie jest jakąś rzeczą siedzącą sobie gdzieś w mózgu i układzie nerwowym. Pamiętajmy, że buddyzm nie mówi o „umyśle” istniejącym gdzieś wewnątrz naszych głów czy też będącym pewnego rodzaju „narzędziem”, którego, jako indywidualne istoty, używamy do poznawania rzeczy. W nieścisły sposób, można, oczywiście, ująć to tak, że nasze grube czy też niesubtelne fizyczne ciało stanowi podporę czy też bazę doświadczania przez nas rzeczy.
Nasze fizyczne ciało zmienia się z chwili na chwilę stanowiąc indywidualne kontinuum. Fizyczne kontinuum naszego ciała w tym życiu jest jednym kontinuum, zaś kontinuum naszego ciała w przeszłości czy przyszłości byłoby już innym kontinuum, nieprawdaż? Nasze ciało w jednym życiu nie przekształca się przecież w ciało w innym czy też kolejnym życiu, w taki sposób jak nasze ciało, gdy jesteśmy dzieckiem przekształca się w nasze ciało jako dorosłego, nieprawdaż? Ale czy dzieje się tak z naszym umysłowym kontinuum?
Analiza fizycznego kontinuum ciała
Przyjrzyjmy się bardziej gruntownie różnicy między fizycznym kontinuum ciała a umysłowym kontinuum. Najpierw, pomyślmy o każdym atomie, o każdej jednostce energii – jeśli pozwolicie, że tak nieprecyzyjnie użyję tych słów – składających się na ciała w jakiejś konkretnej chwili. Ciało, w każdej chwili swego istnienia, składa się z ogromnej liczby przeróżnych atomów oraz najróżniejszych ilości i typów energii. Każda z tych cząsteczek, elementów i kawałków ma swoje własne wiecznie zmieniające się kontinuum. Kontinua cząsteczek, kawałków i elementów obecnych w jakiejś konkretnej chwili w ciele przybywają w nim jedynie przez krótki okres, po czym ciąg chwil każdego z nich oddziela się [od ciała] i podąża dalej swoją drogą.
Niektóre z tych cząsteczek i kawałków mogą mieć swe kontinuum w następnych pokoleniach. Połączenie plemnika z komórką jajową pochodzące od obojga rodziców przekształca się w ciało płodu; ciało płodu przekształca się w ciało dziecka, ciało dziecka przekształca się w ciało dorosłego; zaś cześć ciała tego dorosłego, czyli plemnik lub jajeczko – wraz jajeczkiem lub plemnikiem z ciała innego dorosłego – przekształcają się w ciało kogoś z następnego pokolenia.
Jest to jednak znacznie bardziej złożone. Każda mała cząsteczka, powiedzmy, każdy atom węgla lub tlenu czy też każda jednostka energii, ma swoją uprzednią fazę jako część czegoś innego. Mogła być ona częścią zjedzonego przez nas pożywienia, częścią wdychanego przez nas powietrza lub częścią ciepła słońca jakie czuliśmy na skórze. Mogła ona również być częścią ciała jakiejś innej istoty, jak mięso czy też plemnik lub jajeczko pochodzące od rodziców, lecz przekształciła się stając się teraz częścią naszego ciała w danej chwili. Po ograniczonym okresie czasu jak część naszego ciała, kontinuum tej maleńkiej cząsteczki opuszcza nasze ciało i udaje się dalej, stając się częścią czegoś innego. Stanie się ona częścią tego, co wydalamy lub też kinetyczną energią rzucanej przez nas piłki. Może stać się częścią czyjegoś innego ciała, ciała naszego dziecka lub robaka pożywiającego się naszymi zwłokami.
Innymi słowy, wszystkie cząstki i fragmenty składające się na nasze ciało w jakiejś konkretnej chwili pochodzą z czegoś innego lub też udają się dalej, by stać się częściami czegoś innego. Każdy fragment czy cząsteczka materii/energii nieustanie się przeobraża. Nie może ona być stworzona ani zniszczona, a jedynie przekształcona. Każda najmniejsza cząsteczka ma swoje własne indywidualne kontinuum trwające wiecznie bez początku i końca.
Jest to oczywiście w dużej mierze znaczne uproszczenie, bowiem w świetle uznawanej obecnie teorii wielkiego wybuchu oraz naukowych zapatrywań na to jak będzie wyglądał koniec świata jaki obecnie zamieszkujemy, nie jest tak, że każdy poszczególny atom węgla nie ma swego początku czy końca. Ponadto, w ciągu chwil kontinuum jakiegoś konkretnego atomu węgla, sam ów atom zmienia się oczywiście z chwili na chwilę, szczególnie gdy wiąże się z innym atomami w reakcjach chemicznych. Mam jednak nadzieję, że udało mi się przekazać wam sens tego, o co mi chodzi, tego co chciałem wam tutaj zilustrować.
Utrzymywanie się indywidualności fizycznego kontinuum ciała
Nasze obecnie fizyczne ciało może przetrwać jako (odrębna) całość przez skończony ciąg chwili. Podczas swego istnienia jako odrębna całość zachowuje ono swoją indywidualność, co jest dosyć niezwykłe. Jak ono to robi, skoro każda jego najmniejsza cząstka, każdy atom, zmienia się z chwili na chwilę? Atomy DNA w komórkach naszego ciała gdy mamy dziesięć lat, nie są tymi samymi atomami, co atomy DNA w naszych komórkach, gdy mamy czterdzieści lat. Podobnie, atomy kodu genetycznego ciał naszych rodziców nie są z pewnością tymi samymi atomami, co atomy naszego własnego kodu genetycznego.
Wszystkie komórki naszego ciała są bezustannie zastępowane nowymi. Cóż, może lekarze powiedzieliby, że kilka komórek czy też jednostek z plemnika ojca i komórki jajowej matki przetrwało gdzieś w głębi szpiku naszych kości, albo w jakimś innym miejscu, i że pozostają tam one przez całe nasze życie. W rzeczy samej, również buddyzm mówi coś takiego. Buddyzm nazywa je „białą i czerwoną bodhiczittą”, lecz ze wszystkich pozostałych żadna inna maleńka cząsteczka ciała nie zostaje [nie zmieniona] od poczęcia aż do śmierci. A gdy już umrzemy, nawet te, co pozostały [w nas] z rodziców zmienią się w coś innego. Staną się one częścią kontinuum czegoś innego, gleby albo czegokolwiek innego.
Reasumując, jest bardzo jasne, że nasze ciało składa się z przeróżnych innych rzeczy. Jest też kontinuum ciała jako odrębnej całości czy też jednostki – coś bardzo dziwnego – niemniej jest to kontinuum i trwa ono przez pewien ograniczony czas zwany życiem. Jednakże wszystkie składające się na niego cząsteczki i części pochodzą z przeróżnych innych rzeczy. To co w danej chwili jest częścią naszego ciała jest w rzeczy samej jego częścią jedynie przez krótki czas, gdyż ma swe własne kontinuum – było wcześniej częścią czegoś innego i stanie się częścią czegoś jeszcze innego później.
Jak ma się do tego doświadczanie rzeczy, umysłowe kontinuum? Czy jest ono podobnym rodzajem kontinuum? Jest to niezmiernie ciekawe pytanie. I właśnie tutaj dochodzimy do kwestii związanych z odradzaniem się. Czy jakaś część naszego umysłowego kontinuum pochodzi od naszych rodziców i czy przekazujemy jakąś jego część naszym dzieciom, trochę jak jakiś rodzaj kodu genetycznego, czy coś podobnego?
Analiza umysłowego kontinuum
Również kontinuum doświadczania rzeczy składa się z wielu części. Na przykład, w każdej [pojedynczej] chwili może mieć miejsce widzenie jakiegoś przedmiotu, choćby takiego jak jakiś artykuł w sklepie, zainteresowanie nim, zwrócenie na niego uwagi, spodobanie się go nam, uczucie szczęścia z jego powodu, pragnienie go itd. Wszystkie one są częściami jednej chwili doświadczania czegoś. Każdy z tych sposobów doświadczania czegoś może mieć ciąg chwil będącym częścią jednego indywidualnego umysłowego kontinuum. W naszym umysłowym kontinuum, możemy mieć ciąg chwil widzenia czegoś, zwracania na coś uwagi, czucia się dzięki czemuś szczęśliwym, pożądania czegoś. To „coś” może oczywiście się zmieniać, podobnie jak może zmieniać się poziom naszej uwagi, zainteresowania, szczęścia, czy pragnienia jakie odczuwamy. Niektóre z tych sposobów doświadczania rzeczy trwają nieprzerwanym ciągiem nawet w trakcie snu, jak na przykład odczuwanie pewnego poziomy szczęścia, nieszczęśliwości czy też neutralnego uczucia. Inne z nich, takie jak pożądanie, mają swe okresy pośrednie, w których się nie przejawiają. Niemniej, jak wyjaśnia buddyzm, w takich okresach wciąż trwają one w naszym umysłowym kontinuum w subtelniejszej formie, a mianowicie, jako tendencja.
Jednakże, w przeciwieństwie do atomów naszego ciała, żadne z tych umysłowych cząsteczek i elementów nie ma nigdy poprzedzającej ani następującej fazy w których byłyby one cząstkami czy też elementami jakiegoś innego umysłowego kontinuum. Nie jest to jak w przypadku atomu węgla będącego najpierw częścią naszego pożywienia, następnie częścią naszego ciała, po czym końcowymi produktami przemiany materii, a w końcu częścią gleby. Nie jest tak, że szczęście, jakiego doświadczamy oglądając jakiś film, zanim to my go doświadczyliśmy, było częścią kontinuum szczęścia kogoś innego i później stanie się ono częścią kontinuum szczęścia jeszcze kogoś innego. Nie polega to na tym, że czyjeś szczęście przestało być szczęściem tej osoby, weszło w nas będąc przez pewien czas naszym szczęściem, po czym opuściło nas stając się jeszcze czyimś szczęściem. Wygląda to zupełnie inaczej niż w przypadku materii fizycznej składającej się na nasze ciało, nieprawdaż? Sposób w jaki czegoś doświadczamy nie pochodzi od naszych rodziców ani od nikogo innego.
Można by rzec, że nasza zdolność doświadczania wszystkiego indywidualnie wynika z faktu, że nasi rodzice mogli wszystkiego doświadczać indywidualnie. Można by tak rzec, lecz byłoby to jak powiedzenie, że możemy doświadczać bycia żywym, gdyż nasi rodzice doświadczali bycia żywymi. Jest prawdą, że gdyby nasi rodzice nie doświadczali bycia żywym i posiadania ciała, my nie moglibyśmy doświadczać bycia żywym i posiadania ciała. Jest to jednak truizm pozbawiony istotnego znaczenia. Nie o tym przecież mówimy analizując to, czym są umysłowe kontinua.
Szczęście doświadczane oglądając film – subiektywne, indywidualne szczęście jakiego się doświadcza – jest jedynie następnym okresem z poprzednich okresów doświadczania szczęścia w tym samym umysłowym kontinuum. Może ono być tylko częścią ciągu chwil w jednym kontinuum! Nie pochodzi ono z umysłowych kontinuów naszych rodziców i nie będzie przekazane czy też nie przejdzie na umysłowe kontinua naszych dzieci. To co jest w tym naprawdę ważne, to fakt, że może ono mieć tylko swoje własne kontinuum w jakimś indywidualnym umysłowym kontinuum.
Nasze doświadczanie szczęścia jest indywidualne i subiektywne, tak samo jak dzieje się to ogólnie rzecz biorąc z doświadczaniem rzeczy. Możemy uczyć się z doświadczeń innych, lecz nasze indywidualne, subiektywne doświadczanie pogody nie staje się indywidualnym i subiektywnym doświadczaniem pogody przez kogoś innego. Jest ono tylko kolejną chwilą naszego własnego indywidualnego, subiektywnego doświadczania pogody.
Z tego właśnie powodu nasze „indywidualne umysłowe kontinuum” nie powstaje czy też nie pochodzi z ciała, innymi słowy z materii i energii. Każda chwila naszego indywidualnego umysłowego kontinuum powstaje z poprzedniej chwili indywidualnego, subiektywnego doświadczania wszystkiego. Nie może więc ona pochodzić czy też powstać z indywidualnego, subiektywnego doświadczania wszystkiego przez kogoś innego, takiego jak nasi rodzice. Może być ona tylko częścią naszego własnego indywidualnego, subiektywnego doświadczania.
Czy umysłowe kontinuum może mieć absolutny początek lub absolutny koniec?
Ustaliliśmy, że indywidualne umysłowe kontinuum może powstać tylko z czegoś co należy do tej samej co ono kategorii zjawisk. Choć umysłowe kontinuum wymaga fizycznego kontinuum ciała jak podpory dla siebie, fizyczne kontinuum ciała jest jedynie warunkiem dla umysłowego kontinuum. Choć jest to warunek konieczny, nie jest on bezpośrednio poprzedzającą przyczyną przekształcającą się w umysłowe kontinuum. Ustaliliśmy ponadto, że indywidualne umysłowe kontinuum nie może powstać z indywidualnego umysłowego kontinuum innej osoby. Musi ono powstawać z siebie samego i kontynuować swe trwanie z siebie samego.
Głównym pytaniem jakie nam jeszcze pozostaje, to czy indywidualne umysłowe kontinuum może mieć absolutny początek, bez względu na to, czy ów absolutny początek miałby miejsce w chwili poczęcia czy w jakiejś późniejszej chwili, gdy zarodek rozwinie się na tyle, by móc stać się podporą dla aktywności umysłu oraz czy indywidualne umysłowe kontinuum może mieć absolutny koniec? Właśnie z powodu tych dwóch kwestii, rozważania na temat odradzania wiążą się tak z rozważaniami na temat prawa przyczyny i skutku oraz pustki. Czy pierwsza chwila indywidualnego umysłowego kontinuum, która przyczynowo powoduje powstanie jego drugiej chwili, może powstać bez żadnej przyczyny? Czy ostatnia chwila umysłowego kontinuum, powstała jako skutek jego poprzedniej chwili, może nie spowodować powstania następnej chwili? Czy może być przyczyna nie będąca skutkiem poprzedniej przyczyny i czy może być skutek nie będący przyczyną późniejszego skutku? Właśnie te kwestie trzeba poddać logicznej analizie, chcąc zrozumieć odradzanie się.
Co więcej, jeśli fizyczna podstawa nie może być przyczyną umysłowego kontinuum, a także jeśli żadna chwila umysłowego kontinuum nie powstaje z poprzedzającej chwili tego samego kontinuum i nie powoduje powstawania następnej chwili, jakie są wówczas inne możliwości? Czy może na absolutnym początku, absolutne „nic” przekształca się w absolutnym końcu w absolutne „coś”? Innymi słowy, czy na absolutnym początku nieistniejące umysłowe kontinuum staje się istniejącym umysłowym kontinuum, zaś na absolutnym końcu istniejące umysłowe kontinuum staję się nieistniejącym umysłowym kontinuum? Ważne jest, aby odpowiedzieć sobie na te pytania, gdy rozważa się kwestie etyczne wiążące się takim sprawami jak aborcja, samobójstwo i eutanazja.
Buddyzm odpowiada na wszystkie te pytania stwierdzając, że umysłowe kontinuum nie może mieć absolutnego początku ani absolutnego końca. Podobnie do nauki, która utrzymuje, że materia i energia nie mogą zostać ani stworzone, ani zniszczone a jedynie być przekształcane, buddyzm postuluje, że indywidualna umysłowa aktywność nie może zostać, ani stworzona, ani zniszczona a jedynie przekształcona.
Pamiętajmy, że fizyczne kontinuum ciała lub kontinuum subtelnej energii pomiędzy odrodzeniami jest zaledwie koniecznym warunkiem wspierającym umysłowego kontinuum i niczym więcej. Funkcjonowanie jakiegoś poszczególnego ciała może wspierać umysłowe kontinuum przez pewien czasu. Kiedy jakieś poszczególne ciało przestaje funkcjonować i nie może już być wsparciem dla jakiegoś poszczególnego umysłowego kontinuum, zgodnie z tym co naucza buddyzm, owo umysłowe kontinuum istnieje dalej w oparciu o inną fizyczną podstawę, a mianowicie, na początku o subtelne ciało, później zaś o kolejne grube, niesubtelne ciało. Umysłowe kontinuum nie kończy się po prostu kiedy jego fizyczna podpora przestaje funkcjonować, bowiem fizyczna podpora umysłowego kontinuum nie jest przyczyną ciągłego trwania umysłowego kontinuum. Jak już stwierdziliśmy, fizyczna podpora jest jedynie warunkiem wspierającym jako forma materii/energii. Przyczyną tego, że umysłowe kontinuum wytwarza kolejną chwilę siebie samego musi być sposób doświadczania rzeczy będący częścią tegoż kontinuum. Nic innego nie ma sensu.
Samoutrzymywanie się indywidualnego umysłowego kontinuum
Zgodnie z buddyjskim wyjaśnieniem, trzy sposoby doświadczania rzeczy są przyczynami tego, że indywidualne umysłowe kontinuum wytwarza następną chwilę [siebie samego] w czasie swej samsarycznej fazy, albo w ogólny sposób, albo w szczególności w chwili śmierci. Owe trzy to (1) pragnienie, (2) przeszkadzająca uzyskująca emocja lub postawa oraz (3) karmiczny impuls, popęd lub chęć, poprzez którą dalsze istnienie staje się rzeczywiste. Zazwyczaj tłumaczy się je jako „pragnienie”, „chwytanie” „stawanie się”. Są one trzema z dwunastu ogniw zależnego powstawania, głębokiej nauki wyjaśniającej mechanizm samsary – niekontrolowanie powtarzającego się odradzania.
Najpierw, w oparciu o uczucia pewnego poziomu szczęścia, pojawia się emocja pragnienia. Może to być pragnienie by (1) nie być oddzielonym od zwykłego szczęścia jakiego obecnie doświadczamy lub (2) by być oddzielonym od bólu i nieszczęśliwości jakich właśnie doświadczamy lub (3) by nieokreślone (neutralne) doświadczane przez nas właśnie uczucie trwało a nie pogarszało się. Jak już wyjaśniliśmy wcześniej w trakcie ogólnego omówienie doświadczania rzeczy, pragnienie nie musi być świadome. Gdy śpimy lub przebywamy w śpiączce, możemy nadal doświadczać nieświadomego pragnienia, by neutralne uczucie, jakiego właśnie doświadczamy nie przerodziło się w coś gorszego.
Następnie, w oparciu o doświadczanie pragnienia, pojawiają się jedna lub więcej uzyskujących przeszkadzających emocji i postaw. Nazywane są one uzyskującymi (ang. obtainer., dosł.: uzyskiwacz) bowiem uzyskują one dla nas dalsze istnienie poprzez ciało i umysł skalane nieświadomością rzeczywistości. Najbardziej podstawowym z owych „uzyskiwaczy” to skalany ułudą (złudny) pogląd na nasze ciało i umysł, poprzez który utożsamiamy nasze pozornie stałe i trwałe „ja”, czy też „mnie” z jakimś aspektem, czy też aspektami tych dwóch (ciała i umysłu) i uznajemy je za prawdziwie „moje”. Na przykład, możemy utożsamiać się z naszym własnym ciałem albo z naszymi krewnymi i w oparciu o to nigdy nie chcieć być od nich oddzieleni.
Pragnienie i uzyskująca przeszkadzająca emocja czy też postawa wywołują karmiczny impuls czy też popęd powodujący dalsze istnienie. Podobnie jak popęd czy też instynkt przetrwania, ów karmiczny impuls nadaje istnieniu rzeczywistość poprzez uaktywnienie karmicznego pokłosia pozostałego po popełnionych przez nas wcześniej działaniach. Sformułowanie “karmiczne pokłosie” odnosi się do karmicznych potencjałów, tendencji i stałych nawyków, jakie można przypisać naszemu umysłowemu kontinuum. W rezultacie, nasze umysłowe kontinuum wytwarza następną chwilę siebie samego, np., pierwszą chwilę następnego życia. Nazwijmy skrótowo ów popęd, „impulsem przetrwania”.
Jeśli się nad tym zastanowimy, dojdziemy do wniosku, że wcale nie łatwo samemu się utopić, wkładając głowę do zlewu z wodą. A dlaczego? Ponieważ automatycznie i instynktownie wyciągamy z wody głowę. Na Zachodzie, moglibyśmy próbować wyjaśnić takie zachowanie instynktem lub odruchem przetrwania. Buddyzm wyjaśnia to poprzez trzy sposoby doświadczania rzeczy: pragnienia, uzyskującą emocję lub postawę oraz impuls przetrwania.
W czasie samsarycznej fazy umysłowego kontinuum pewne przeszkadzające emocje czy postawy oraz karmiczne impulsy składają się na dalsze samoutrzymywanie się tego kontinuum. Podczas fazy nirwanicznej umysłowego kontinuum, gdy kontinua wszystkich przeszkadzających emocji i postaw, jak również karmiczne popędy będące częścią tegoż umysłowego kontinuum dobiegają kresu, dwa pozostałe aspekty doświadczania rzeczy będące częściami tegoż kontinuum powodują, że w dalszym ciągu wytwarza ono kolejne chwile [siebie samego]. Te dwa, w szczególności, gdy mówimy o nich w odniesieniu do oświeconej fazy umysłowego kontinuum to (1) nieskalanie wielkie współczucie, by pomagać wszystkim istotom uwolnić się do cierpienia oraz (2) niosący oświecenie wpływ jakim promienieje Budda, by doprowadzić je do wyzwolenia, co tłumaczy się czasami jako „aktywność Buddy”.
Podsumowanie logicznego rozumowania samoutrzymywania się umysłowego kontinuum
Podsumujmy argumenty logiczne dotyczące kwestii związanych z samoutrzymywaniem się umysłowego kontinuum a dotyczącymi np., fazy samsarycznej. Skoro chwila numer jeden umysłowego kontinuum wytwarza chwilę numer dwa, a chwila numer dwa wytwarza chwilę numer trzy, gdyż zarówno chwila numer jeden, jak i chwila numer dwa zawierają pragnienie, „uzyskiwacza” oraz impuls przetrwania, czemuż więc chwila numer trzy nie miałaby wytworzyć chwili numer cztery? Chwila numer trzy musi również wytworzyć w kontinuum chwilę numer cztery, gdyż sama również zawiera pragnienie, „uzyskiwacza” oraz impuls przetrwania. Musi tak być również w przypadku, gdy chwila numer trzy jest chwilą śmierci. Nie ma to żadnego logicznego sensu, by przyczyna i skutek działały poprzez cały nieprzerwany ciąg chwil, lecz nie działały w jego pierwszej i ostatniej chwili. Podobnie, współczucie Buddy nigdy się nie kończy. Skoro każdą chwilę umysłowego kontinuum w fazie oświeconej przepełnia wielkie współczucie dla wszystkich istot, nie ma powodu by każda taka chwila nie wytwarzała następnej chwili.
Pamiętajmy, że nie mówimy tutaj o fizycznym kontinuum ciała. Nawet po naszej śmierci, fizyczne kontinua atomów naszego ciała będą nadal trwać, choć samo ciało nie może służyć już jako podpora umysłowego kontinuum. Tak jak fizyczne kontinuum plemnika i komórki jajowej nie mogą przekształcić się, ani spowodować powstania umysłowego kontinuum, podobnie umysłowe kontinuum nie może przekształcić się, ani spowodować powstania fizycznego kontinuum zwłok. Jak już mówiliśmy, umysłowe kontinuum musi pozostać kontinuum tej samej kategorii zjawiska.
Indywidualność umysłowego kontinuum
Co mamy na myśli mówiąc, że mamy indywidualne umysłowe kontinuum, będące nieprzerwanym ciągiem chwili doświadczania i że jest ono subiektywne? Czy ze strony umysłowego kontinuum albo ze strony wspierającego go fizycznego kontinuum, jakie nadaje temu pierwszemu jego indywidualną tożsamość lub też ustanawia takąż tożsamość swą własną mocą, istnieje coś odnajdywalnego? Czy mogłaby być to osobowość, odciski palców, a może DNA będące indywidualnym znakiem charakterystycznym określającym owo kontinuum jako „mnie”?
Atomy w opuszkach naszych palców tworzących linie papilarne podobnie jak atomy w komórkach zawierających DNA zmieniają się przez całe nasze życie. Można też poddać się operacji chirurgicznej zmiany linii papilarnych albo terapii genetycznej zmieniającej nasze DNA. Podobnie nasza osobowości może ulec zmianie w wyniku intensywnej psychoterapii lub treningu medytacji lub też może zmienić nas demencja. Czymże więc mogłaby być tak określająca odnajdywalna cecha? Budda powiedział to bardzo dobitnie: nie ma nic odnajdywalnego po stronie umysłu czy ciała, co istniałoby trwale i stale, rzeczywiście, niezmiennie i niezależnie od wszystkiego innego, i co ustanawiałoby naszą indywidualną tożsamość swą własną mocą. Jednakże ty nie jesteś mną, a ja nie jestem tobą. Każdy jest osobną osobą. Jak to możliwe?
To, jak czasowe kontinuum może trwać i utrzymywać swą tożsamość można wyjaśni używając dwóch modeli: analogii pasa transmisyjnego i analogii filmu. Buddyzm obala model pasa transmisyjnego, w jakim ma miejsce czasowe kontinuum stałego i trwałego, rzeczywistego, niezmiennego, trwałego „mnie” przechodzącego z jednej chwili na drugą, czyli [przeskakującego] z jednej chwili doświadczania na następną, jak walizka na pasie transmisyjnym podajnika bagażu na lotnisku. Nie jest to tak, że jesteśmy teraz w tym doświadczeniu, a w następnej chwili w następnym doświadczeniu, będąc wciąż dokładnie tym samym „mną”: „Oto 'moje' zdjęcie z Rzymu, a tym zdjęciu to 'ja' w Indiach”, jakbyśmy byli walizką przesuwającą się po czasowym pasie transmisyjnym życia. Tak nie jest, choć większość z nas myśli i odczuwa to w ten sposób. Niestety, w nieświadomości rzeczywistości, sądzimy, że naprawdę tak to wygląda, że taki model faktycznie odpowiada prawdzie.
Model filmu jest bardziej trafny. Pamiętajmy, że posługując się nim, nie mówimy o plastikowej taśmie filmowej, lecz o tym co widać. Nie ma tu niczego w czym można byłoby dostrzec [cokolwiek] stałego lub trwałego; wszystko zmienia się z chwili na chwilę. Filmowi można oczywiście nadać etykietkę, można nazwać go „Gwiezdne wojny”. Jednak film, choć konwencjonalnie istnieje, nie jest swoim tytułem. Tytuł filmu odnosi się właśnie do tego konwencjonalnie istniejącego filmu. Zaś ze strony owego konwencjonalnie istniejącego filmu nie ma niczego odnajdywalnego, co podtrzymywałoby jego tożsamość jako „Gwiezdne wojny”. Tytuł nie pojawia się w każdej klatce filmu. Swą indywidualną tożsamość jako „Gwiezdne wojny” zachowuje film wyłącznie na mocy prawomocnie nadawanej mu etykietki „Gwiezdne wojny”. Zachowuje on tę tożsamość bez względu na to, gdzie i kiedy jest wyświetlany, czy też którą jego kopię się akurat w danej chwili wyświetla. Jest w tym coś niezwykłego, nieprawdaż?
Podobnie, etykietę „ja” czy też „mnie” można przypisać umysłowemu kontinuum subiektywnego doświadczania rzeczy, choć w samym ciągu umysłowego kontinuum, ani też wewnątrz wspierającego go kontinuum ciała, nie ma żadnego stałego, trwałego i odnajdywalnego „mnie”, jakie czyniłoby je „mną”. Jedyne co jest w nim obecne to subiektywne doświadczanie wszystkiego, któremu można przypisać etykietkę „ja”. Owe „ja” odnosi się do konwencjonalnie istniejącego „mnie”. Ów konwencjonalnie istniejący „ja” zachowuje swą indywidualną tożsamość bez względu na to, gdzie jest, co robi czy też kiedy coś robi, a nawet bez względu na to, jakim ciałem to robi. Pamiętajmy, że utrzymuje ono swą indywidualną tożsamość jako „ja” wyłącznie na mocy etykiety „mnie”, jaką można mu prawomocnie przypisać. Abyśmy mogli to lepiej, bardziej wyraźnie zrozumieć, musimy wyjaśnić różnicę między konwencjonalnym „mną” a fałszywym „mną”.
Konwencjonalne „ja” a fałszywe „ja”
Z konwencjonalnego punktu widzenia nasze istnienie ma miejsce. Konwencjonalnie istniejemy. To, że tutaj siedzę, coś sobie piszę czy czytam, jest oczywiście prawdą. Przecież nie robi tego ktoś inny nie będący mną i nie jest też tak, że nikt tego nie robi. Jednakże, w każdej chwili nieoświeconej fazy kontinuum indywidualnego i subiektywnego doświadczania rzeczy, umysłowe kontinuum automatycznie powstaje wraz z poczuciem trwałego, stałego, niezmiennego, nieprzemijalnego „mnie” oddzielnego od aktu doświadczania czegoś i istniejącego jako ten, kto tego doświadcza. Ma się instynktownie poczucie, że „to ja tego doświadczam”. “To ja doświadczyłem właśnie czegoś okropnego”, “ja doświadczyłem wspaniałego posiłku”. Ma się faktycznie takie poczucie, nieprawdaż? Odczuwa się to nieco tak, jakbyśmy byli walizką przesuwającą się na pasie transmisyjnym czasu.
Chociaż faktycznie odczuwa się to tak, jakby wewnątrz nas było jakieś stałe i trwałe „ja” – jeśli można tak dziwnie to określić – w rzeczywistości nie ma wcale niczego takiego. To co czujemy, to po prostu wywołujące zamęt uczucie. Zanim osiągniemy wyzwolenie, właśnie w oparciu o to uczucie, sądzimy z całym przekonaniem, że to, co czujemy odpowiada rzeczywistości. Następnie, napędzane dalszą nieświadomością i zamętem powstaje uczuciu, że trzeba zabezpieczyć owego stałego i trwałego „mnie”, więc „ja” muszę zbierać i posiadać rzeczy, jakie „ja” lubię i pozbywać się tych, jakie „mi” się nie podobają. Toteż doświadczamy pożądania, chciwości, wrogości, gniewu jak części naszego umysłowego kontinuum doświadczania rzeczy. Opierając się o te przeszkadzające emocje, działamy kompulsywnie przekładając w czyn to, co czujemy i „trach” co z tego mamy”? Doświadczamy całego cierpienia samsary, czyli przepełnionego problemami niekontrolowanie powtarzającego się odradzania.
Jednakże, takie „ja”, czyli stałe i trwałe, odnajdywalne „ja” nie odnosi się do niczego rzeczywistego. Uczucie, że istniejemy jako stałe i trwałe dające się odnaleźć „ja” zwane jest „dualistycznym przejawieniem”. Jest ono dualistyczne w takim sensie, że nie jest w zgodzie z rzeczywistością, nie ma bowiem niczego takiego jak dające się znaleźć „ja”. Owo dające się odnaleźć „ja” zwane jest fałszywym „ja”, zaś całkowity brak istnienia konwencjonalnie istniejącego „ja” jako fałszywego „ja”, zwane jest „pustką” konwencjonalnego „ja”.
Konwencjonalne „ja” nie posiada stałej, trwałej tożsamości
Ze strony umysłowego czy fizycznego kontinuum nie tylko nie istnieje nic takiego jak dające się odnaleźć „ja” posiadające swe własne odnajdywalne charakterystyczne cechy i swą własną mocą nadające naszemu indywidualnemu „ja” jego tożsamość, ale nawet konwencjonalne „ja” nie posiada żadnej stałej, trwałej, niezmiennej i bezwzględnej tożsamości takiej jak bycie człowiekiem, mężczyzną lub kobietą, Meksykaninem, Niemcem czy Hindusem, robakiem lub rybą. Ze strony konwencjonalnego mnie nie ma żadnej odnajdywalnej określającej go je cechy nadającej mu jakąkolwiek stałą i trwałą tożsamość, np. bycia człowiekiem itd.
Tym niemniej, konwencjonalne „ja” istnieje i jest ono indywidualne. Utrzymuje ono indywidualną konwencjonalną tożsamość poprzez odczuwalne, świadome następowanie po sobie kadrów doświadczania czegoś. Film utrzymuje swą konwencjonalną tożsamość, poprzez uporządkowaną ciągłość nici fabuły. Następowanie w nim po sobie odpowiednich kadrów i scen ma sens. To samo tyczy się indywidualnego subiektywnego doświadczania wszystkiego. Uporządkowana ciągłość jego „scen” utrzymywana jest poprzez jego indywidualną karmę, która oczywiście wchodzi w interakcje z karmą wszystkich innych i z fizyczną dynamiką wszechświata. Tym niemniej również i karmy nie da się odnaleźć ze strony umysłowego kontinuum czy też jego fizycznej podstawy będącej jego podporą, tak jak fabuły filmu nie da się znaleźć w każdym poszczególnym jego kadrze.
Cóż zatem sprawia, że „ja” jestem indywidualnym „mną”? Jedyne co możemy na ten temat powiedzieć to, iż to, co czyni „mnie” indywidualnym „mną” jest wyłącznie sam tylko fakt tego, że etykietka „ja” odnosi się do indywidualnego „mnie” w oparciu o to, że prawomocnie daje się przypisać indywidualnemu uporządkowanego ciągowi nieprzerwanie następujących po sobie chwili doświadczania rzeczy. Tak jest, pomimo faktu, iż ze strony owego uporządkowanego kontinuum chwil nie ma niczego odnajdywalnego, co czyniłoby „mnie” „mną”. Innymi słowy, prócz „mnie” będącego tym, do czego odnosi się owa prawomocnie dająca się przypisać umysłowa etykietka, nie ma niczego odnajdywalnego, co jak można by rzec, ustanawia naszą indywidualną tożsamość jako „mnie”. Podobnie, w filmie, nie ma niczego odnajdywalnego ze strony kontinuum chwil filmu ani ze strony fabuły, co czyniłoby z owego filmu „Gwiezdne wojny”. To co czyni z niego „Gwiezdne wojny” to wyłącznie sam tylko fakt, że etykietka „Gwiezdne wojny” odnosi się do filmu „Gwiezdne wojny” w oparciu o to, że daje się ona prawomocnie przypisać indywidualnemu uporządkowanemu ciągowi filmowych scen.
Konsekwencje rozumienia indywidualnego „mnie” w kategoriach samego tylko umysłowego etykietowania
Bez wątpienia, wszystko to jest bardzo trudne do pojęcia. Ma to jednak ogromne znaczenie, ponieważ nawet jeśli zrozumiemy z tego choć trochę, możemy zacząć widzieć indywidualne istoty, zarówno jako te, kim są one konwencjonalnie, jak również jako umysłowe kontinua. Wówczas nie widzimy kogoś tylko jako „człowieka” lub „owada”, „wujka Freda”, „pudelka Fifi”, jako „mężczyzny”, „kobiety” „samca”, „samicy”, czy istotę będącą w takim, a nie innym wieku. Widzimy daną istotę również jako indywidualne „ja” dające się prawomocnie przypisać danemu umysłowemu kontinuum, które z powodu swej karmy jest obecnie kojarzone z kupą atomów jego cielesnej formy. Dla zrozumienia buddyjskiego wyjaśnienia odradzania się, pojęcie tego jest sprawą zasadniczą.
Poprzez odradzanie się nie mamy na myśli tego, że jakieś stałe i trwałe „ja”, posiadające ustaloną tożsamość, gdzieś się wciela. Nie jest to tak, że „Alex” wcielił się teraz w „pudla Fifi”. Mówimy tu raczej o ciągu chwil doświadczania wszystkiego podążającym za fabułą opartą o karmę i rozciągającą się przez niezliczone żywoty. Przez tę ilość scen, trwa ono mając za podporę fizyczne kontinuum tego konkretnego ludzkiego ciała. Natomiast to fizyczne kontinuum jest oczywiście podtrzymywane poprzez indywidualne fizyczne kontinua wszystkich atomów i energii wpływających do niego i z niego wypływających.
Konwencjonalne „ja” oznacza się przejściowo imieniem „Alex”, więc „Alex” prawomocnie odnosi się do konwencjonalnego „mnie”, bowiem imię to daje się prawomocnie przypisać kontinuum tej fizycznej podstawy. Buddyzm nigdy temu nie zaprzecza. Ale po jakimś czasie, może się tak zdarzyć, że owo umysłowe kontinuum znajdzie podporę w podstawie będącą fizycznym kontinuum ciała psa. Podczas takiej fazy owego indywidualnego umysłowego kontinuum, konwencjonalne „ja” mogłoby być prawomocnie nazwane „Fifi.” Tak więc „Fifi” byłoby wówczas konwencjonalnie prawidłową etykietą, imieniem, odnoszącym się do tego indywidualnego konwencjonalnego „mnie” przypisywanego temu indywidualnemu umysłowemu kontinuum. Na jeszcze głębszym poziomie, bez względu na rodzaj przyjętego odrodzenia, czy tymczasowo nadanego mu imienia, indywidualne umysłowe kontinuum można prawomocnie oznakować jako indywidualne, nie mające początku ani końca „ja”.
O tym właśnie mówi buddyzm w odniesieniu do odradzania się: nic trwałego i stałego nie przenosi się z żywota na żywot. Pomimo to, na poziomie konwencjonalnym, indywidualne kontinua subiektywnego doświadczania rzeczy z całą pewnością istnieją. Moje doświadczanie czegoś nie jest twoim tego doświadczaniem – „ja” nie jestem „tobą”, a „ty” nie jesteś „mną”.
Podsumowanie
Dokonujemy więc tutaj niezwykle ważnego rozróżnienia między, z jednej strony, posiadaniem trwałej i stałej tożsamości a byciem [czymś] indywidualnym z drugiej. Ja nie jestem tobą. Moje doświadczanie wszystkiego nie jest doświadczaniem świata moich rodziców. Umysłowe kontinuum doświadczania wszystkiego jest indywidualne i subiektywne; rozciąga się ono bez początku i końca przez nieskończone miliardy żywotów. Co więcej, kontinuum doświadczania nie jest trwale i niezmiennie ludzkie, żeńskie czy też karalusze. Owe umysłowe kontinuum jest indywidualne, zaś fizyczne kontinuum jakiegoś poszczególnego fizycznego ciała wspierającego je w jakimś poszczególnym życiu jest wynikiem karmy, czyli skutków tego, co robimy w reakcji na to, czego doświadczamy.
Gdy w taki właśnie sposób wyjaśniamy proces odradzania, powinniśmy dobrze zrozumieć czym w istocie jest to, co trwa nieprzerwanie z żywota na żywot. Jest to indywidualne i subiektywne doświadczanie wszystkiego owym indywidualnym konwencjonalnym „mną”, jakie można mu przypisać czy też za pomocą którego można je etykietować, by o nim mówić i rozumieć jego porządek – jednak nie samym tym etykietowaniem, nie są samą etykietką „ja” lecz raczej tym, do czego się ona odnosi.
Dodatkowe informacje dotyczące odradzania się przedstawiane w tantrze anuttarajogi
Wyjaśnienie przedstawiane w anuttarajodze – najwyższej klasie tantr, opisuje różne poziomy doświadczania rzeczy, zaś w tym kontekście, dotyczy ono jego najsubtelniejszego poziomu doświadczania rzeczy. Ów najsubtelniejszy poziom umysłu zwany jest „umysłem przejrzystego światła”. Jest też najsubtelniejsza wspierająca życie energia będąca najsubtelniejszym fizycznym kontinuum wspierającym doświadczanie wszystkiego. Ów najsubtelniejszy umysł i najsubtelniejsza energia są nierozdzielne, gdyż w istocie są one dwoma sposobami opisu tego samego zjawiska – być może jest to zbyt złożone, by w tym momencie to omawiać.
Tak więc, w ostatecznym rozrachunku, właśnie to trwa bez początku i końca – indywidualne kontinuum najsubtelniejszego poziomu doświadczania rzeczy, nierozdzielnie z indywidualnym kontinuum najsubtelniejszej podtrzymującej życie energii i indywidualnym kontinuum konwencjonalnego „mnie” dającym się przypisać ich nieprzerwanemu ciągowi chwil”.
Chociaż kontinuum tych trzech trwa bez początku i nie ma końca, również i inne kontinua pewnych rzeczy nie mają początku, aczkolwiek mogą mieć koniec. Są nimi indywidualne kontinuum nieświadomości lub wewnętrznego zamętu co do rzeczywistości oraz indywidualne kontinuum karmicznego pokłosia powstałego z popełniania czynów motywowanych niepokojącymi emocjami i postawami biorącymi się z wewnętrznego zamętu. Kontinuum zamętu to kontinuum sposobu doświadczania rzeczy, zaś kontinuum karmicznego pokłosia, czyli karmicznych potencjałów, tendencji i sztywnych nawyków to kontinuum czegoś, co można przypisać umysłowemu kontinuum, jak to ma miejsce w przypadku kontinuum konwencjonalnego „mnie”.
Ponieważ jest możliwe, by doświadczaniu rzeczy towarzyszyło nieprzerwanie prawidłowe rozumienie rzeczywistości, kontinua zamętu i karmicznego pokłosia mogą mieć swój kres. Prawidłowe i nieprawidłowe rozumienie rzeczywistości wzajemnie się wykluczają. Nie mogą one występować w jednej chwili umysłowego kontinuum. A ponieważ prawidłowe rozumienie jest poparte logiką, nieprzerwane kontinuum poprawnego rozumienia może zastąpić niemające początku kontinuum zamętu w taki sposób, że zamęt ten już nigdy się nie powtórzy.
Ponieważ niekontrolowanie powtarzające się odradzenie (samsara) ma miejsce, gdy umysłowe kontinuum jest splamione kontinuami zamętu i karmicznego pokłosia, gdy te dwa plamiące je kontinua dobiegną swego kresu, kończy się również samsaryczna faza umysłowego kontinuum. W nirwanicznej fazie, gdy kontinuum sztywnych nawyków karmicznych dobiega końca, rozpoczyna się niemający końca okres oświecony. To, co trwa w trakcie fazy samsarycznej i nirwanicznej jest więc splotem kontinuów umysłu indywidualnego przejrzystego światła, indywidualnej najsubtelniejszej wspierającej życie energii oraz indywidualnego, konwencjonalnego dającego się im przypisać „ja”.
Wnioski
Gdy zaczniemy myśleć o sobie w kategoriach indywidualnego nie mającego początku ani końca kontinuum subiektywnego doświadczania wszystkiego, wówczas nawet jeśli nie uda nam się w tym krótkim życiu uwolnić naszego umysłowego kontinuum do zamętu, w naturalny sposób będziemy chcieli kontynuować ten proces w przyszłych żywotach. A to dlatego, że będziemy przecież rozumieć, że nasze indywidualne umysłowe kontinuum będzie z całą pewnością trwać w kolejnych żywotach. Tak więc, będziemy więc oczywiście pragnęli, by w każdym kolejnym, następnym życiu mieć najlepsze możliwe warunki do dalszej pracy nad usuwaniem wewnętrznego zamętu z naszego umysłowego kontinuum.
Ponadto, jeśli jesteśmy w stanie wyobrazić sobie i pojąć w pojęciowy sposób, że całe nasze kontinuum trwa bez początku przez niezliczone żywoty, wówczas nauki o karmie zaczną nabierać dla nas większego sensu i znaczenia. Rozumiemy, że rodzaj odrodzenia, jakie jest obecnie naszym udziałem oraz wszystkie rzeczy, jakich w tym czasie subiektywnie doświadczamy są karmicznymi skutkami naszych wcześniejszych działań w wielu, wielu wcześniejszych żywotach, i że są one ciągłym dojrzewaniem kontinuum swego karmicznego pokłosia dającemu się przypisać naszemu umysłowemu kontinuum.
Jeśli więc rozumiemy, że kontinua indywidualnego, subiektywnego doświadczania rzeczy – zarówno nasze własne, jak i innych – nie mają w sobie niczego trwałego i stałego, żadnej niezmiennej tożsamości czy to ludzkiej, czy karaluszej, czy jakiejkolwiek innej, to gdy widzimy karalucha, widzimy go jako indywidualną istotę, która odradzała się już w wielu, wielu przeróżnych formach. Uświadamiamy sobie, że również my sami odradzaliśmy się i w przeszłych żywotach przyjmowaliśmy niezliczone formy. Staje się więc dla nas oczywiste, że ta pełzająca po podłodze łazienki istota musiała być niegdyś naszą matką. Skutkiem dojrzewania jej własnej indywidualnej karmy, w tym życiu, owa indywidualna istota wspiera się akurat na fizycznym kontinuum ciała karalucha. Nie ma również wątpliwości co do tego, że nasze własne umysłowe kontinuum wspierało się niegdyś na fizycznej formie karaluszego ciała. Ów wgląd budzi w nas empatię dla cierpienia karalucha, co sprawia, że przestajemy się go bać i nie chcemy do zabić. Zamiast tego budzi się w nas współczucie dla niego, gdyż odnosimy się do niego jak jedna indywidualna istota od drugiej. Może nie koniecznie będziemy chcieli trzymać go w domu jako nasze domowe zwierzę, ale przynajmniej go nie rozdepczemy!
Rozwijanie pewności co do prawdziwości faktu odradzania się
Gdy zaczynamy dostrzegać jak fundamentalne znaczenie ma nauka o odradzaniu się i jak ważne miejsce zajmuje pośród innych nauk buddyjskich, zrozumienie jej staje się jednym z kluczy otwierających drogę do coraz to szerszego oglądu tychże nauk. Właściwie wszystko w buddyzmie opiera się na zrozumieniu odradzania się. Powinniśmy więc przede wszystkim przyjąć do wiadomości i uznać, jak ważne miejsce w naukach buddyjskich zajmuje proces odradzania się, a dalej powinniśmy chcieć go poprawnie zrozumieć oraz mieć w sobie otwartość i gotowość, by go zrozumieć. Następnie usłyszawszy lub przeczytawszy poprawne wyjaśnienie odradzania i gruntownie je przemyślawszy, zaczynamy intelektualnie rozumieć na czym polega ten proces i nabieramy przekonania o jego prawdziwości. Nie chcemy jednak na tym poprzestać, chcemy uzyskać instynktowne zrozumienie doradzania się.
Czym więc różni się rozumienie czegoś intelektualnie od rozumienia czegoś instynktownie, niejako trzewiami? Kategorie te odzwierciedlają zachodni sposób myślenia, w buddyzmie nie ujmujemy tego w ten sposób. Sądzę, że podział ten ma miejsce, gdyż myśl zachodnią w dużej mierze dominuje dychotomia między umysłem a sercem, między intelektem a emocjami. Buddyzm mówi jedynie o różnych sposobach doświadczania świata wewnętrznego i zewnętrznego, zawierającym w sobie obie te zachodnie kategorie. Jeśli jednak pochodzimy ze kulturowej spuścizny, czy środowiska będącego pod wpływem tego rodzaju myśli zachodniej, jesteśmy na pewno przekonani o istnieniu dychotomii między umysłem emocjami, a więc także między intelektualnym a instynktownym czy też pochodzącym z trzewi poziomem rozumienia i przeświadczenia co do czegoś. Ponieważ wierzymy w prawdziwość owej dychotomii, w taki właśnie sposób doświadczamy wszystkiego. Faktycznie doświadczamy różnicy między intelektualnym a instynktownym czy też intuicyjnym rozumieniem i przekonaniem co do tego. Na czym więc polega istota procesu owego głębszego zrozumienia czy wiary w coś, o jakim mówi buddyzm? Analiza tego rzuci być może światło na to jak przejść od intelektualnego rozumienia do rozumienia na poziomie trzewi.
Trzeba zacząć od tego, że zachodnie rozróżnienie między intelektualnym rozumieniem a rozumieniem na poziomie trzewi nie jest tym samym, co buddyjskie rozróżnienie między pojęciowym a niepojęciowym rozumieniem. Poznanie pojęciowe jest zawsze umysłowe, nigdy zmysłowe. Polega ono na poznawaniu czegoś poprzez kategorię, w jakiej to coś umieszczamy, jak widzenie drewnianego przedmiotu z czterema nogami i płaskim blatem, i rozpoznawaniem go jako stołu. Choć możemy rozumieć, że jakiś przedmiot jest stołem poprzez skojarzenie go z pojęciem stół czy też wyobrażenie tego czym jest stół, pojęciowa myśl nie musi być słowna, nie musi koniecznie polegać na wypowiadaniu w głowie słowa stół. Natomiast niepojęciowe poznanie czegoś nie miesza, nie łączy i nie myli swego przedmiotu z jakąś ustaloną kategorią, choć może również łączyć się ze rozumieniem konwencjonalnej prawdy tego, czym jest jego przedmiot.
Przyznaje, że dość trudno jest pojąć, czym jest w istocie niepojęciowe poznanie i rozumienie czegoś. W każdym razie, buddyjskie rozróżnienie między pojęciowym a nie pojęciowym poznaniem z całą pewnością nie ma nic wspólnego z zachodnim rozróżnieniem między rozumieniem instynktownym, intuicyjnym płynącym z trzewi z jednej strony a intelektualnym pojęciem czegoś z drugiej. Możemy przecież intuicyjnie czy też instynktownie rozumieć czym jest odradzanie się myśląc o nim za pośrednictwem kategorii odradzanie się lub poprzez wyobrażenie, czy też pojęcie tego, co oznacza kategoria odradzanie się.
Buddyzm czyni jednak inne rozróżnienie, które, jest jak sądzę, może nieco bliższe rozróżnieniu obecnemu w myśli zachodniej. Polega ono na rozróżnianiu między wypracowanym (powstającym poprzez wysiłek) rozumieniem lub też przekonaniem o czymś, a tym powstającym bez wysiłku. W oparciu o to rozróżnienie, buddyzm rozróżnia dalej także sposoby tego jak wszystko nam się jawi. Przyjrzyjmy się temu dokładniej.
Wypracowane i bezwysiłkowe rozumienie i przekonanie co do czegoś
Kiedy poznajemy coś poprzez rozumienie czy przekonanie z wysiłkiem, musimy rozwinąć czy też zbudować to poznanie stosując pewien tok rozumowania. Na przykład, przyglądając się naszemu komputerowi, w toku zastosowanego przez nas rozumowania dostrzegamy, że jest on przedmiotem powstałym zależnie od przyczyn i warunków oraz będącym pod wpływem innych przyczyn i warunków. Dlatego też zmienia się on z chwili na chwilę i jest nietrwały – jego popsucie się jest nieuniknione i z każdą chwilą przybliża się on do swego kresu. Gdy następnie, ze zrozumieniem i przekonaniem co do tego, skupiamy się na nietrwałości naszego komputera, nasze poznanie owego komputera jako nietrwałego jest poznaniem wypracowanym. Jest to poznanie pojęciowe łączące faktyczną nietrwałość komputera z kategorią nietrwałe zjawisko.
Jeśli przed długi czasu gruntownie zaznajamialiśmy się z tokiem rozumowania [ukazującym], że wszystkie zjawiska są nietrwałe, w końcu będziemy mogli poznawać nietrwałość naszego komputera w sposób automatyczny, gdy tylko go zobaczymy lub o nim pomyślimy, bez potrzeby stosowania owego toku rozumowania. Nasze bezwysiłkowe poznanie jego nietrwałości przychodzić będzie ze zrozumieniem i przekonaniem co do niej, choć wciąż będzie ono pojęciowym poznaniem łączącym czy też mylącym faktyczną, rzeczywistą nietrwałość z kategorią nietrwałość. Wydaje mi się, że rozróżnienie pomiędzy rozumieniem czegoś i przekonaniem co do tego bez wysiłku a tym z wysiłkiem, czyli pomiędzy wypracowanym a nie wypracowanym zrozumieniem czegoś, jest czymś ważnym, choć nie jest ono z pewnością precyzyjnym odpowiednikiem rozróżnienia między intelektualnym a intuicyjnym, czy też instynktownym sposobem rozumienia czegoś i bycia co do czegoś przekonanym.
Mimo to, jest bardzo ważne, by starać się zrobić postęp od poznania z wysiłkiem do poznania bez wysiłku, tak by ostatecznie uzyskać płynące z trzewi, instynktowne rozumienie czegoś i przekonanie co do tego. Aby to zrobić w odniesieniu do odradzania, musimy rozwinąć w sobie gruntowną znajomość buddyjskiego wyjaśnienia odradzania się poprzez wielokrotne powtarzanie sobie toku rozumowania i kwestii jakie tu omawiamy. Jest to coś, co zazwyczaj robi się w trakcie sesji medytacji.
Potem trzeba się w tym oczywiście ciągle to ćwiczyć, starając się widzieć siebie samego i innych w kategoriach odradzania się w oparciu wypracowane rozumienie i przekonanie co do tego. Można robić to w trakcie medytacji, myśląc o sobie samym i tych, których znamy, ale można robić to również w codziennym życiu, gdy stykamy się z innymi, nawet jeśli potrzeba nam kilku chwil, by przypomnieć sobie powody prawdziwości faktu odradzania się. Gdy gruntownie zapoznamy się już z naukami o odradzaniu się poprzez wielokrotne powtarzanie związanego z tym toku rozumowania, ćwicząc się w widzeniu siebie i innych w ten sposób, w końcu dojdziemy do tego spontanicznego i automatycznego widzenia w ten sposób innych ludzi i zwierząt. Takie ich widzenie będzie wówczas powstawać bez wysiłku, w niewypracowany sposób, choć wciąż będzie ono oczywiście pojęciowe.
W naturalnie automatyczny sposób, będziemy widzieć wszystkie istoty jako indywidualne subiektywne kontinua doświadczania rzeczy, które można prawomocnie opisać jako indywidualne „ja”, a nie tylko jako kobietę lub mężczyznę, psa lub karalucha. Ponieważ będziemy posiadali gruntowne tego zrozumienie i przekonanie co do tego, będziemy spontanicznie widzieć w ten sposób zarówno siebie samych, naszych bliskich, jak również naszych wrogów. Jednakże jeśli zrozumienie będzie właściwe, nie będzie ono powodowało tracenia z pola widzenie tego, kim każdy z nich jest obecnie na poziomie konwencjonalnym.
Jak rzeczy nam się jawią?
W końcu, po długim, dogłębnym i gruntownym zaznajamianiu się z poglądem dotyczącym odradzania się, będziemy nie tylko patrzeć w ten sposób na innych, lecz i oni zaczną automatycznie, i naturalnie tak właśnie się nam jawić. Każda istota będzie nam wydawać się raczej indywidualnym „ja” prawomocnie dającym się przypisać indywidualnemu i nie mającemu początku ani końca umysłowemu kontinuum, aniżeli kimś istniejącym stale i trwale, jak mogłoby to wyglądać na czyimś niedawnym zdjęciu. Nie chodzi tu o to, że to inni, ze swej strony jawią się nam teraz w kategoriach odradzania się, ani też o to, że to umysł jest jakąś „rzeczą” powodująca, że inni tak nam się jawią. Wynika to raczej z tego, że tego rodzaju przejawienie powstaje teraz naturalnie i automatycznie jako część naszego doświadczania widzenia innych.
Cóż to oznacza? Cóż usiłujemy tutaj opisać? Opisujemy „poczucie” odradzania się, co oznacza zrozumienie odradzania się, przekonanie co do jego prawdziwości, jak również fakt, że tak to się nam właśnie jawi – owe trzy powstają spontanicznie jako część naszego doświadczania kogoś w kategoriach bycia indywidualnym i subiektywnym kontinuum doświadczania rzeczy. Tych wiele słów sprowadza się do tego, że nasze rozumienie, przekonanie, jak również to, jak te sprawy się nam jawią powstają automatycznie jako część naszego doświadczania kiedy spotykamy innych, mamy wówczas wrażenie, że to co się nam jawi, to jak to rozumiemy i w czego prawdę wierzymy jest w rzeczy samej prawdą.
Gdy my sami i inni również automatycznie jawią nam się w ten sposób, co pewnie można by nazwać bezwysiłkowym rozumieniem i przekonaniem co do prawdziwości odradzania się, sądzę, że tego rodzaju doświadczanie przez nas wszystkiego nazywalibyśmy nadal „intelektualnym rozumieniem”. Natomiast, jeśli oprócz bezwysiłkowego rozumienia i przekonania o prawdziwości odradzania się, zarówno my sami jawimy się sobie automatycznie, jak i inni, w naszym ich doświadczaniu, jawią nam się automatycznie w kategoriach odradzania się, moglibyśmy to wówczas nazwać instynktownym, „płynącym z trzewi” rozumieniem odradzania się. Jest tak dlatego, że czuje się, ma się poczucie, iż tak naprawdę jest. Czy nazwiemy to uczuciem czy „emocją” zależy w gruncie rzeczy od tego jak definiujemy te słowa, czyż nie?Dlatego właśnie trudno byłoby powiedzieć, że różnica pomiędzy intelektualnym a instynktownym rozumieniem polega na emocji.
Nie należy umniejszać wartości intelektualnego rozumienia i przekonania co do prawdziwości odradzania się
Tak czy inaczej, przejście od intelektualnego zrozumienia do instynktownego, „płynącego z trzewi” rozumienia oraz od intelektualnego przekonania o czymś do instynktownego, „płynącego z trzewi” przekonania nie jest czymś co wydarza się w sposób magiczny. Nie jest to również kwestią przejścia od rozumienia pojęciowego do niepojęciowego, gdyż jest niewiarygodnie trudno to zrobić. Z pewnością nie chodzi tu również o przejście z myślenia czegoś do niemyślenia niczego, jak gdyby myślenie było tylko werbalne i jak gdyby to, co ludzie na Zachodzie nazywają „intuicją” oznaczało zaprzestanie myślenia i po prostu intuicyjne „czucie” czegoś. Uważam, że przejście z intelektualnego poziomu na instynktowny jest po prostu wynikiem dobrego zaznajomienia, obeznania się z patrzeniem na rzeczy w pewien określony sposób, ze zrozumieniem i przekonaniem. Zaczyna się to poprzez wypracowywanie tego w medytacji (wysiłkowej) poprzez patrzenie na siebie i innych w tenże sposób.
Nie martwcie się proszę, jeśli rozumiecie odradzanie się tylko intelektualne i intelektualnie jesteście przekonani co do jego prawdziwości. Jeśli tak jest, to naprawdę wspaniale, nie jest to w żadnej mierze powodem do niepokoju czy zażenowania. Wielu ludzi żali się, że ich rozumienie i przekonanie co do prawdziwości odradzania się są tylko intelektualne. Uważam, że posiadanie intelektualnego zrozumienia i przekonania co do prawdziwości odradzania się jest ogromnym osiągnięciem. Chodzi przede wszystkim o to, by medytować, by coraz bardziej zaznajamiać się z widzeniem w ten sposób siebie samego i innych, i wciąż to powtarzać, nie tylko siedząc na poduszce, ale ćwicząc się w takim widzeniu ludzi na ulicy, ludzi w swoim domu, karaluchów w łazience czy w ogrodzie, a także siebie samego w lustrze. Tego rodzaju nieustannie powtarzane zaznajamianie się prowadzi do tego, że w końcu wszyscy będą nam się automatycznie jawić jakby się odradzali i będziemy czuć, że tak rzeczywiście jest.
Uwagi końcowe
Aby w pełni przetrawić sprawy związane z buddyjskim wyjaśnieniem odradzania się potrzeba oczywiście odpowiednio dużo czasu, zrozumienie tego w pełni trwa czasami to całe lata. Głównym celem tego wykładu było naszkicowanie sposobu, w jaki możemy analizować i rozmyślać o odradzaniu się w kontekście nauk buddyjskich, a także jak próbować najlepiej je zrozumieć i jakie stoją za nimi argumenty. W gruncie rzeczy, rozważania te opierają się w całości na zrozumieniu tego czym są kontinua, jakie są różne ich rodzaje i w jaki sposób kontinua utrzymują ciągi chwil.
Jeśli wskutek wysłuchania tego wykładu, zaczniemy traktować sprawy dotyczące odradzania się z większą powagą, „To jest coś naprawdę ważnego; jeszcze dobrze tego nie rozumiem z samego tylko tego wykładu, ale koniecznie muszę nad tym popracować”, wówczas bardzo dużo zyskujemy. Zaczniemy widzieć, choćby zaledwie troszeczkę, jak wielkie ma to wszystko znacznie – w szczególności sprawy dotyczące naszego ciała. Jak kontinuum tego ciała utrzymuje swą indywidualność, skoro wszystkie jego poszczególne atomy podlegają bezustannej wymianie na inne, przybywają z czegoś co nie jest częścią tego ciała i udają się gdzie indziej, by stać się częścią czegoś innego. Jest to naprawdę coś nadzwyczajnego.
Następnie zaczynamy zastanawiać się na tym dlaczego indywidualne umysłowe kontinuum doświadczania rzeczy i fizyczne kontinuum ciała będącego jego oparciem w tak różny sposób utrzymują swe ciągłości. Gdy następnie, połączymy to z buddyjskim opisem karmy oraz pustki przyczyny i skutku, wówczas cały ten temat naprawdę nabierze wielkiej głębi. Zaczniemy wtedy być może nieco bardziej zauważać, że zrozumienie odradzania się jest bardzo podstawową sprawą, gdy chce się zrozumieć to, jak wszystko rzeczywiście istnieje.
Nie ma powodu, by lękać się przed włączeniem do tych rozważań także genetyki, dziedziczenia po rodzicach, ewolucji itp. W rzeczy samej, czynniki te mogą uczynić tę dyskusję nawet ciekawszą i bardziej złożoną. Możemy powiedzieć: „Och, to bardzo ciekawe”, ale nie jest to po prostu tylko ciekawe. Zrozumienie tego czym jest odradzanie się pozostające w harmonii z zachodnią wiedzą naukową, ma dogłębnie korzystny wpływ na to, jak radzimy sobie z życiem i naszymi codziennymi doświadczeniami. Dziękuję.