W tekstach przedstawia się następnie korzyści czy zalety posiadania zdrowego związku z nauczycielem duchowym oraz wady odwracania się od czegoś takiego. Mówimy, oczywiście, o sytuacji, kiedy już sprawdziliśmy danego nauczyciela. Pamiętajmy o przykładzie Atiśi, który udał się na Sumatrę i sprawdzał nauczyciela – Serlingpę przez bardzo długi czas, zanim rzeczywiście zaczął u niego studiować. Niektóre teksty mówią wręcz, że nauczyciel i uczeń powinni sprawdzać siebie nawzajem przez dwanaście lat, zanim zabiorą się za coś na poważnie. Lecz z pewnością sprawdzamy go i sprawdzamy siebie. A jeśli zaangażujemy się czy powierzymy siebie jakiemuś nauczycielowi we właściwy sposób, to pisma wymieniają liczne korzyści z czegoś takiego.
Jest to ogólnie metoda, jaką spotykamy w Dharmie, że dla zainspirowania nas do osiągnięcia czegoś, opisuje się korzyści płynące z osiągnięcia tego, a potem ostrzega się przed niebezpieczeństwami związanymi z sytuacją, w której zaangażowawszy się w to odwracamy się potem od tego, bądź okazujemy pogardę czy złość w związku z tym „Ależ to było głupie, że się za to zabrałem”. Wskazywanie na takie niebezpieczeństwa nie ma na celu nas wystraszyć. Chodzi o zdanie sobie sprawy, że jest to sprawa bardzo poważna i że nie powinno się lekko wdawać w tego rodzaju związek – mówimy tu o własnej postawie wobec nauczyciela – ponieważ wchodząc weń przedwcześnie, a potem uznając, że to było coś całkowicie głupiego, fundujemy sobie okropny stan umysłu. Powinniśmy więc z góry na coś takiego zważać.
Nie patrzmy również na te spisy korzyści i wad jak na coś zbliżonego do sytuacji, w której próbuje się nam sprzedać samochód – jakiś używany samochód – i mówi się: „Kup go. Ten jest naprawdę najlepszy” itd. To nie jest reklama. „Och to jest takie fantastyczne! Chcę to kupić sobie. Chcę to dostać, bo zalety brzmią wielce wspaniale”. To w ogóle nie jest właściwa postawa. Wszystko w Dharmie opiera się na przyczynie i skutku. Jeśli więc wejdziemy w ten związek, to jaki będzie tego skutek? Jaki będzie tego wpływ? Co się może zdarzyć? Wchodzimy więc w taką sytuację z otwartymi oczami. Nie ma tu niczego magicznego.
Przejdźmy więc teraz przez ten spis, ponieważ poproszono mnie o omówienie go i postaram się mówić o tym z punktu widzenia jego rzeczywistego zastosowania i znaczenia, przynajmniej w oparciu o moje doświadczenie.
Zalety posiadania zdrowego związku z nauczycielem duchowym
Zbliżamy się do stanu Buddy
Pierwszy punkt mówi o tym, że zbliżamy się tym samym do stanu Buddy. No cóż, to jest dość oczywiste. Jeśli nauczyciel naucza nas, jak stać się Buddą, a my podążamy za poleceniami nauczyciela, to naturalnie zbliżamy się do tego celu. Oznacza to więc, oczywiście, gotowość do praktykowania tego, co mówi nauczyciel, w znaczeniu oceny własnych realnych możliwości. Zaś, jeśli jest to wprawny nauczyciel, to będzie polecał nam to, co rzeczywiście do nas pasuje. Wszystko to jednak, oczywiście, zależy od posiadania osobistego związku z tym nauczycielem, a to nie jest wcale łatwe. Musimy ustanowić ten związek jeden na jednego w któryś ze sposobów, o których mówiłem, tłumacząc dla niego czy w jakiś inny sposób. I zawsze możemy robić jeszcze nieco więcej. Serkong Rinpocze zawsze tak postępował wobec mnie. Mawiał: „Nieważne, jak bardzo jesteś zmęczony – zawsze możesz jeszcze potłumaczyć przez pięć minut czy robić dalej to, co robisz”. Dobry trener na siłowni postępuje tak samo: „No dalej, możesz jeszcze więcej”. Lecz, oczywiście, kiedy to już jest ponad nasze siły, to rozmawiamy o tym z nauczycielem i mówimy: „Nie dam rady teraz tego zrobić. Daj mi proszę coś, co pomoże mi osiągnąć ten etap”.
Budujemy pozytywną siłę
Następnie mówi się, że poprzez czynienie ofiarowań guru, poprzez pomaganie guru, zbliżamy się do stanu Buddy. Prawda? Guru, podobnie jak Budda, nie potrzebuje naprawdę tych ofiarowań. Jego postawa, by przytoczyć tu tekst, powinna być „jak tygrysa wobec trawy”. Tygrysa nie interesuje jedzenie trawy. Jeśli jednak przyjrzymy się naukom na temat Natury Buddy, czynników umożliwiających nam stanie się Buddą, to jednym z nich jest sieć pozytywnej siły, jak ją nazywam, tzw. nagromadzenie zasługi. Pomaganie nauczycielowi w dowolny sposób, w jaki potrafimy – nie będąc utrapieniem w znaczeniu zbytniego narzucania się ze swoją pomocą – buduje wiele pozytywnej siły. Co to oznacza?
Nie mówimy to o zdobywaniu zasług, jak kiedy zdobywamy określoną ilość punktów i wtedy wygrywamy daną grę. Sądzę jednak z własnego doświadczenia… w młodości byłem bardzo samolubny i egocentryczny, jak większość ludzi w tym wieku. Lecz, jak powiedziałem, było to coś bardzo rzadkiego, że miałem sposobność być razem z Serkongiem Rinpocze przez dziewięć lat i, oczywiście, chciałem mu pomagać – był starszym człowiekiem ze sporą nadwagą – pomagać mu wysiadać z samochodu, wsiadać do samochodu, pomagać mu na rozmaite sposoby, tak więc wyrwało mnie to z myślenia jedynie o sobie i sprawiło, że rzeczywiście pomagałem komuś, troszcząc się bardziej o wygodę drugiej osoby, niż o swoją własną. A jaki jest tego skutek? Taki, że w procesie robienia tego nauczyłem się troszczyć się również o innych, nie tylko o swojego nauczyciela, lecz również pomagać dowolnym ludziom. Buduje to tę siłę, ten nawyk troszczenia się o kogoś bardziej niż o siebie.
Działa to w taki sposób, przynajmniej z mojego doświadczenia, że wzmacnia to w nas wagę troszczenia się o innych oraz świadomość, że możemy troszczyć się o innych. Oczywiście, możemy uczyć się tego również troszcząc się o własne dzieci. Jeśli troszczymy się o niemowlę, to, oczywiście, występuje tu cały ten aspekt dbania bardziej o wygodę niemowlęcia, niż o własną. Jest tu jednak pewna wielka różnica. Różnica jest taka, że to dziecko jest „moje, mój dzidziuś”, natomiast nie można być takim zaborczym w przypadku nauczyciela, gdyż coś takiego w ogóle nie zadziała. Jest to więc coś nieco innego. Kiedy dziecko przytuli się do nas „Och, jakież to miłe i słodkie”. Nauczyciel tego nie zrobi.
Zadawalamy Buddów
Kolejny punkt. Mówi on, że zadawalamy Buddów. Cóż to u licha oznacza? Buddowie wszystkich traktują jednakowo. Nie rozgniewają się na nas, jeśli nie praktykujemy właściwie, ani też nie powiedzą „Och, ależ jesteś fantastyczny!” itd. I, jak mówiłem, robienie czegoś żeby zadowolić guru i być poklepanym po głowie oraz zamerdać ogonem, to jest głupie. O co w ogóle chodzi w byciu Buddą? Budda wyłącznie pomaga innym w przezwyciężaniu cierpienia, osiąganiu wyzwolenia, zdobywaniu oświecenia itd. Jeśli więc praktykujemy Dharmę, to zbliżamy się do nich – zbliżamy się do tego, jaką mają w związku z nami nadzieję.
Choć więc dla niektórych ludzi, to mogłoby działać na poziomie chęci zadowolenia swoich rodziców, a więc pragniemy zadowolić swojego nauczyciela i nie chcemy, żeby nas musiał łajać itd., to starajmy się nie podchodzić do tego z punktu widzenia dziecka. Chodzi mi o to, żebyśmy patrzyli na to z punktu widzenia rodzica wobec dziecka. Jeśli staramy się wpajać dziecku poczucie wartości – bycia przyzwoitym i uczciwym, i widzimy, że ono takie jest, to odczuwamy w jakiejś mierze wielkie zadowolenie. Nie mówimy tu o żadnej niedojrzałej postawie chodzenia po przyjaciołach i chełpienia się: „Popatrzcie tylko, jakie cudowne jest moje dziecko”. Lecz daje to rodzicom poczucie bycia dobrymi rodzicami, jeśli dziecko uczy się tych wartości i wyrasta na przyzwoitego człowieka. Kryje się więc za tym tego rodzaju idea.
Jak więc mówi tekst, nauczycielowi sprawi zadowolenie, jeśli naprawdę podążamy za tym, co głosi i staramy się naśladować jego zalety, a nie tylko niemądre rzeczy w rodzaju tego, co jada i tym podobne.
Nie będą nas niepokoiły demony ani złe towarzystwo
Kolejny punkt. Nie będą nas niepokoiły… użyto tu słowa demonyalbo złe towarzystwo. Cóż, nie myślmy tu o małych stworach z rogami i kłami itd., jako o demonach. Mówimy tu o demonicznych siłach. Przebywając ze swoim nauczycielem, bądź praktykując poprawnie tak zwaną guru jogę, wyobrażamy sobie, że nauczyciel jest z nami przez cały czas. To jest całe sedno wyobrażania sobie nauczyciela nad własną głową czy w swoim sercu, albo gdziekolwiek. Mamy tu wartości uosabiane przez nauczyciela. Nawet, jeśli ten nauczyciel już umarł, to jego wartości nadal są tu obecne. Chodzi więc o to, że jeśli rzeczywiście poważnie traktujemy starania w kierunku poprawy siebie i naprawdę powierzyliśmy siebie nauczycielowi w znaczeniu własnej postawy, sposobu współdziałania z innymi itd., to naprawdę nie chcemy być hipokrytami. Dlatego też, nawet jeśli wszyscy wokół nas postępują niesfornie, nie wzburza to nas – tak to się właśnie ujmuje, takiego używa się tu określenia – nie wzburzają nas wszystkie te negatywne rzeczy, które mogą się dziać wokół nas, ponieważ mamy wielką jasność co do kierunku, jaki obraliśmy w swoim życiu. W pewnej mierze chroni nas to więc przed tymi negatywnymi wpływami otoczenia. Te negatywne wpływy to tak naprawdę nasza słabość umysłu, nasz brak stanowczości. To jest negatywne. Dlatego więc musimy być naprawdę bardzo stabilni pod względem tego, co robimy. A to się opiera na uprzednim rzeczywiście silnym badaniu i analizie czy jestem gotów to zrobić? Czy pragnę to zrobić?
Spontanicznie powstrzymamy wszelkie przeszkadzające emocje i niewłaściwe postępki
Spontanicznie położymy kres wszelkim przeszkadzającym i niepokojącym emocjom oraz niewłaściwym postępkom – negatywnym zachowaniom, zachowaniom destrukcyjnym. „Jakże mógłbym postąpić w taki [negatywny] sposób? Tak bardzo szanuję swojego nauczyciela i tak bardzo szanuję samego siebie pod względem tego, co robię, jakże więc mógłbym zachować się w taki głupi sposób?” Kiedy jesteśmy w towarzystwie swojego nauczyciela, to okazujemy wystarczająco dużo szacunku, żeby nie dłubać w nosie ani nie dawać wyłącznie głupich przykładów. Chcemy zachowywać się należycie z powodu odczuwania szacunku wobec nauczyciela, szacunku wobec tej sytuacji. Jakże więc moglibyśmy się rozgniewać? Jakże moglibyśmy w obecności nauczyciela przejawiać chciwość – połykając łapczywie całe jedzenie, ciasto itp. – kiedy jemy wspólnie ze swoim nauczycielem? Prawda? To wszystko opiera się na szacunku.
Pamiętam bardzo dobrze, jak kiedyś byłem w towarzystwie starego Linga Rinpocze – starszego wychowawcy Jego Świątobliwości. Byłem u niego z wizytą. Siedział na czymś w rodzaju niskiego podwyższenia, na którym leżał dywanik. On siedział na jednym takim, ja siedziałem na drugim, w kącie. On był z jednej strony, ja z drugiej. A tu nagle na podłodze przed nami pojawił się duży skorpion...
Ling Rinpocze był mistrzem Wadżrabhairawy (Jamanataki) – tego naprawdę groźnego bóstwa. Był postacią niewiarygodnie silną i groźnie wyglądającą (choć kiedy się go poznało, to okazywał się być osobą bardzo łagodną). Większość ludzi naprawdę się go bała, ponieważ był tak silną osobowością. Nawet zanim jeszcze mogłem dobrze rozumieć język tybetański, chodziłem do niego i przebywałem z nim oraz go odwiedzałem, i za samą sprawą jego mocy Mańdźjuśriego – Mańdźjuśri znajduje się w sercu Wadżrabhairawy – mój umysł się rozjaśniał i potrafiłem rozumieć, co mówił. To była tak wielka siła.
Pojawia się więc ten skorpion na podłodze. A Ling Rinpocze odwraca się do mnie i w oczywiście udawany dramatyczny sposób mówi: „Ojej, skorpion. Nie boisz się?” A ja mu odpowiadam: „Jakże mógłbym obawiać się czegokolwiek w Twojej obecności?” A on się śmiał i śmiał. Potem przyszedł jego asystent, podsunął kawałek papieru pod skorpiona, nakrył go kubkiem i wyniósł na zewnątrz, jak gdyby to wszystko było jakąś wyreżyserowaną lekcją. Jakże jednak mógłbym ja czy ktokolwiek w obecności takiego wielkiego mistrza przestraszyć się tego skorpiona i zerwać się, i stać na tym podwyższeniu, krzycząc: „Ach! Skorpion?” Ja bym tego nie mógł zrobić. Jest to więc bardzo jasny przykład. Jak tu się mówi – spontanicznie przestajemy zachowywać się w niedorzeczny, dziecinny sposób.
Wzrosną wglądy i urzeczywistnienia poziomów i ścieżki
Nasze wglądy i urzeczywistnienia poziomów, i ścieżki wzrosną. Cóż, oczywiście, jeśli przebywamy ze swoim nauczycielem i widzimy go przez cały czas oraz mamy przykłady radzenia sobie przez niego z trudnymi sytuacjami, to, oczywiście, nasze zrozumienie, nasze urzeczywistnienia będą wzrastały tym bardziej, im bardziej będziemy starać się praktycznie być tacy, jak nauczyciel. Jeśli więc jesteśmy naprawdę blisko z nauczycielem – mam na myśli to, że doświadczyłem czegoś takiego, jeśli zostajemy jego tłumaczem, czy wozimy go samochodem, czy cokolwiek robimy dla niego, to wtedy widzimy, jak on sobie radzi z codziennymi sytuacjami, ze sprawami w prawdziwym życiu i to daje nam naprawdę zrozumienie, i wgląd w to, jak się rozwijać. A jeśli mamy jeszcze więcej doświadczeń, to wtedy widzimy – mam na myśli to, że, jeśli chodzi o Serkonga Rinpocze, to widziałem go i z papieżem, i z pijakiem na ulicy, jak radzi sobie we wszystkich tych sytuacjach i to nam daje prawdziwie wgląd.
Nie będziemy pozbawieni przewodnictwa duchowego w przyszłych wcieleniach
Nie zostaniemy wtedy pozbawieni – cóż, nie podoba mi się, jak to tu przetłumaczono, ale w każdym razie – nie będziemy pozbawieni bardzo konstruktywnych, pozytywnych duchowych przewodników we wszystkich swoich przyszłych odrodzeniach. Ba, ale to, oczywiście, zależy od tego, czy wierzymy w odradzanie się, co dla większości z nas nie jest wcale sprawą prostą, nieprawdaż? Lecz jeśli myślimy o przykładzie bycia instynktownie przyciąganym do jakiegoś duchowego nauczyciela i do chęci znalezienia sobie nauczyciela duchowego itd., to tego rodzaju instynkt będzie trwał i w przyszłych żywotach wręcz będzie silniejszy. Skąd pochodzi taki instynkt? Pochodzi z wcześniejszych żywotów. Jeśli więc go rozbudujemy w obecnym życiu, to powinien on trwać również w przyszłych wcieleniach – o ile będziemy mieć drogocenne ludzkie odrodzenie, a nie odrodzimy się jako karaluch.
Nie spadniemy w niższe światy
Nie spadniemy w niższe światy. Cóż, co jest przyczyną odradzania się w najgorszych stanach? Jest nią destrukcyjne zachowanie się. A przyczyną drogocennego ludzkiego odrodzenia? Dyscyplina etyczna. Mając nauczyciela, postępujemy, oczywiście, w sposób etyczny. Zaś mając rozmaite dalekosiężne postawy, paramity, mamy wtedy:
- Szczodrość.
Pomagamy nauczycielowi. Jesteśmy hojni.
- Bycie etycznym.
Dyscyplina etyczna.
- Wytrwałość i cierpliwość.
Mówiąc inaczej, naprawdę trudno jest podążać za nauczycielem i uczyć się od niego, a więc musimy wkładać w to wiele wysiłku i cierpliwości, co oznacza nie złoszczenie się na nauczyciela i nie złoszczenie się z tego powodu, że to może być trudne. Widzicie, to jest jedna z tych rzeczy, które musimy rzeczywiście zbadać, zanim wejdziemy w związek z nauczycielem – jest to jeden z najważniejszych punktów kontraktu, że się tak wyrażę. Nie ma znaczenia, co zrobi nauczyciel, będę widział w tym naukę, nie wpadnę w złość.
Serkong Rinpocze bez litości cały czas nazywał mnie idiotą – w obecności dziesięciu tysięcy osób nazywał mnie idiotą i byłem idiotą – i nigdy się na niego nie zezłościłem. Nigdy. Zazwyczaj odpowiadałem na to nerwowym śmiechem, a wszyscy Tybetańczycy uważali w gruncie rzeczy, że to było fantastyczne, że w ten sposób się zachowywałem. Nie było to tak, że śmiałem się z niego, lecz tego rodzaju odpowiedź pojawiała się spontanicznie. Zgoda? Jeśli mamy zamiar gniewać się na nauczyciela, to lepiej dajmy sobie z tym spokój. To w ogóle nie wyjdzie. Oznacza to więc, że musimy być naprawdę, ale to naprawdę przekonani o tym, że tego nauczyciela interesuje wyłącznie nasz dobrostan. A więc miejcie cierpliwość.
- Koncentracja.
Cóż, jeśli przebywamy z nauczycielem, to nie możemy sobie pozwolić na coś takiego: „Co powiedziałeś, bo nie uważałem?”. Coś takiego nie działa.
Rinpocze szkolił mnie do bycia jego tłumaczem. Tak więc o dowolnej porze dnia i nocy, kiedy byłem w jego towarzystwie, przerywał i mówił: „Powtórz, co właśnie powiedziałem” albo „Powtórz, co właśnie powiedziałeś”. Wyborna szkoła. Nigdy się na to nie złościłem. Potrzeba takiej umiejętności, jeśli ma się być tłumaczem.
- Rozróżniająca świadomość.
Serkong Rinpocze był w tym wspaniały. Jest taki fantastyczny przykład, o którym zawsze myślę. Rinpocze nauczał w Nalandzie, tym klasztorze na Zachodzie, we Francji. Poproszono go, żeby nauczał na temat dziewiątego rozdziału, rozdziału o mądrości, o rozróżniającej świadomości z tekstu Śantidewy Angażowanie się w działania bodhisattwy (Bodhiczarjawatara). Przeznaczyli na to tylko dwie – trzy sesje i Rinpocze uważał, że to jest absolutnie niedorzeczne, żeby oczekiwać od niego, iż poruszy całość w ciągu tych dwóch czy trzech sesji. Było to coś świadczącego o niezwykłym zadufaniu sądzić, że jest to tak łatwe, że da się to omówić podczas paru lekcji. Zaczął więc coś wyjaśniać, ale objaśnił to całkowicie niepoprawnie, zaś wszyscy zachodni mnisi sumiennie to zanotowali. Potem, po przerwie na herbatę, powrócił i powiedział: „Jesteście idiotami. Właśnie nauczyłem was czegoś całkowicie niepoprawnego. Czy wy w ogóle nie myślicie? Czy nie badacie niczego, co wam mówią inni? Czy to się zgadzało z tekstem? Czy to się zgadza z tym, co studiowaliście wcześniej? Tak? Nauczcie się więc rozróżniającej świadomości”. A potem, myślę, że przez resztę sesji objaśnił im w bardzo rozbudowany sposób może jedną linijkę tekstu, żeby im pokazać „Dajcie spokój, bądźcie poważni chcąc to studiować. Nie myślcie sobie, że to jest coś łatwego”.
Bez wysiłku osiągniemy wszystkie cele krótko- i długoterminowe
Następnie tekst mówi, że bez wysiłku osiągniemy wszystkie cele krótko- i długoterminowe. Nie oznacza to bycia po prostu biernym i siedzenia sobie, a wtedy wszystko samo spadnie nam z nieba. Ale karma naprawdę działa. Budda nie kłamał. Karma rzeczywiście działa. Budujemy dużo pozytywnej siły służąc swojemu nauczycielowi, pomagając swojemu nauczycielowi itd., i rzeczy idą łatwiej, możemy osiągać o wiele więcej.
Patrzę na to pod kątem własnego życia. Popatrzcie, co zdołałem osiągnąć z tym portalem internetowym. To jest wręcz nie do wiary. Zeszłego roku mieliśmy ponad milion odwiedzających. Uważam, że w dużej mierze jego powodzenie pochodzi z silnego związku, jaki miałem ze swoimi nauczycielami duchowymi i który mam nadal, a także z ogromnego wysiłku i pracy włożonej przeze mnie w udostępnienie tego innym. Moją motywacją dla tłumaczenia tekstów i na żywo, było „Ach. Nauki Jego Świątobliwości i Jego nauczycieli są tak niewiarygodnie wspaniałe. Ale albo nie były w ogóle przełożone, albo zostały przełożone tak źle, że muszę to zrobić ponownie”. A następnie mamy tę wytrwałość podobną do zbroi „Zrobię to. Wyszkolę się, żeby móc tłumaczyć to tak, żeby ludzie mieli do tego dostęp. To jest zbyt fantastyczne, żeby ludzie mogli nie mieć do tego dostępu”. A co do mojego doświadczenia z tym portalem – wszystko, jak to nazywam, „spadło z nieba”. Ktoś do mnie dołączył i powiedział: „O, zrobię to dla ciebie”. Kiedy ruszyła pierwsza wersja, pojawili się ochotnicy z całego świata ofiarując swoją pomoc. Nie poszukiwałem ich. Główne osoby, które ofiarowały duże fundusze – ponieważ muszę opłacać wiele osób – nie zabiegałem o to, to oni się do mnie zwrócili.
Dzieje się to bez wysiłku. Ta karma tu jest. Jeśli budujemy karmę – ona działa. A jeśli popatrzeć pod kątem nauk dotyczących tego, jakiego rodzaju zachowania karmiczne dają skutki w tym życiu, to większość z nich przyniesie skutki w przyszłych żywotach, ale zrobienie czegoś naprawdę pozytywnie pomocnego dla tych, którzy najbardziej nam pomogli (zwłaszcza dla nauczycieli duchowych i rodziców) przyniesie skutki już w tym życiu. Z mojego doświadczenia te korzyści już są. To nie jest jedynie jakaś ładna bajka.
Złe strony odwracania się od nauczyciela duchowego
Podczas ostatniej sesji mówiliśmy o korzyściach z powierzenia siebie w zdrowy sposób duchowemu mentorowi czy przewodnikowi. Potem podaje się spis niebezpieczeństw pojawiających się wtedy, kiedy wycofamy się z naszych zobowiązań i okażemy wzgardę nauczycielowi, przeklniemy go, opuścimy w gniewie, żywiąc w sobie wielką nienawiść do niego i żałując, że się w ogóle zaangażowaliśmy w związek z tym nauczycielem czy ogólnie z buddyzmem. To o tym mówimy wspominając o wiążących się z tym niebezpieczeństwach.
Nie sądzę, żeby koniecznie trzeba było przechodzić szczegółowo przez cały ten spis, lecz myślę, że możemy go zrozumieć ogólnie. Kiedy otwieramy się do tego stopnia, że pokładamy w kimś ufność, to w takim położeniu jesteśmy bardzo narażeni na zranienie. To jest, na przykład, tak, jak kiedy jesteśmy dzieckiem i otwieramy się przed rodzicem lub nauczycielem, a ta osoba nas wykorzystuje seksualnie bądź nas bije i wtedy większość ludzi zostaje mocno pogruchotana emocjonalnie na resztę życia. Bardzo trudno jest im się z tym uporać. Można to przezwyciężyć, lecz jest to bardzo, bardzo trudne. Nie ufamy już nikomu, tracimy zdolność do ufania komukolwiek i zawsze uważamy, „żeby się ponownie nie zaangażować, bo znowu mnie zranią”. I to odcina nas od otwarcia się na kogoś w przyszłości. Jest to prawdziwa, wielka przeszkoda.
Nie musimy odwoływać się do skrajnego przykładu bycia wykorzystanym przez nauczyciela, chociaż są tego przykłady – jest sporo przykładów ludzi pretendujących do bycia wielkimi nauczycielami, którzy w rzeczywistości po prostu wykorzystują uczniów i to jest wystarczająco niszczycielskie, w gruncie rzeczy bardzo niszczycielskie. Lecz tutaj, kiedy mówią o złych tego stronach, to nie mówią o tego rodzaju sytuacji, w której nauczyciel wykorzystuje nas seksualnie czy pod względem władzy albo pieniędzy, o tego rodzaju rzeczach. A w takich sytuacjach po prostu odchodzimy. Szanujemy cokolwiek pożytecznego dla nas zrobił i po prostu odchodzimy.
Tutaj zaś mówimy o prawdziwym nauczycielu i odchodzeniu od niego w bardzo, bardzo negatywnym stanie umysłu. Zwróćmy uwagę na to, że odchodząc w bardzo negatywnym stanie umysłu od nauczyciela, który nas wykorzystał, również zamykamy się na otwarcie się w przyszłości. Lecz w przypadku prawdziwego, dobrze przygotowanego nauczyciela, to jeśli odchodzimy od niego z tym bardzo negatywnym stanem umysłu – naprawdę w złości, „Jakiż to okropny nauczyciel” oraz „Ależ to było głupie z mojej strony” – co to powoduje? Jaki jest tego skutek? Skutek jest taki, że nie będziemy otwarci na buddyjską ścieżkę, ani, zazwyczaj na jakąkolwiek ścieżkę duchową i już nigdy nie zaufamy żadnemu przewodnictwu duchowemu. A gdybyśmy nawet zaangażowali się w związek z kimś innym, to będziemy w bardzo paranoiczny sposób zawsze spodziewać się, że zdarzy się coś złego. I, jak mówi tekst, jakiekolwiek dobre cechy mogliśmy rozwinąć, to stwierdzimy, że bardzo szybko upadamy, ponieważ mamy tak bardzo negatywną postawę wobec wszystkiego, co wcześniej zrobiliśmy. Jest to tak jakby wszystko się wyrzucało.
Teraz w tym spisie mówi się, że spadamy w gorsze odrodzenia, odradzamy się w piekłach i tym podobne. To trzeba naprawdę zrozumieć. Przede wszystkim, z pewnością nie mówimy, że – jak w jakimś kulcie – musi się być posłusznym nauczycielowi i wykonywać wszystko to, co on robi, gdyż w przypadku nieposłuszeństwa trafi się do piekła, a więc boimy się zrobić cokolwiek niewłaściwie, żeby nie pójść do piekła. To z pewnością nie jest tu zamiarem. Co oznacza piekło? W buddyzmie jest wiele piekieł, lecz co to oznacza? Podążając za radą Serkonga Rinpocze, popatrzmy na posmak, na wydźwięk sanskryckiego i tybetańskiego określenia piekła.
- Sanskryckie określenie [naraka] niesie sobą znaczenie „pozbawione radości”. Nie ma tam żadnej radości jedynie nieszczęśliwość, smutek i ból. Jeśli mamy taką negatywną postawę wobec nauczyciela i wszystkiego, co zrobiliśmy usiłując się doskonalić, to, oczywiście, zostajemy w bardzo, bardzo nieszczęśliwym stanie umysłu. Jeśli porzuciliśmy nauczyciela w takim negatywnym stanie umyśle – pełni gniewu, nienawiści, żalu, urazy itp., to nie jest to szczęśliwy stan umysłu. To jest stan umysłu całkowicie pozbawiony radości, nieprawdaż? Wcale nie radujemy się z wszystkich tych pozytywnych rzeczy, które zrobiliśmy i zgłębiliśmy – uważamy to za głupią stratę czasu.
- Zaś wydźwięk tybetańskiego określenia [njelła (dmyal-ba)] jest taki, że bardzo trudno jest się z tego stanu wydostać, coś co lubię przekładać jako potrzask. Jest to uczucie utknięcia w potrzasku w tym stanie umysłu.
Taki jest więc opis piekielnego stanu umysłu – całkowicie pozbawiony radości, bardzo negatywny i czujemy się w nim po prostu jak w potrzasku i nie możemy się z niego wydostać. Jeśli więc się nad tym zastanowimy, to nieważne czy wierzymy w przyszłe wcielenia i w prawdziwe piekielne warunki, jakiekolwiek one mogłyby być, itd., możemy docenić, jaki okropny byłby to stan umysłu i jak bardzo logicznie wynika on z tej bardzo negatywnej postawy wobec polegania na kimś i zaufaniu komuś, kto by pomógł nam się udoskonalić. Nie utykajmy więc i nie martwmy się „Ach, jakie jest piekło Wadżry w porównaniu z piekłem Awici? I jak głęboko pod Bodhgają ono leży? A jakie ono jest gorące w porównaniu z tym i z tamtym?” itd. To mija się z celem. Jak powiedział Jego Świątobliwość – Budda nie przyszedł po to, żeby nas uczyć geografii, lecz aby nas uczyć, jak unikać i przezwyciężać cierpienie.
Jeśli więc mamy bardzo negatywną postawę wobec prób doskonalenia siebie, to jak kiedykolwiek moglibyśmy się udoskonalić? To oczywiste. To jest więc to wielkie niebezpieczeństwo. A jeśli nie przeanalizowaliśmy tego bardzo dobrze, zanim zaangażowaliśmy się w związek z jakimś nauczycielem duchowym i w poważne praktykowanie buddyzmu – jeśli nie uczyniliśmy tego jeszcze – to musimy naprawdę bardzo dobrze to przeanalizować, żebyśmy nie podlegali temu niebezpieczeństwu odwrócenia się od tego wszystkiego i przyjęcia postawy naprawdę negatywnej i odcięcia się od możliwości odniesienia w przyszłości pożytku z nauk buddyjskich. Wyobraźmy sobie tylko bycie tak bardzo rozczarowanym co do wszystkiego pozytywnego i do ludzi, którzy starają się być pozytywni itd., że nie mamy do kogo się zwrócić. Nie ma żadnej nadziei. To naprawdę opisuje jakieś piekielne położenie, prawda? Czujemy się schwytani w potrzask. Wszystko jest tak okropne i ponure, i nie ma żadnej nadziei.
Pamiętajmy, proszę, że nie mówimy to o żadnym wiecznym potępieniu. Nawet odrodzenie w piekle jest nietrwałe – dobiegnie kiedyś kresu. Lecz jest wiele niebezpieczeństw związanych z tego rodzaju związkiem, z tego rodzaju praktyką duchową, ponieważ jest ona poważna. I nie mogę wystarczająco mocno podkreślić, że to nie jest po prostu sytuacja, że „Cóż, muszę przestrzegać reguł. A jeśli nie przestrzegam reguł, to zostanę ukarany”. To z pewnością nie jest nic takiego.
Często słyszymy omówienie określenia lęk. Głównym kontekstem w którym powstaje to zagadnienie są schronienia. Schronienia oznaczają obieranie pozytywnego kierunku w swoim życiu. Nie jest to po prostu „Och, Buddo, Buddo, zbaw mnie, ochraniaj mnie”. To nie jest tak. Jest to zmierzanie w kierunku najgłębszego znaczenia Dharmy, którym jest osiągnięcie prawdziwego ustania cierpienia i przyczyn cierpienia oraz osiągnięcie prawdziwych stanów umysłu – prawdziwej ścieżki doprowadzającej do tego i wynikającej z tego, ścieżki na której Buddowie osiągnęli to w pełni, a członkowie arja Sanghi osiągnęli to częściowo. To jest więc kierunek, jaki chcemy nadać własnemu życiu, pracować w tym kierunku i, oczywiście, nauczyciel duchowy pomaga nam na tej ścieżce. Jakie jednak są powody dla obrania takiego kierunku w swoim życiu? I widzimy, bardzo wyraźnie – mówi się o tym w tekście – lęk przed gorszym odrodzeniem w przyszłości oraz ufność w to, że możemy uniknąć tego podążając w tym właśnie kierunku.
Występują więc dwa rodzaje lęku. Jest więc lęk bardzo destrukcyjny – może destrukcyjny nie jest najlepszym słowem, ale bardzo niszczący rodzaj lęku. Jest to ten rodzaj lęku, w którym czujemy, że nie ma żadnej nadziei i czujemy się absolutnie bezradni. Jest to bardzo przeszkadzający, niszczący stan lęku. „Nic nie mogę zrobić”. Jesteśmy po prostu sparaliżowani lękiem. Natomiast tutaj, w kontekście nadawania bezpiecznego kierunku swojemu życiu, bardzo się to różni, ponieważ zdajemy sobie sprawę z tego, że jest sposób na uniknięcie tych najgorszych wcieleń, a więc występuje tu wielka nadzieja. To jest więc zdrowe poczucie lęku.
Podam przykład. Chcemy przejść przez ruchliwą ulicę. „Boję się, żeby mnie nie potrącił samochód, lecz wiem, że jeśli popatrzę w obie strony i będę ostrożny, to mogę przejść bezpiecznie”. Jeśli nie byłoby żadnej nadziei na bezpieczne przejście przez tę ulicę i wyłącznie lękalibyśmy się potrącenia, to nigdy nie spróbowalibyśmy przejść przez tę ulicę. Wiemy jednak, że jest sposób na uniknięcie potrącenia i to zdrowe poczucie lęku czyni nas ostrożnymi. Czasem używam słowa obawa zamiast lęk. Jest to coś, czego naprawdę chcemy uniknąć, to nie jest paraliżujący rodzaj lęku.
To samo dotyczy tego, co czytamy o tych złych stronach żywienia negatywnej postawy wobec nauczyciela, o opuszczaniu go pogardzając nim, nienawidząc go i gniewając się na niego. Nie mówimy tu o czymś, co czasem nazywa się „złamaniem oddania się guru” – używając tych bardzo poważnie brzmiących określeń, z czego wynika „Cóż, nie zrobiłem dokładnie tego, co powiedział nauczyciel, dlatego pójdę do piekła”. Mówimy o rozwijaniu w sobie naprawdę negatywnego stanu umysłu skierowanego ku temu nauczycielowi, a nie po prostu o popełnieniu omyłki czy byciu zbyt leniwym, żeby zrobić to, o co nas poprosił nauczyciel, czy o czymkolwiek podobnym. I podobnie jak chcąc uniknąć potrącenia przez samochód, również chcemy uniknąć tego okropnego stanu umysłu, w jakim znaleźlibyśmy się żywiąc taką negatywną postawę wobec nauczycieli oraz buddyzmu i praktyki duchowej w ogóle. To by sprawiło, że zostalibyśmy z niczym.
Wiemy, że możemy uniknąć tego niebezpieczeństwa. W jaki sposób go unikamy? Nie poprzez zachowywanie się jak w wojsku, będąc całkowicie posłusznym jak karny żołnierz i odpowiadając tylko „ Tak jest!”, i wykonując wszystko, co nauczyciel poleca. Możemy tego uniknąć poprzez naprawdę poważne wcześniejsze sprawdzenie nauczyciela i samych siebie, własnej gotowości, własnych zdolności itd. Bądźmy bardzo, bardzo ostrożni przy tego rodzaju związku. Dobrze?
Jaką główną funkcję spełnia nauczyciel? Może nam przekazywać wiadomości, lecz poprawne informacje czerpiemy z internetu lub z książek. Może odpowiadać na nasze pytania, poprawiać nas, kiedy popełniamy omyłki, lecz nie trzeba być bardzo zaawansowanym, żeby móc coś takiego robić. Główną czynnością prawdziwych przewodników duchowych, oprócz udzielania nam ślubów i tego rodzaju spraw, jest inspirowanie nas. Podziwiamy więc tę osobę. Kimś takim właśnie staramy się stać, to jest nasz model i jej przykład inspiruje nas do usiłowania stania się kimś podobnym. A potem doznajemy całkowitego rozczarowania i cały ten model, cały ten ideał posiadany w umyśle ulega całkowitemu zniszczeniu, i nie tylko ulega on zniszczeniu, lecz przyjmujemy bardzo negatywną postawę „Ależ jestem głupi, że to robiłem”. A więc sposobem uniknięcia tego jest bardzo dobre wcześniejsze sprawdzenie i upewnienie się, a potem przestrzeganie rozmaitych wskazywanych procedur. Jeśli nauczyciel robi coś nieco dziwnego albo prosi nas o zrobienie czegoś takiego, to pytamy: „ Wyjaśnij mi, proszę, czemu mówisz coś takiego?”
Znów przychodzi mi na myśl Serkong Rinpocze. Lama Zopa powiedział mi kiedyś: „Jeśli chcesz prawdziwego przykładu tego, czym jest prawdziwy przewodnik duchowy, jest nim Serkong Rinpocze. To jest to prawdziwe zjawisko”.
Kiedyś pojawił się jakiś problem prawny i jakiś bałagan związany z działką gruntu w Nepalu, to chyba była ziemia pod klasztor żeński czy coś podobnego, którą Rinpocze posiadał albo otrzymał od kogoś (naprawdę nie pamiętam szczegółów). Krążyły o tym jakieś rozmaite historie i opowieści. A Serkong Rinpocze postąpił niewiarygodnie dobrotliwie wobec mnie, ponieważ jednego dnia wziął mnie na bok w swoim pokoju i objaśnił mi całą tę sytuację, żebym nie wzbudził w sobie jakichś wątpliwości czy dziwacznych myśli z powodu wszystkich tych pogmatwanych rzeczy, jakie miały miejsce. To jest ta prawdziwa myśl, prawdziwy nauczyciel, bardzo troszczący się o to, żebym nie popadł w rozczarowanie.
Dobrze, może tyle wystarczy na temat złych stron odwracania się od nauczyciela po tym, kiedy zaangażowaliśmy się w związek z nim.
Jak odnosić się do nauczyciela duchowego pod względem własnej postawy
Jeśli pójdziemy dalej za tymi rozmaitymi wskazówkami, powinienem raczej powiedzieć punktami zarysu, to następne zagadnienie dotyczy sposoby powierzania siebie nauczycielowi duchowemu. W jaki sposób odnosimy się do niego? I omawia się to pod kątem odnoszenia się do niego poprzez swoją postawę i poprzez swoje zachowanie się w obecności nauczyciela.
Jeśli chodzi o odnoszenie się do niego w myślach, w swojej postawie, wyjaśnia się to dwoma tybetańskimi słowami. Znów więc, wydójmy znaczenie z tych dwóch słów.
Pierwszym jest tybetańskie słowo mopa (mos-pa). Teksty abhidharmy podają definicję tych czynników czy aspektów umysłu. Mamy więc wersję autorstwa Wasubandhu i wersję Asangi – Tybetańczycy przyjmują obie wersje. Zawsze sprawdzajmy definicję. Nie polegajmy jedynie na równoważnym słowie podanym przez jakiegoś tłumacza czy w jakimś słowniku.
- Słowo mopa Wasubandhu definiuje jako: „pojmować dany przedmiot uwagi jako posiadający dobre cechy i zalety”. Pojmować. Co to oznacza? Bardzo trudno jest przełożyć to słowo. Pojmować nie jest jakimś wspaniałym słowem – większość ludzi nie ma jakiegoś jasnego obrazu jego znaczenia, nawet po angielsku. Pojmować coś oznacza poznawać to coś dokładnie i zdecydowanie. A tutaj odnosimy się do dobrych cech nauczyciela. Czym więc dokładnie są te dobre cechy nauczyciela? Nie są to te, które na niego rzutujemy czy wyobrażamy sobie, lecz jak to jest w rzeczywistości? Jakie są te dobre cechy czy zalety, jakie ma ten nauczyciel? I widzieć je w sposób bardzo zdecydowany. Nie na zasadzie „No cóż, może on je ma, a może nie ma”, lecz w oparciu o doświadczenie ich i przeanalizowanie oraz sprawdzenie, jesteśmy o tym bardzo przekonani.
- Zaś Asanga definiuje to jako „niewzruszone przekonanie”. Kładzie więc nacisk na bycie przekonanym o tym. I niekoniecznie co do zalet, choć tutaj w rozumieniu Wasubandhu mówimy o zaletach nauczyciela. Dobrze?
Jakie są to więc zalety? Cóż, studiowaliśmy spis wymogów stawianych nauczycielowi duchowemu. To są zalety nauczyciela. Czy jest on osobą etyczną? Czy w dużym stopniu ograniczył własne przeszkadzające emocje? Czy autentycznie obchodzi go dobro uczniów i jest bardzo dobry, i współczujący? Cały długi spis. Sprawdzamy, czy ma taki cechy, czy nie.
A w jaki sposób to poznajemy? Teraz więc zwracamy się ku podanym przez Czandrakirtiego objaśnieniu trzech kryteriów uznawania czegoś za miarodajne poznanie. Kiedy studiujemy Dharmę, to zawsze dopasowujemy do siebie rozmaite kawałki układanki.
1. A więc najpierw, czy panuje powszechna zgoda co do danej zalety. Czy konwencjonalnie uznaje się ją za będącą zaletą, dobrą cechą?
Cóż, wtedy sprawdzamy. Tak, panuje zgoda co do tego, że taki jest wymóg. Zaletą nauczyciela jest to, że jest nauczycielem mającym silne poczucie etyczności. To więc pasuje do tej konwencji - zgodnie z tekstem. W porządku? Ktoś jest wobec nas uczciwy. Konwencja jest taka, że możemy ufać takiej osobie. Komuś, kto nie jest wobec nas uczciwy – nie ufamy. To jest po prostu powszechna konwencja panująca pomiędzy ludźmi. To jest pierwsze kryterium.
Tylko dlatego, że ktoś jest sławny czy ma jakieś wielkie imię… Jego Świątobliwość zawsze to powtarza, że ci tulku, reinkarnowani lamowie, nie powinni po prostu polegać na tym, że mają wielkie nazwisko po swoim poprzedniku, lecz muszą wykazać się swoimi zdolnościami w tym życiu. Nie jest to zatem konwencją, nie jest właściwą konwencją, że ktoś jest wielkim nauczycielem tylko dlatego, że ma tytuł Rinpocze. W rzeczy samej, podczas wielkiej konferencji tulku w roku 1988, Jego Świątobliwość powiedział, że gdyby to od niego zależało, to pozbyłby się całego tego systemu tulku, gdyż jest on zbyt podatny na nadużycia. W porządku? I skarcił wszystkich tulku za lenistwo, za poleganie jedynie na posiadaniu wielkiego imienia.
To jest to pierwsze kryterium. Dana cecha musi zgadzać się z konwencją z powszechnie panującą zgodą co do tego, jaki jest dobry nauczyciel, wykształcony nauczyciel.
2. Drugie jest takie, że nie podważa jej umysł miarodajnie poznający konwencjonalną prawdę.
Występuje w tym mnóstwo technicznych słów. Konwencjonalne poznanie, konwencjonalna prawda. Obserwujemy, jak postępuje nauczyciel, pytamy innych ludzi o ich doświadczenia z nim. Czy te doświadczenia przeczą tym zaletom, czy nie? Czy zaprzeczają konwencjonalnej prawdzie tego, czym jest dobry nauczyciel? Konwencjonalną prawdą bycia dobrym nauczycielem, właściwym nauczycielem – kimś, kto jest etyczny itd. A potem widzimy, że ta osoba postępuje całkowicie nieetycznie. A inni ludzie obserwując ją również widzą, że sposób postępowania tego nauczyciela jest okropny. A zatem obserwowanie całkowicie okropnego postępowania danego nauczyciela przeczy posiadaniu przez niego zalet. A czegoś takiego nie chcemy, nie chcemy, żeby cokolwiek temu przeczyło.
3. A następnie trzecim kryterium jest to, że nie podważa tego umysł miarodajnie poznający najgłębszą prawdę.
Jeśli miarodajnie poznajemy najgłębszą prawdę, to poznajemy pustkę. A więc pustka – cechy nauczyciela nie są samostanowione, wewnętrznie wrodzone tej osobie itd. – powstały z wszelkiego rodzaju przyczyn i warunków oraz czynników itp. Jeśli więc myślimy, że ten nauczyciel jest czymś w rodzaju boga, jakąś transcendentną istotą na wysokościach i jest taki trwale, i solidnie, sam z siebie, jest to, oczywiście, nieprawdziwe. Coś takiego podważa umysł miarodajnie rozumiejący pustkę i współzależne powstawanie. Wszyscy mamy zdolność do rozwinięcia zalet, lecz można je zbudować jedynie ogromną ilością ciężkiej pracy. To w taki właśnie sposób nauczyciel doszedł do swoich osiągnięć. To tak Budda stał się Buddą. Jest więc bardzo ważne, żeby nie myśleć o tych zaletach „ Ojej, to jest niemożliwe do osiągnięcia”. Podchodźmy więc realistycznie do tego, jak się rozwija zalety. Dobrze?
A wtedy jest mowa o tym stanie umysłu, o pierwszym sposobie odnoszenia się do nauczyciela, a mianowicie z ufnością, z ufnością w to, że ma on te zalety, z niezachwianym przekonaniem o tym. W porządku? Ponieważ mamy takie przekonanie, to możemy mu zaufać. To jest bardzo ważna część. Ufamy temu, co mówi. Ufamy, że nie zawiedzie nas. Staje się to teraz bardzo delikatną sprawą, nieprawdaż?, ponieważ ci nauczyciele nie mają dla nas czasu, są bardzo zajęci, podróżują po całym świecie, mają tysiące tak zwanych uczniów czy zwolenników (czy są oni rzeczywiście bliskimi uczniami, to inna kwestia), lecz ufamy, że mają te zalety i mogą nas inspirować. Do otrzymywania codziennych wskazówek i poleceń może nam wystarczyć mniej przygotowany nauczyciel. To jest inny poziom.
Postrzeganie nauczyciela jako Buddy
Teraz dochodzi to do bardzo delikatnego zagadnienia (na które nie mamy zbyt wiele czasu podczas tej sesji, lecz które chciałbym omówić), którym jest wyróżnianie nauczyciela jako Buddy. Przede wszystkim, często przekłada się to słowem rozpoznawać.Rozpoznawanie nie oddaje całkowicie tego znaczenia. Jest to wyróżnianie, wyróżniający czynnik umysłu (‘du-shes). Co oznacza wyróżnianie? Opiera się ono na wyodrębnianiu cech definiujących coś jako będące tym, a nie tamtym. Przez cały czas to mamy. Jest to jedno z pięciu skupisk (skandha).
Najprostszy przykład, to kiedy w polu swojego widzenia możemy wyróżnić barwny kształt czyjejś głowy spośród barwnego kształtu ściany w tle. Gdybyśmy nie mogli tego wyróżniać, nie byłoby sposobu na radzenie sobie z życiem. To daje nam pewne pojęcie, o czym mówimy poprzez wyróżnianie. Występują tu określone cechy charakterystyczne tego zbioru barwnych kształtów czyniące zeń głowę, a nie ścianę.
Proszę mi wybaczyć to dzielenie tu włosa na czworo, ale to jest coś, co kocham robić. Postaram się to nieco rozjaśnić. Musimy tu przywołać cały ten przykład duchów postrzegających coś jako ropę, ludzi widzących w tym wodę oraz bogów postrzegających to jako nektar. Nie jest więc tak, że występuje tu jakiś prawdziwie istniejący płyn, który jest pozbawiony cech i wtedy jedynie przy pomocy myślowego etykietowania, duchy etykietują go jakoropę, ludzie jako wodę zaś bogowie jako nektar i z powodu ich karmy ten płyn może tak właśnie dla nich funkcjonować. To nie jest tak. W przeciwnym razie moglibyśmy rzutować nań wszystko. Dobrze.
Myślę, że to jest u Tsongkhapy albo może Kejdrubdżeja – nie pamiętam w którym to jest komentarzu, który wyjaśnia, że rzeczywiście występują cechy charakterystyczne przedmiotu, lecz nie można ich znaleźć w danym przedmiocie. Co to więc oznacza? Konwencjonalnie, rzeczy nazywa się dharmami, wszystkie zjawiska są zwane „dharmami”, zaś dharmę definiuje się jako coś, co posiada własne cechy charakterystyczne. Zatem występują definiujące cechy charakterystyczne rzeczy, lecz te definiujące cechy charakterystyczne nie mają mocy, by samodzielnie, bądź w powiązaniu z etykietowaniem, uczynić coś tym, czym jest. Niezwykle trudno jest więc to zrozumieć. Piękne dzięki za tę definicję, lecz co to u licha oznacza?
Jest taki przykład, który wymyśliłem, który być może pomoże nam z tamtym przykładem ropy, wody i nektaru oraz definiujących je cech charakterystycznych. Pomyślmy o dwunastu jajkach. Dwanaście jajek można podzielić na cztery grupy po trzy, trzy grupy po cztery, dwie grupy po sześć, sześć grup po dwa. Czy po stronie tych dwunastu jajek występuje cokolwiek, co pozwala im być w ten sposób dzielone? Gdzie? A jednak można podzielić je w ten sposób, nieprawdaż?, w zależności od ram myślowych osoby, która chce zrobić omlet z dwóch jaj, z trzech jaj czy innej ilości. Lecz musielibyśmy przyznać, że te dwanaście jajek mają charakterystyczną cechę bycia dzielonymi na te rozmaite sposoby. Zastanówmy się nad tym. Jest to naprawdę głębokie. Dlatego każdy z tych sposobów etykietowania tych dwunastu jajek jest miarodajny – czy etykietujemy je jako cztery grupy po trzy, dwie grupy po sześć, czy jakkolwiek. Zaś etykietowanie czegoś jako ropy, wody czy nektaru również jest miarodajne dla każdego z tych rodzajów umysłu.
Zastosujmy to teraz do tego przykładu nauczyciela jako Buddy. Czym jest Budda? Budda jest pełen wszelkich zalet. Również nauczyciel ma rozmaite zalety. Jesteśmy co do tego przekonani. To jest dokładny opis. Zaś nauczyciel ma również cechy ujemne, wady. Nie jest więc tak, że nie możemy ich znaleźć w nauczycielu. Lecz na podstawie jego zachowania się itd., możemy mówić, że ma on zalety i wady. Teraz co do naszego stanu umysłu. Czy będziemy jak duch, który skupia się wyłącznie na wadach, na cechach ujemnych? Oto ten okropny ktoś i on nie ma dla nas czasu, na kogo narzekamy i wchodzimy w bardzo negatywny stan umysłu? Czy też skupiamy się na definiujących charakterystykach zalet, a więc stanie umysłu postrzegającym Buddę?
Piąty Dalajlama powiedział to bardzo jasno (Tsongkhapa wskazuje na to, zaś Piąty Dalajlama rozwija to w swoim lam-rim), że nie wypieramy się wad nauczyciela, nie jesteśmy co do tego naiwni, lecz zdajemy sobie sprawę z tego, że skupianie się wyłącznie na tych wadach – nie przynosi to żadnego pożytku i prowadzi wyłącznie do narzekania. Natomiast skupiając się na zaletach możemy uzyskać wielką inspirację.
A więc cechy pozytywne. Jeśli myślimy w kategoriach Natury Buddy, to mamy wszystkie te skłonności. Przełóżmy to teraz z omówienia karmy. Występuje pewien aspekt tego, albo, jak to nazywam, strona tego – ponieważ jest to nieco odmienne słowo po tybetańsku – określona strona tej skłonności, którą jest jej jeszcze-nie-mający-miejsca skutek. Dobrze? Nie jest to tak, że on siedzi sobie w środku i czeka, żeby wyskoczyć, ponieważ wpłyną na niego rozmaite okoliczności, lecz występuje pewnie jego aspekt, pewna jego strona, która może dać skutek. A więc jeszcze-nie-mający-miejsca skutek. Ten skutek obecnie jeszcze się nie wydarza.
Zaś co do nauczyciela i tych zalet oraz wynikających z nich skłonności, to ich jeszcze-nie-mającym-miejsca pełnym rozwinięciem jest Budda. Nie mamy tu więc naiwnego podejścia w znaczeniu „Och, to jest wszechwiedząca istota i zna – zawsze tu stroję sobie z tego żarty – numer telefonu do każdego człowieka na planecie i potrafi przenikać przez mury oraz zwielokrotniać się do bilionów form, a także mówić w każdym języku” itd. Z pewnością nie jesteśmy na tyle naiwni, żeby myśleć, iż nauczyciel ma to wszystko teraz naprawdę. On jest tym jeszcze-nie-mającym-miejsca Buddą, którego można mu miarodajnie przypisać w oparciu o wszystkie posiadane przez niego zalety.
Tak więc, podobnie, w tym znaczeniu postrzegamy nauczyciela jako Buddę. Postrzegamy nauczyciela w kategoriach tego aspektu Buddy, w kategoriach Natury Buddy, jak byśmy byli bogami postrzegającymi i doświadczającymi tego tak, jakby to był nektar. A postrzegając nauczyciela jako Buddę – nie postrzegając, tylko wyróżniając, tym słowem jest wyróżniać – wyróżniamy w nim te cechy charakterystyczne pośród wad. Na tym właśnie się skupiamy i etykietujemy go jako jeszcze-nie-mającego-miejsca Buddę. Zwykle nie wymienia się tego „ jeszcze-nie-mający-miejsca” – po prostu Budda.
Proszę pamiętać o znaczeniu tego, szczególnie w tantrze. Jeśli potrafimy tak robić z nauczycielem, to potrafimy tak zrobić również ze sobą. Proces jest dokładnie ten sam. W tantrze, używając na początek własnej wyobraźni, wizualizujemy siebie samych już jako Buddów – chociaż wiemy dobrze, że to jeszcze nie ma miejsca – i na tę podstawę miarodajnie naklejamy ja, konwencjonalne ja. Nazywa się to odczuwaniem dumy bóstwa. Występuje tu więc całe kontinuum umysłu. A w oparciu o te wszystkie zalety i skłonności, które mamy obecnie, możemy naklejać na to ten jeszcze-niemający-miejsca wynik, jeszcze-nie-mającego-miejsca Buddę, zaś na koniec to będzie już mający miejsce Budda. Możemy więc naklejać ja na cały ten proces. Początkiem jest możność robienia tego z nauczycielem, jak właśnie mówiłem, żeby przezwyciężyć własne skupianie się na sobie. Pomaganie mojemu nauczycielowi otworzyło mnie na możność pomagania innym. Podobnie, postrzeganie nauczyciela jako Buddy otwiera nas na zdolność do robienia czegoś takiego w praktyce tantry wobec samego siebie. I takie w tantrze ma znaczenie guru jako Buddy.
A gdy tekst mówi: „Kiedy nauczyciel jawi się nam pełen niedociągnięć, ten pozór nie jest wiarygodny”, itd., to musimy rozumieć to w kontekście tego, co właśnie wyjaśniłem. Zamiast jak bogowie postrzegać nektar, stajemy się jak duchy widzące ropę – etykietując okropnego nauczyciela itd., ten dziwaczny wygląd, wady. Jest to więc podobne do duchów dostrzegających ropę. A to, co w tym jest niewiarygodne, to rzutowanie jakiegoś prawdziwie ustalonego istnienia tego. „Ten prawdziwie okropny nauczyciel ma prawdziwie wady. Okropne. Do niczego”. To właśnie jest niewiarygodne. Co oznacza niewiarygodne? Oznacza, żeby na tym nie polegać, żeby nie polegać na skupianiu się na tych wadach, ponieważ to tylko nas przygnębi i napełni stanem umysłu pełnym narzekania. Nie polegajmy na tym. To nas donikąd nie zaprowadzi. Zaś, nie wypierając tamtych wad, skupiajmy się na postrzeganiu nauczyciela jako Buddy. Bez naiwnego myślenia, że on już jest obecnie-mającym-miejsce Buddą, wszechwiedzącym i władającym każdym językiem we wszechświecie.
We wszystkich spisach wymogów stawianych guru, nigdzie, w ani jednym spisie nie mówi się, że nauczyciel jest rzeczywiście oświeconą istotą. Nigdy. Nie bierzmy więc nauk dosłownie i nie przyjmujmy, że nauczyciel jest Buddą – rozumiejmy to w tym całym szerszym kontekście, który właśnie objaśniłem. A wtedy możemy uzyskiwać najwspanialszą inspirację od nauczyciela i to nam bardzo mocno pomoże na ścieżce tantrycznej – w pracy ze sobą w formie tych rozmaitych postaci Buddy podczas własnej praktyki tantry. W porządku? Dobrze.
Przekroczyliśmy już czas i nie wiem, czy to będzie bardzo płodne pytać „Czy macie w związku z tym jakieś pytania?” Może będzie bardziej produktywne dać sobie to przetrawić przez noc i pytania na ten temat zadać rano. Tak chyba będzie lepiej.
To bardzo, bardzo delikatne zagadnienie – guru jest Buddą – i bardzo łatwo opacznie je rozumieć. Trzeba więc je pojmować w tym szerszym kontekście innych nauk. Wtedy nabiera to właściwego znaczenia. W porządku? Dobrze.
Zakończmy więc dedykacją. Pomyślmy, oby wszelka pozytywna siła, która powstała z tego, mogła wnikać coraz głębiej i działać, jako przyczyna osiągnięcia oświecenia dla dobra wszystkich.